Samochodowa ściąga
Święta Bożego Narodzenia są świetną okazją do spotkań z kolegami. W trakcie takich zebrań, prędzej czy później musi dojść do dyskusji o samochodach. Ciekawe polemiki przeradzają się niekiedy w zabawne pyskówki, podczas których adwersarze, będący dobrymi kumplami, debatują na temat silników, segmentów czy rajdów. Często jednak w gronie przyjaciół może znaleźć się ktoś, kto nie ma na temat samochodów zielonego pojęcia. Wtedy trzeba tłumaczyć mu, że hatchback to nie silnik, a LPG to nie nazwa samochodu. Problem polega na tym, że podczas kolejnego spotkania, taki koleżka o wszystkim zapomni. Przekonałem się o tym już kilka razy, także w tym roku. Postanowiłem więc przygotować krótką ściągę.
27.12.2016 | aktual.: 01.10.2022 20:48
W czasach studenckich mieszkałem na wielu stancjach i poznawałem przez to różnych ludzi. Były to bardzo ciekawe doświadczenia, ponieważ miałem okazję zdobywać od tych osób wiedzę z różnych dziedzin. Na pierwszym roku poznałem chłopaka, który słuchał wielu odmian muzyki. Jego płyty stanowiły prawdziwą różnorodność. Kolega nauczył mnie czym są: rock, metal, death metal, heavy metal, thrash metal, gothic metal i jeszcze wiele innych. Na tej samej stancji mieszkał inny gagatek. Objaśnił mi on sprawy związane z piłka kopaną. Nasłuchałem się o klubach piłkarskich, sponsorach i trenerach. Kolega wyjaśnił mi czym są FIFA, UEFA, ekstraklasa, B – klasa, pułapka offside’owa i PZPN, a także co należy robić z tym ostatnim. Na drugim roku zamieszkałem z moimi dwoma kumplami. Od jednego czerpałem wiedzę na temat sportów walki. Najpierw otrzymałem garść informacji teoretycznych, a potem garść na twarz. Wiedza nie poszła w las. Teraz już wiem żeby uciekać zanim jeszcze dojdzie do wymiany zdań. Drugi koleś robił mi sprawdziany ze stopni obowiązujących w wojsku i policji. Dzięki temu wiem, że jak zatrzymuje mnie policjant, który na pagonie ma trzy „fałki”, to mam przyjemność z sierżantem sztabowym. Na trzecim roku, znacznie podciągnąłem się z geografii. Miałem obcykane nazwy pięknych miejscowości, krajów, jezior czy gór, których, ze względu na brak funduszy, nigdy nie odwiedzę. Na czwartym roku mieszkałem z durniem, dzięki któremu nauczyłem się jak słuchać głupot i nie reagować śmiechem albo agresją. Na piątym zamieszkałem z dziewczyną, i tego wątku nie mogę kontynuować.
Zacząłem głowić się, czy ja sam przekazałem wymienionym osobom jakąś wiedzę. Bez większego zastanowienia twierdzę, że tak. Poopowiadałem im trochę o samochodach. Jedni byli zainteresowani mniej, inni bardziej. Nie twierdzę, że urządzałem wykłady z kredą, tablicą i slajdami, ale jakiś walor edukacyjny to moje gadanie chyba miało. Zaznaczam, że moja wiedza nie jest szczególnie obszerna, ale wystarczająca do wyjaśnienia podstawowych spraw związanych z samochodami. Można powiedzieć, że doszło do ciekawej wymiany specjalistycznych informacji. Problem polega na tym, że nikt z nas nie robił notatek. Trochę czasu zdążyło upłynąć i nie pamiętam już wielu cennych danych. Nie jestem już pewien czy hardcore punk wyewoluował od punk rocka czy country rocka. Nie przypomnę sobie czy w vale tudo można pogryźć przeciwnika, ani co na czapce ma admirał. Nie pamiętam ile części ma jezioro Lago di Como, zapomniałem też niestety, jak panować nad swoimi emocjami gdy ktoś opowiada mi historię o swoim pobycie na księżycu. Jestem przekonany, że moi byli towarzysze również nie pamiętają szczegółów dotyczących motoryzacyjnego świata.
