Nie mogę się doczekać autonomicznych samochodów

Nie mogę się doczekać pierwszego autonomicznego, produkcyjnego samochodu. Będzie moim numerem 1 na liście samochodów marzeń.

Nie mogę się doczekać autonomicznych samochodów
Marcin Łobodziński

19.06.2015 | aktual.: 02.10.2022 09:56

Dziwię się, że tzw. miłośnicy motoryzacji i samochodów krzyczą jak to motoryzacja umiera przez wprowadzanie kolejnych nowinek technicznych. A jakie te samochody są teraz nietrwałe… no tak, kiedyś silnik Diesla wytrzymywał 100 lat, ale i tyle samo czasu potrzebował na rozpędzenie się do 100 km/h. Osobom, które cenią sobie osiągi proponuję przejażdżkę jakimkolwiek BMW z nowym, 3-litrowym dieslem. A co z systemami bezpieczeństwa? Otoczeni poduszkami powietrznymi czują się przytłoczeni? Być może. Ale szczerze mówiąc, wolę znaleźć się w otoczeniu poduszek niż gipsu. System ESP uratował już niejedną osobę, być może rodzinę, a o ABS nie wspomnę. Może niekoniecznie przed śmiercią, ale choćby przed wizytą u blacharza. Co jednak z autonomiczną jazdą? Czy rezygnacja z kierowania pojazdem rzeczywiście jest dobrym kierunkiem rozwoju motoryzacji i czy odbiera frajdę z jazdy?

W takich sytuacjach trudno czerpać radość z jazdy
W takich sytuacjach trudno czerpać radość z jazdy© fot. Marcin Łobodziński

Spojrzałbym na to z innego punktu widzenia. Ale na początek, należałoby zdefiniować co jest dla Ciebie drogi czytelniku przyjemnością podczas jazdy samochodem? Nawet jeżeli jesteś miłośnikiem motoryzacji, to wątpię, by stanie w korku powodowało na Twojej twarzy uśmiech. Zbyt ekstremalnie? No to jazda w mieście. Niebawem zostaną podniesione kwoty mandatów, a już teraz łatwo stracić prawo jazdy, na przykład za jazdę z prędkością 100 km/h na dwupasmowej drodze w obszarze zabudowanym, głównie znakiem D42 i fotoradarami. Pomijam już kwestię bezpieczeństwa, ale stałe czuwanie nad prędkością, obserwowanie drogi i pobocza, zachowanie zasady ograniczonego zaufania czy ciągłe przyspieszanie i hamowanie na światłach osobiście mnie męczy. Przejdźmy dalej. Droga krajowa i rząd samochodów jadących 70 km/h przy ograniczeniu do 90 km/h. Takich kierowców najbardziej lubimy prawda? Można wyprzedzić 2-3 auta, będziemy 100 m z przodu. Podejmując duże ryzyko i wyciskając z samochodu siódme poty można wyprzedzić 20 aut, ale co z kolejną dwudziestką? Ile zyskamy? Tak naprawdę nic.

Obraz
© fot. Audi

Wyjedźmy teraz na autostradę. No dobrze, tu prawa jazdy tak łatwo nie stracimy i wydaje się, że jest bezpieczniej, ale ile można dziś grzać na przykład na A2? Jeżdżę nią stosunkowo często i mam wrażenie, że z Warszawy do Strykowa utrzymanie stałej prędkości 140 km/h jest niemożliwe. Chyba, że w nocy. A nawet gdyby jechać przepisowo, bez zwalniania, a nawet szybciej o 20-40 km/h to na czym polega tu frajda z jazdy? Rozumiem, że na autostradzie bez ograniczeń prędkości, mając Porsche 911 można się cieszyć jazdą i dużym poziomem adrenaliny, ale to tylko niespełniony sen.

Pytam więc: kiedy czerpiecie radość z jazdy? Przyznajcie, że połowa czasu spędzonego za kierownicą swojego samochodu jest jedynie… spędzonym w nim czasem. Nie mając zestawu głośnomówiącego nie można nawet pogadać przez telefon, a o pisaniu SMS-ów czy przeglądaniu Facebooka zupełnie nie ma mowy. Gazetę można przeczytać najwyżej w korku. Dlatego właśnie cenię sobie każdy nowy system umożliwiający mi rezygnację z części obowiązków, które biorę na siebie wsiadając do samochodu.

Kurde no... nie chcę!
Kurde no... nie chcę!© fot. Marcin Łobodziński

Wszystko zaczęło się od automatycznej skrzyni biegów, która uwolniła lewą nogę. Potem pojawił się tempomat, który uwolnił również prawą, ale musiała być ona czujna. Gdy po raz pierwszy jeździłem autem z adaptacyjnym tempomatem byłem pod ogromnym wrażeniem. Nic wielkiego, a jak cieszy. Jazda w korku stała się mniej uciążliwa, a niedawno za kierownicą Audi A6 udało mi się pokonać dystans ok. 45 km bez naciskania jakiegokolwiek pedału (tylko delikatne naciskanie pedału gazu podczas ruszania z miejsca, sugerujące autu, że już możemy jechać dalej) ruszając ze swojego miasta do drugiego, mijając po drodze 6 miejscowości i jeszcze więcej sygnalizacji świetlnych, przy czym przez około 3 kilometry stałem w korku. Po około godzinie odzwyczaiłem się od hamowania i przyspieszania. Nagle uświadomiłem sobie, że nie chce mi się tego robić. W nocy, nie trzeba nawet zmieniać świateł z krótkich na długie.

Dobrze wspominam też Infiniti Q50, które było pierwszym i jedynym, niemal w pełni autonomicznym samochodem jakim podróżowałem. W przeciwieństwie do późniejszych modeli rożnych producentów, ten nie wrzeszczał na mnie, bym położył ręce na kierownicy. Przejechałem ok. 20 km drogą ekspresową nie dotykając żadnych pedałów i kierownicy. To było coś. Do tej pory już nie jeździłem takim samochodem. I choć system utrzymania pasa ruchu w przeciętnym kompakcie działa dziś już sprawniej niż ten w Infiniti Q50, to tylko japoński wóz nie żądał przejęcia kierowania.

Obraz
© fot. Audi

A co z parkowaniem? Nie uważam się za mistrza w tej dziedzinie, nawet nie jestem w tym dobry. Nie każdy samochód wykonuje ten manewr tak jak by się chciało. Ale pamiętam jak dziś próbę automatycznego parkowania równoległego pewnym znanym samochodem, którego nazwy nie wymienię. Nie wierzyłem, że zmieszczę się w tak małą przestrzeń. A jak się cieszyłem, że jest też funkcja automatycznego wyjeżdżania… Sam straciłbym na to pewnie dobre 5 minut.

Marzy mi się dzień, kiedy będę jechał do biura zajeżdżając po drodze po moją ulubiona kawę w McCafe i będę mógł spokojnie podróżować, sprawdzając e-maile lub czytając gazetę. Popijając kawkę będę wtedy czerpał radość z jazdy. Szczególną ostrożność powierzę technice, a kwestię przestrzegania przepisów inteligentnemu tempomatowi odczytującego znaki drogowe. Chciałbym podczas jazdy autostradą odchylić w tył oparcie siedzenia i się odprężyć, zamiast stale patrzeć przed siebie i umierać z nudów. A gdy będę chciał czerpać prawdziwą frajdę z prowadzenia samochodu, po prostu wyłączę tę funkcję.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (46)