Nowe regulacje, nowe ceny. Auta już za rok znacząco podrożeją, a te najtańsze znikną

Salon samochodowy
Salon samochodowy
Źródło zdjęć: © Autokult | Marcin Łobodziński
Marcin Łobodziński

15.05.2024 13:49, aktual.: 15.05.2024 17:29

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Regulacje unijne mające zwiększyć bezpieczeństwo i zmniejszyć emisje odbiją się na cenach samochodów. Producenci mogą trochę pożonglować, jeśli mają odpowiednie środki. Inni po prostu przestaną sprzedawać tanie auta. Tak tanie, że już teraz mało kogo na nie stać.

Obecny limit CO2 emitowanego średnio na zarejestrowany samochód to 120 g/km według cyklu WLTP. Kara za przekroczenie limitu to 95 euro za przekroczenie emisji CO2 o 1 g/km. Dotyczy to jednak średniej na wszystkie wprowadzone do ruchu samochody. Jeśli wiec jedno auto emituje 125 g/km, to producent za każdy egzemplarz dopuszczony do ruchu musi zapłacić 475 euro. Według obecnego kursu to ok. 2000 zł. Ale jeśli inny model emituje 115 g/km, to się to bilansuje, więc producent nie płaci kary.

Producenci starają się zmieścić w limitach na różne sposoby. Jedni oferują hybrydy plug-in, które świetnie wypadają na papierze. Inni oferują samochody elektryczne, które istotnie zmniejszają średnią emisję, ale nadal popyt na nie jest znikomy. Wielu producentów łączy się w grupy emisyjne. Dlatego już w 2021 roku tylko nieliczni płacili kary za nadmierną średnią emisję.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Od przyszłego roku tylko drożej

Nowa runda już w 2025 roku, kiedy to średni poziom emisji spadnie ze 120 do 93,6 g/km. Dotknie to producentów na różne sposoby. Jedni zrezygnują z tanich aut, inni podniosą ich ceny, a jeszcze inni przerzucą koszt kar na droższe samochody. Tak czy inaczej samochody zdrożeją albo będą dostępne tylko droższe modele. Finalnie za wszystko zapłacą konsumenci, których może być coraz mniej. Wzrośnie więc popyt na auta używane.

To efekt regulacji Clean Air For Europe, która obowiązuje już od lat, ale ma swoje okresy czasowe. Jednym z nich jest właśnie rok 2025, a kolejny to rok 2030, kiedy poziom emisji średnio będzie musiał spaść do 49,5 g/km. Producenci samochodów będą musieli sprzedać jeszcze więcej aut elektrycznych albo przynajmniej hybryd plug-in, by osiągnąć takie cele. Albo przerzucą kary na cenę samochodu, więc auta staną się jeszcze droższe. Niewykluczone, że w najbliższych latach osiągniemy poziom nawet ok. 100 tys. zł — tyle trzeba będzie po prostu zapłacić za nowy samochód.

Wystarczy popatrzeć na niektóre oferty, choćby obecną Toyoty – lidera polskiego rynku. Najtańsze autko kosztuje blisko 70 tys. zł i jest to Aygo X. Mały samochód, w którym zmieszczą się dwie osoby i dwójka dzieci. Taki współczesny Fiat 126p, bo niestety Fiat 500 nie oferuje już ani tyle miejsca, ani tyle wygody co mała toyota. Toyotę Yaris da się jeszcze kupić teoretycznie za ok. 80 tys. zł, ale niebawem silnik 1.5 zostanie wycofany i zostanie tylko hybryda. Kwota 100 tys. zł będzie otwierała cennik. Niestety, podobnie będzie u innych producentów.

Nie tylko CO2

Ceny zmienią się jeszcze w tym roku, ale to już za sprawą regulacji dotyczących bezpieczeństwa, więc obecne można powoli traktować jako historyczne, aktualne mniej więcej do końca roku. Drugi cios w konsumentów – dla ich dobra – to GSR2 (General Safety Regulation). Nowe wymagania zaczną obowiązywać już w lipcu 2024 roku.

Nowo homologowane w Europie samochody osobowe, a od 7 lipca 2026 r. wszystkie nowe auta, będą musiały być wyposażone w system ADDW, czyli Advanced Driver Distraction Warning. Chodzi o zaawansowany układ, którego zadaniem jest identyfikowanie rozproszenia lub zmęczenia kierowcy i ostrzeżenie go o tym. Jest to realizowane za pomocą kamery. Więcej na ten temat przeczytacie w tekście poniżej.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (10)
Zobacz także