Źle się stało, że uzyskane przez nas wszystkich wiadomości uciekają niczym konie mechaniczne z naszych samochodów. Są sytuacje kiedy zdobyta kiedyś wiedza mogłaby się przydać. Byłem pewnego razu na spotkaniu w samczym gronie i zaczęło się nawijanie o jakichś piłkarskich transferach. Stanąłem w kółku razem z resztą ekipy i nawet chciałem coś powiedzieć. Otworzyłem gębę i okazało się, że prawie cała wiedza wyparowała. Nie byłem w stanie wykrzesać z siebie żadnego słowa. Podejrzewam, że ten chłopak od spraw piłkarskich, któremu wyjaśniłem różnicę między kombi a sedanem, też trochę pozapominał. Prawda jest taka, że i jemu i mnie, przydałyby się ściągi, dzięki którym, co jakiś czas, moglibyśmy odświeżać sobie wiedzę.
Wierzę, że osoby, które czytają niniejszy tekst posiadają obeznanie w temacie samochodów. Domyślam się jednak, że mają wśród kolegów i przyjaciół podmioty nieprzeszkolone w tym zakresie. Przypuszczam, że nie raz strzępiliście sobie języki, tłumacząc czym jest turbodziura albo ksenon i nic to nie dało. Dlatego postanowiłem w kilku słowach opisać podstawy samochodziarstwa. Nie wolno go utożsamiać z mechaniką, fizyką, wiedzą z zakresu prawa o ruchu drogowym czy „car designem”. Otrzymujecie więc bardzo okrojony materiał pseudonaukowy, który możecie przekazać Waszym niezorientowanym kolegom. Zaznaczam od razu, że nie znajdą tu wiedzy na temat budowy silnika V8, ani historii powstania kompresora. Karzcie im nauczyć się tego na pamięć i na kolejnym spotkaniu, gdy zaczniecie rozmawiać o furach, nie będą już musieli być nigdzie zamykani.
Ściąga niniejsza będzie podzielona na kilka części. Każda jest istotna i stanowi minimum, które ktoś kto nosi w spodniach ptaszka, powinien znać. Zaczynamy!
Nadwozia
Spośród licznych brył, musicie znać najważniejsze dziewięć. Sedan to najbardziej klasyczne nadwozie. Czterodrzwiowa i najczęściej pięciomiejscowa maszyna ma wyraźnie oddzielony przód i tył, co czyni ją dość symetryczną. W filmie „Chłopaki nie płaczą” gangsterzy wywozili Kubę Brennera do lasu w bagażniku Alfy Romeo 166. Auto to posłuży jako przykład. Jak Was ktoś zapakuje do takiego bagażnika to nie wedrzecie się do wnętrza samochodu bo nad głowami będziecie mieli klapę, a obok tylne siedzenia. Podobnie jest w przypadku coupe. Różnica między nim a sedanem jest taka, że coupe jest dwudrzwiowe. Teraz czas na kombi. Najczęściej przód nie różni się od sedana, ale z tyłu zamiast takiego kuferka jest kiosk z dużą klapą do otwierania. Samochód jest długi i ma z każdego boku po trzy szyby. Ta trzecia jest dla przestrzeni bagażowej. Jeśli Gangsterzy wywoziliby Was do lasu w bagażniku kombi, to po jego zamknięciu moglibyście podnieść głowy, wszystko obserwować i przeskoczyć do wnętrza nad siedzeniami. Taką samą możliwość mielibyście w aucie typu hatchback. Różnica jest taka, że hatchback jest krótszy i zazwyczaj nie ma tej trzeciej szyby. Jak już ją ma, to taką małą. Musicie wiedzieć co to terenówka i suv. Ten pierwszy to takie kombi, tylko większe, wyższe i większymi oponami, służące do taplania się w błocie, a suv wygląda podobnie, ale jest mniejszy i nie umie się w tym błocie taplać. Kabriolet to takie coupe, tylko bez dachu, a pick –up to taka terenówka, tylko jej sam bagażnik jest kabrioletem. Na koniec jeszcze coś o aucie typu van. To taki autobus, tylko mniejszy. Na razie więcej nie trzeba.
