Wywiad z Tomkiem Baranowskim. O samochodach, którymi się nie interesuje i roli Krzysztofa Hołowczyca w jego karierze
Tomasz Baranowski to kierowca, o którym pięć lat temu nikt w motorsporcie nie słyszał. W pucharze Dacii Duster wystartował za namową kolegi i żeby sprawdzić kolejną dyscyplinę sportu. Po pięciu latach od debiutu jest w miejscu, o jakim wielu bardziej doświadczonych zawodników mogłoby pomarzyć. Ma sprzęt z najwyższej półki, a jego mechanicy to – jak ich nazywa – "chłopaki od Hołowczyca". Miałem okazję przejechać się z nim na prawym fotelu, ale i porozmawiać.
Na co dzień Tomasz Baranowski jest prezesem zarządu Finarto Investments, firmy inwestującej w sektorze nieruchomości i private equity. Mając spore zaplecze finansowe może pozwolić sobie na to, by w weekendy uprawiać motorsport, który jest dla niego kolejną dyscypliną sportu uprawianego amatorsko.
Spotkałem go przed Columna Medica Baja Poland 2022 na odcinku testowym, na którym dzięki uprzejmości jego zespołu, Finarto Racing, mogłem usiąść na prawym fotelu jego nowej "zabawki" - toyoty hilux T1. Po takiej przejażdżce rozmowa z człowiekiem, którego dopiero co poznajesz i wiesz kim jest, staje się zupełnie inna. Jakbyś spędził z nim wieczór przy ognisku i piwie. Mogliśmy porozmawiać o jego nowej dyscyplinie sportu, który jak poprzednie (jeszcze) traktuje dość amatorsko.
Marcin Łobodziński: Dlaczego wybrałeś akurat rajdy terenowe?
Tomasz Baranowski: To był przypadek.
(W tej chwili wybuchamy śmiechem, bo tak zazwyczaj mówią sportowcy.)
Tomasz Baranowski: Przed rokiem 2017 nie byłem w ogóle zainteresowany motoryzacją. Ja uwielbiam sport, którego nigdy nie uprawiałem zawodowo, ale amatorsko robiłem wiele. Grałem w koszykówkę, w piłkę ręczną, w tenisa stołowego, byłem sprinterem, trenowałem karate, windsurfing, który uprawiam do dziś. W pewnym momencie kolega, Grzegorz Konczak, mój pierwszy pilot, który jest mocno zajarany offroadem mówi mi, że jest jakiś puchar Dacii w rajdach Cross Country. Ja wtedy kojarzyłem tylko, co to jest muzyka country.
Wsiedliśmy w samochód, pojechaliśmy do Poznania do stajni Overlimit, która wówczas też serwisowała te rajdowe dacie i przedstawiłem się pytając, czy to tu można jeździć w jakichś rajdach? Dla mnie w ogóle wtedy był to znak zapytania czy motorsport to też sport, bo niespecjalnie miałem wtedy o tym pojęcie.
Pojechałem wtedy te kilka rajdów i mi się spodobało. Przede wszystkim dlatego, że jest to bardzo wymagający sport. Z zewnątrz wydaje się, że tylko się siedzi i jedzie samochodem. Za każdym razem wychodzisz z auta spocony. Ale do dziś nie wiem do czego służy większość przycisków i pokręteł w samochodzie, dlatego szczególnie teraz muszę jeździć z kimś, kto się na tym zna. W dusterze nie było natomiast to aż tak wymagające – możesz tam wsiąść jako zwykły kierowca, bez specjalnego przygotowania.
MŁ: Złapałeś bakcyla i od razu przesiadłeś się do toyoty land cCruiser, czyli samochodu T2, który obecnie jest w tej samej klasie. To była duża zmiana?
TB: Tak, teraz duster i land cruiser to T2, ale wtedy to była inna klasa, bo np. nie można było dacią pojechać w mistrzostwach Polski, a teraz już tak. Więc wtedy to była przesiadka o klasę wyżej, no i przede wszystkim do samochodu, którym mogłem startować za granicą w maratonie. Już wtedy ciągnęło mnie do rajdów pustynnych. Ta toyota na to pozwalała, dusterem bym nie mógł.
Po dwutygodniowych testach pojechałem pięciodniowy rajd w Maroku i dojechałem do mety. Oczywiście gdzieś na szarym końcu w generalce, ale wyniki wtedy nie były moim celem, tylko osiągnięcie mety. Choć przy okazji zająłem pierwsze miejsce w klasie T2.
MŁ: Wtedy też związałeś się ze stajnią Hołowczyc Racing
TB: Tak, po prostu po dusterze szukałem jakiejś drogi dalej. Umówiłem się w Warszawie z Krzysztofem Hołowczycem. Od razu powiedział, że zbudują mi takie auto, bo mieli z tym już doświadczenie.
MŁ: Dlaczego wybrałeś toyotę land cruiser?
TB: Oparłem się na wiedzy i doświadczeniu Hołowczyc Racing – to była rekomendacja Krzysztofa. Ja się na tym kompletnie nie znam.
