Pierwszeństwo łamane i sygnalizacja świetlna. Dzielą kierowców i powodują kolizje
Połączenie tzw. pierwszeństwa łamanego i sygnalizacji świetlnej spędza sen z powiek internautom. Oczywiście problemem są jak zwykle w tej sytuacji niedokładnie sprecyzowane przepisy, ale też brak szerszego spojrzenia na nie. Zatem i my postanowiliśmy się tym zająć.
21.01.2019 | aktual.: 28.03.2023 12:04
Pierwszeństwo łamane – co to jest?
Od tego należałoby zacząć, ponieważ jest to określenie umowne, nie zawarte w żadnych przepisach czy kodeksie drogowym. O pierwszeństwie łamanym mówimy wtedy, gdy pod tablicą D-1 "droga z pierwszeństwem" lub A-4 "ustąp pierwszeństwa" znajduje się tablica pomocnicza T-6, która wskazuje rzeczywisty przebieg drogi z pierwszeństwem.
Zmienia ona więc sytuację, ponieważ bez niej na klasycznym skrzyżowaniu czterech dróg zawsze przebiega ono po linii prostej, jeżeli znajdują się tam znaki D-1 i A-7.
Pojawia się sygnalizator – pojawia się problem?
Sytuacja staje się trudniejsza, gdy przed skrzyżowaniem pojawiają się sygnalizatory świetlne, które w myśl ustawy o ruchu drogowym są nadrzędne nad znakami drogowymi. Dlaczego trudniejsza? Ponieważ pomimo działania sygnalizacji, znaki pionowe, w tym tablice T-6 wciąż są widoczne dla kierowców, a ci traktują je jako obowiązujące.
W tym miejscu kierowcy popełniają błąd, ponieważ źle interpretują poniższy zapis kodeksu drogowego:
[b]art. 5.3.[/b]Sygnały świetlne mają pierwszeństwo przed znakami drogowymi regulującymi pierwszeństwo przejazdu.
Kierowcy interpretują to na dwa sposoby:
- Sygnały świetlne rozstrzygają o pierwszeństwie, a jeżeli to nie wystarczy, to w drugiej kolejności rozstrzygają znaki pionowe.
- Sygnały świetlne odwołują znaki pionowe, a jeżeli to nie wystarczy, rozstrzygają ogólne zasady ruchu drogowego.
Różnica polega przede wszystkim na tym, że ci pierwsi traktują ważność sygnałów stopniowo, czyli w pierwszej kolejności rozstrzyga osoba kierująca ruchem, w drugiej sygnalizacja, w trzeciej znaki pionowe, a na końcu ogólne zasady.
Natomiast w drugim przypadku nie ma stopniowania, więc gdy ruchem steruje sygnalizacja świetlna, wówczas w przypadkach spornych stosujemy się wyłącznie do ogólnych zasad ruchu drogowego, a znaki pionowe po prostu nie obowiązują. Jest to o tyle problematyczne, że w sytuacji pokazanej na poniższej ilustracji, przy tych dwóch różnych opiniach, różne pojazdy miałyby pierwszeństwo.
Jeżeli interpretujemy przepisy zgodnie z pierwszym podejściem, wówczas pierwszeństwo ma autobus, ponieważ znajduje się na drodze z pierwszeństwem przejazdu, o czym informuje tablica T-6 pod znakiem D-1.
Jeżeli jednak zgadzamy się z drugą interpretacją, wówczas pierwszeństwo ma czerwone auto osobowe, ponieważ autobus w myśl zasad ogólnych musi je przepuścić mając je po swojej prawej stronie w chwili skrętu. Jak jest naprawdę?
Wspomniany art. 5. 3. kodeksu drogowego należy interpretować w taki sposób, że dopóki sygnalizacja świetlna działa, dopóty to ona reguluje pierwszeństwo przejazdu i przez ten czas znaki pionowe nie obowiązują. Z tym zgadza się każdy, dopóki nie ma tablicy T-6. Dlaczego więc miałoby być inaczej, gdy się ona pojawia, skoro jest jedynie tablicą pomocniczą do znaku D-1 lub A-7?
Oczywiście na taką tezę znajdą się setki przeciwników, ale już sam obrazek wskazuje na fakt, że jest ona słuszna. Są na to dwie logiczne przesłanki: zielone światło dla pojazdu czerwonego (który nie ma pierwszeństwa?) oraz czerwone dla pojazdów z jego prawej strony.
Zgodnie z logiką, gdyby pojazd czerwony nie miał pierwszeństwa do jazdy na wprost, miałby czerwone światło. Gdyby pierwszeństwo w tej sytuacji miał autobus, wówczas zielone światło powinny mieć również pojazdy nadjeżdżające z drugiej strony drogi, która na tablicy T-6 jest oznaczona jako ta z pierwszeństwem. Inaczej nie ma to sensu i jest nielogicznym utrudnieniem ruchu.
To dlatego ustawodawca opracował przepis – choć w sposób niezbyt precyzyjny – który w praktyce odwołuje znaki pionowe, jeżeli na skrzyżowaniu pojawia się sygnalizacja świetlna. Inna sprawa, to pytanie: dlaczego miałaby ona odwoływać znaki D-1 i A-7, a tablice pomocnicze T-6 do tych znaków miałyby być nieodwołane? To również byłoby wbrew logice.
Co zatem należy sobie zapamiętać i utrwalić? Po pierwsze, że sygnały świetlne mając pierwszeństwo nad znakami pionowymi i w praktyce odwołują je dopóki działają. Po drugie, w przypadku sytuacji spornej, jak na obrazku, gdzie sygnalizacja nie ustala ściśle pierwszeństwa, działają wyłącznie przepisy ogólne, które zawarto w kodeksie drogowym:
[b]art. 25.[/b]
- Kierujący pojazdem, zbliżając się do skrzyżowania, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa pojazdowi nadjeżdżającemu z prawej strony, a jeżeli skręca w lewo - także jadącemu z kierunku przeciwnego na wprost lub skręcającemu w prawo.
- Przepisu ust. 1 nie stosuje się do pojazdu szynowego, który ma pierwszeństwo w stosunku do innych pojazdów, bez względu na to, z której strony nadjeżdża.
Po trzecie, przepisy ogólne działają zawsze, w każdej sytuacji spornej, niezależnie od tego czy pierwszeństwem przejazdu steruje sygnalizacja czy znaki pionowe. Zwróćcie uwagę jeszcze na fakt, że gdy na skrzyżowaniu sygnalizator kierunkowy pozwala skręcić w lewo, to pojazdy nadjeżdżające z przeciwka mają czerwone światło.
Dlatego choć przepisy ogólne mają tu wciąż zastosowanie, to kierowcy mogą skręcić w lewo, ponieważ nikomu pierwszeństwa nie wymuszą.
Po czwarte, nie ma czegoś takiego jak stopniowanie ważności sygnałów – działa albo sygnalizacja, albo znaki, a jeżeli jedno lub drugie nie rozstrzyga o pierwszeństwie, zawsze zastosowanie mają przepisy ogólne (art. 25).