Segmenty
To są takie klasy. Coś podobnego do lig w piłce nożnej. Różnica jest taka, że piłkarz z trzeciej ligi przed zaśnięciem marzy żeby grać w ekstraklasie, a właścicielka uroczego Fiata 500 (segment A) zazwyczaj nie zamierza przesiadać się do lepiej usytuowanego w hierarchii, wielkiego BMW serii 7 (segment F), bo w pięćsetce wygląda słodko. Jak widzicie segmenty oznaczamy literkami. Czas na krótką charakterystykę. A-małe samochodziki, B – też małe, ale trochę większe, C – Golfy, D – sedan albo kombi, które pomieści pięć osób i bagaże, E – tak samo jak w D, ale jedzie się szybciej i wygodniej. Do tego można nim szpanować. F – bogactwo na czterech kołach, sedany dla ministrów i książąt. G – niskie, szerokie i przede wszystkim szybkie. Ludzie oglądają się za nimi na ulicach, a w męskim gronie stanowią bardzo istotny przedmiot rozmowy. H – auta bez dachu, I – terenówki i ich imitacje, Van – jak wcześniej wspomniałem, małe autobusy. Teraz ważny komunikat. Chłopcy nigdy nie robią wyliczanek w stylu, „wymieńmy wszystkie samochody segmentu B”, ale w czasie rozmowy może dojść do ciekawej sprzeczki. Na przykład, czy Golf GTI, ze względu na swój kształt należy do segmentu C, czy przez osiągi bliżej mu już do segmentu G.
Silnik
Jest to maszyna zamieniająca energię w pracę. Zazwyczaj jest schowany pod klapą z przodu samochodu. Może być też umieszczony z tyłu albo centralnie. W tych dwóch ostatnich przypadkach, silnika należy szukać tam, gdzie mama wozi zakupy. Zazwyczaj jednak widujemy samochody z silnikiem umiejscowionym z przodu, a dwa pozostałe zarezerwowane są dla aut z segmentu G. Żółtodzioby muszą wiedzieć, że mamy silniki benzynowe, hybrydowe, diesle i na gaz. Najbardziej konserwatywni samochodziarze za najlepsze uważają silniki benzynowe. Takie twierdzenia nie są pozbawione sensu, ponieważ wielkie marki jak Ferrari czy Aston Martin w swoich autach nie montują diesli, a hybrydy dopiero zaczynają gościć u producentów wielkich legend. W benzyniakach można zamontować instalację gazową, zazwyczaj LPG. Jeśli ktoś zakłada gaz w rodzinnym Fordzie albo dostawczym Oplu, dobrze na tym wychodzi. Zdarza się jednak, że zaoszczędzić chcą też właściciele samochodów prestiżowych. Wtedy przez niektórych może to zostać uznane za profanację. Hybrydy stanowią połączenie silnika spalinowego i elektrycznego. Do niedawna kojarzone były one z ekologami, zmniejszaniem zużycia paliwa i ograniczeniem emisji szkodliwych spalin. Dzisiaj z tej technologii zaczęli korzystać przedstawiciele segmentu G, którzy dzięki silnikom elektrycznym poprawiają osiągi swoich bolidów. Na koniec zostaje nam diesel. Pamiętam czasy, w których reakcjoniści pluli na pojazdy inne niż kombajny i traktory, które zamontowane miały taką jednostkę. Dzisiaj do większości samochodów osobowych pakowane są klekoty napędzane olejem napędowym i nikogo to nie dziwi. Nawet starzy krzykacze poprzesiadali się do diesli, ze względu na niższe spalanie, sporą wytrzymałość i osiągi dorównujące już benzyniakom. Pamiętajcie, że diesle mają wiele atutów, ale tak się składa, że producenci cenionych aut z silnikami umieszczonym centralnie lub z tyłu, nie montują diesli do topowych modeli. Jak się podszkolicie, będziecie mogli ze zrozumieniem wsłuchiwać się w ciekawe dyskusje miłośników diesli i benzyniaków, a co jakiś czas się one przytrafiają. O autach wodorowych nie wspominam, bo jeszcze się nie rozpowszechniły.
