Za nami już cztery wyścigi sezonu 2013. Po raz kolejny okazało się, że gigantyczne znaczenie, często nawet większe niż osiągi bolidu, ma odpowiedni dobór mieszanki opon oraz to, w jaki sposób auto obchodzi się z ogumieniem. Pirelli postawiło na zmiany, bardzo drobne zmiany.
Chociaż nie wszyscy miłośnicy Formuły 1 to wiedzą, co rok producenci opon przygotowują nowe mieszanki w ścisłej współpracy z FIA. Pirelli, które wniosło do wyścigów F1 sporo zamieszania, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, także stosuje tę praktykę.
W tym sezonie opony wykonane z miękkiej bądź supermiękkiej mieszanki (zależy od tego, jakie komplety firma przygotuje na wyścig) wytrzymują znacznie krócej od twardszego ogumienia. Takie podejście zaniepokoiło Red Bulla, który prosił Pirelli o zmiany w mieszankach opon.
Ostatecznie jednak dostawca ogumienia zdecydował się wprowadzić delikatne modyfikacje wyłącznie do twardego ogumienia, które przeznaczone będzie na weekendy wyścigowe rozgrywane w Europie, gdzie jest o wiele niższa temperatura asfaltu niż w Bahrajnie czy Malezji.
Zdaniem Christiana Hornera, szefa zespołu Red Bull, jazda na cztery pit stopy jest zbyt ekstremalna i zespoły za często muszą balansować na krawędzi, kombinując z liczbą okrążeń pokonywanych podczas poszczególnych stintów. Trudno odmówić mu odrobiny racji, jednak Pirelli zmieniło F1 na lepszą.
Źródło: DzielPasje