W pierwszym sezonie, wiadomo, musieliśmy leczyć choroby wieku dziecięcego, ale w kolejnym było już bardzo dobrze, bo przejechaliśmy cykl FIA Cross Country Rally World Cup, gdzie w 2019 roku w klasie T2 zdobyliśmy wicemistrzostwo świata. To samochód, który dojeżdża do mety.
MŁ: Jakie są największe różnice z punktu widzenia zawodnika pomiędzy dusterem a land cruiserem?
TB: Toyota ma większe koła i mocniejszy silnik, więc w piachu potrafi więcej. Dacia oczywiście ewoluowała, jest mocniejsza, ale na wydmie trzeba być dobrym artystą, by to przejechać. Zauważ, że wszyscy się dziwią, jak te dacie mogą startować na końcu stawki, jadąc w tych rowach (czyt. koleinach) utworzonych przez wcześniejsze pojazdy, ale jak widać dają radę. Trzeba trochę więcej kombinować, ale się da.
Jednak toyota to większe możliwości przejechania bardzo trudnego terenu i kiedy wciśniesz gaz to pojedziesz, co nie zawsze jest takie oczywiste w dusterze. Moc dużego silnika robi swoje.
MŁ: Toyota hilux T1 to już prawie najwyższy poziom. Wybrałeś taki sprzęt, bo chcesz walczyć w czołówce?
Mam świadomość tego, że wchodząc do tej najwyższej klasy nie mogę się łudzić, że mogę się ścigać z tymi zawodnikami, którzy jeżdżą w T1 długie lata. Jestem realistą i jadę tak jak potrafię, jadę swoje. To mój drugi rajd (tegoroczny Baja Poland – przyp. red.) na takim poziomie.
Jeśli jadę dobrze, mam dobry czas, to daje mi to satysfakcję, ale nie chodzi mi o wynik. Chcę jechać tym samochodem bo kręci mnie to, ile on ode mnie wymaga. Teraz na przykład muszę już robić intensywne treningi w siłowni, by wytrzymać samą jazdę i jej tempo – zresztą sam wiesz.
Zobacz także
MŁ: Rozmawiałem z Kubą Przygońskim, kiedy startował w tegorocznym Dakarze. Czułem w jego wypowiedziach rozczarowanie tym, że ma topowy sprzęt klasy T1, a tu nagle powstaje nowa liga – klasa T1+. Tym samym jego samochód przechodzi jakby do drugiej ligi. Ty przesiadłeś się do T1 mniej więcej w tym samym czasie. Na naszym podwórku to jest topowy sprzęt, ale kiedy przyjeżdżają na Baja Poland tacy zawodnicy jak Yazeed Al Rajhi czy Benediktas Vanagas, to twoja toyota wygląda przy ich jak zabawka. Nie czujesz rozczarowania tym?
TB: W moim przypadku to nie jest problem, to nie ten etap. Nie walczę z takimi zawodnikami i jeszcze długo tak nie będzie. Mam samochód, który wygrał Dakar i to całkiem niedawno, więc nie czuję rozczarowania. Po za tym zawsze kiedyś można się przesiąść do T1+.
MŁ: Jaka jest rola Krzysztofa Hołowczyca w twojej karierze zawodnika cross country poza tym, że zapewnia ci zaplecze techniczne?
TB: Już samo to, że czasami się u nas pojawia, daje mi dużo. Nie tylko na rajdach, ale i na testach, nawet z zawodnikami dacii. On jest otwarty i nie trzyma całej wiedzy dla siebie, dużo opowiada i warto tego słuchać. Jak nastawisz dobrze ucha, to można z jego opowieści dużo wyciągnąć. Parę razy wsiadaliśmy razem do auta i tłumaczył mi jak jeździć – nie każdy ma taką okazję.
Jednak ważni są też ludzie, którzy otaczają "Hołka". Mogłem korzystać z wiedzy Łukasza Kurzei (pilota Hołowczyca – przyp. red.), z którym raz wystartowałem. Nie mogę też pominąć takiej osoby jak Paweł Paź (mechanik rajdowy od ponad 20 lat pracujący z Hołowczycem – przyp. red.), który spędził ze mną najwięcej czasu w samochodzie, m.in. na testach i treningach.
Sporą rolę w moim przygotowaniu do jazdy w tym sporcie miał też Maciek Marton, z którym po raz pierwszy pojechałem na wydmy w 2018 r. i to on mnie nauczył jak po nich jeździć.
MŁ: Jakie masz cele na najbliższą przyszłość?
TB: Mam plan pojechać Rajd Andaluzji w Hiszpanii, który jest maratonem zaliczanym do Pucharu Świata. Najbardziej kręcą mnie te długie rajdy – im dłuższe tym lepsze. Ja się szykuję na duże wyzwania, nie na kilkunastominutowe etapy. Dla mnie te 50 km "oesu" to trochę za mało. Dlatego chcę startować w maratonach. Chcę się regularnie przewijać przez Puchar Świata czy Puchar Europy. Wybieram się też na Baja Portalegre w październiku.
MŁ: Pozwalasz sobie na marzenia o Dakarze?
TB: Jeszcze nie dopuszczam tej myśli. Zobaczymy, co przyniesie życie. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to będę próbował.