Mamy silniki z turbinami i kompresorami, które traktowane są jako ulepszacze osiągów. Bardzo konserwatywni samochodziarze mogą je jeszcze potępiać. Wyróżniamy maszyny bardziej i mniej trwałe, a wiele zależy od pojemności, momentu obrotowego czy mocy. Pojemność wskazuje nam czy silnik jest duży, a nie głęboki. Na ulicach najczęściej spotykamy samochody o pojemnościach około dwóch litrów. Segment A, czyli autka miejskie mają koło litra pojemności, a terenowe, sportowe i większe limuzyny mogą mieć nawet sześć litrów. Istotę momentu obrotowego i mocy musiałby wyjaśnić jakiś fizyk. Ja nim nie jestem i nawet gdybym był, to i tak nie wpadłbym jak w przystępny sposób opisać, że moment obrotowy stanowi iloczyn długości ramienia i siły nacisku, i tak dalej. Dlatego zapamiętajmy, że jak auto ma wysoki moment, to niekoniecznie musi być szybkie, ale z pewnością uciągnie większą przyczepę. Aby zobrazować sytuację pomyślcie o traktorze. Na moc mają wpływ dwa czynniki. Wspomniany moment obrotowy i prędkość obrotowa. Są auta, zwłaszcza z Japonii, które na równej drodze są dość szybkie, właśnie ze względu na imponującą ilość koni mechanicznym, ale ze względu na marną ilość niutonometrów (momentu obrotowego), mogą mieć problemy z energicznym podjeżdżaniem na wzniesienia. Jak jesteśmy przy silnikach, trzeba dodać istotną rzecz, która może przydać się w rozmowie z entuzjastami samochodów. Układ cylindrów i ich ilość. Podstawowe do zapamiętania to rzędowe (R) albo widlaste (V). Zazwyczaj występują w cyfrach parzystych. Najpopularniejsze to R4. Jak ktoś na imprezie powie, że ma R3, to przeważnie (choć nie zawsze) żali się na swoje małe autko o mizernych osiągach. Właściciela V12 można poznać już z daleka. Posiadacze samochodów z zamontowanymi silnikami dwunastocylindrowymi upakowanymi w kształt litery „v” mają zazwyczaj drogie ciuchy i masę wielbicielek.
Pochodzenie
Liczą się trzy kontynenty. Ameryka północna, Europa i Azja. Nie ma potrzeby wymieniania wszystkich producentów, ale warto zapamiętać najważniejsze nazwy. Ze Stanów zjednoczonych pochodzą Chryslery, Lincolny, Chevrolety, Dodge i jeszcze kilka innych, których nie ma sensu zapamiętywać bo w Polsce raczej ciężko je spotkać. W Europie mamy Wielką Brytanię, z której pochodzą Rolls Royce, Jaguar, Bentley czy Mini. Na starym kontynencie liczy się też Francja, z której pochodzą Peugeoty, Citroeny i Renault. Z Hiszpanii pochodzi Seat, a z Czech Skoda. Bardzo poważnym zawodnikiem są Niemcy – producenci Volksvagena, Audi ,Porsche, Mercedesa i BMW. Szwecja ma Volvo a Rumunia Dacię. Opisując europejską motoryzacje nie można pominąć Włoch, z których wywodzą się Fiat, Alfa Romeo, Lancia, Maserati czy Ferrari. Z krajów azjatyckich liczą się przede wszystkim dwa. Pierwszy to Japonia – ojczyzna między innymi Subaru, Hondy, Toyoty, Suzuki i Mazdy. Drugi kraj to Korea Południowa, która oferuje Hyundaie i Kie. Powyższe wyliczenie można komplikować. Kiedy zagłębicie się w świat samochodów, odkryjecie, że część amerykańskiego rynku wykupili Włosi. Zobaczycie, że brytyjskie legendy są w rękach niemieckich, a niektórzy Japończycy do swoich samochodów pakowali silniki z Europy.
Na początek wystarczy. Dzięki powyższym informacjom, żaden chłopak, na pytanie czym przyjechał, nie powinien odpowiedzieć, że czerwonym. Kończąc ten tekst proponuję rozwiązanie ćwiczenia, które pozwoli utrwalić wiedzę i sprawdzić umiejętności.
Zadanie 1. Poziom podstawowy. Wskaż zaliczany do segmentu G, japoński samochód typu Coupe, wyposażony w turbodoładowany silnik V6 o pojemności 3.8 litra. Zadanie 2. Poziom średni. Wskaż produkowanego na przełomie lat 80 i 90 trzydrzwiowego, czterocylindrowego hatchbacka z Japonii, który miał przedzieloną tylna szybę i silnik o pojemności 1.6 litra, dysponujący momentem obrotowym na poziomie jedynie 144 Nm przy 7100 obr./min i mocą aż 150 KM. Zadanie 3. Poziom trudny. Wskaż najlepszy na świecie samochód posiadający zdolność do jazdy w przód, jak i w tył. Pojazd ten musi mieć silnik, cztery koła i kierownicę. Podpowiem, że posiadaczem takiej maszyny jest daleki wujek Twojego przyszłego rozmówcy.