"Wierzę w siłę Facebooka". Kto zna miejsce ze zdjęcia, proszony jest o kontakt
Ponad 20 lat temu skradziono zabytkowego harleya. Właściciel nie porzucił nadziei i prosi o pomoc w odnalezieniu maszyny. "Garaż ze zdjęć jest bardzo charakterystyczny".
"Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie... Około 18 lat temu skradziono motocykl ze zdjęcia. Jeśli ktoś poznaje miejsce ze zdjęcia proszę o kontakt. Udostępnij jeśli chcesz pomóc" - taki post na Facebooku pojawił się u pana Ryszarda już ponad 5 lat temu. Pod nim słabej jakości zdjęcie pięknej wyremontowanej maszyny stojącej w garażu, szopie lub piwnicy. Za nim plakat z filmu pt. "Nie mów mamie, że niania nie żyje" (premiera z 1991 roku). Teraz właściciel skradzionego harleya znowu udostępnia wpis i w internecie rusza kolejna fala poszukiwań. Jak udało się pozyskać zdjęcia z miejsca przechowywania motocykla? Zacznijmy od kradzieży.
– Skończyłem remont motocykla zimą 1997 r. Wtedy remonty trwały o wiele dłużej niż dziś. Skompletowanie części do modelu WLA było możliwe, ale czasochłonne. Przerobienie motocykla w specyfikacji wojskowej na maszynę cywilną wymagało stosowania wielu różnych elementów. Po skończonym remoncie udałem się na przegląd techniczny. Ta przejażdżka ujawniła kilka niedoróbek jak drobne wycieki paliwa itp., ale ogólnie maszyna spisywała się świetnie. Zostawiłem go w miejscu, gdzie miałem prowizoryczny warsztat i pojechałem do domu. Dzień później, czyli 13 grudnia wróciłem po motocykl. W pierwszej chwili, gdy zauważyłem wyłamaną kłódkę, sądziłem, że koledzy robią mi żart. Jednak po chwili okazało się, że motocykl skradziono. Wyprowadzono go z trudem, ponieważ nie skorzystano z łatwiejszej drogi, która prowadziła przez drzwi otwierane od wewnątrz. Złodzieje musieli poprzestawiać inne motocykle i przeciskać się wąskim korytarzem. W miejscy tym stały sokoły 600 i 1000, ariel, smyk, osy, WSK-i i wiele innych. Nic oprócz mojego harleya nie zginęło – opowiada Autokultowi pan Ryszard, właściciel skradzionego motocykla.
– Po wezwaniu policji okazało się, że wszędzie są ślady butów i odciski palców. Wtedy jednak takie materiały nie były wartościowe, bo butów nie było do czego porównać, a odciski palców, np. na kaskach, były nie do odzyskania, bo było zbyt zimno. Śladami złodziejów poszliśmy przez pola około 3 km. Wywracali się kilka razy zarówno sami, jak i z motocyklem. Po doprowadzeniu go do oddalonej drogi pozamiatali ślady auta i odjechali. Słuch po maszynie zaginął. Próbowałem wszystkich sposobów na jej odnalezienie. Ogłoszenia w prasie branżowej, rozpowiadanie informacji na zlotach, bazarach motocyklowych i innych imprezach. Okazywało się, że w niedługim odstępie czasu w całej Polsce zginęły 4 harleye. Nie wiem jednak, czy te sprawy można łączyć – dodaje pan Ryszard.
– Po kilku miesiącach okazało się, że przez znajomego dotarły do mnie zdjęcia, które wysłali Polacy pewnemu handlarzowi z Niemiec. Zaproponowali cenę 10 tys. marek i umówili się, że pocztą przekażą zdjęcia. Później trafiły one do człowieka, który znał historię mojego harleya i dzięki charakterystycznym cechom udało się ustalić telefoniczne, że to mój motocykl. Otrzymałem te zdjęcia i liczę, że charakterystyczne pomieszczenie pomoże w ustaleniu sprawcy. Okienko w ścianie, plakat i krzesło to niewiele, ale jak ktoś był w tym garażu lub piwnicy, to być może przypomni mu się coś więcej. Mam świadomość, że minęło dużo czasu, ale liczę, że uda się coś zrobić w tej sprawie - nie traci nadziei pan Ryszard.
Apelujemy o pomoc. Jeśli ktoś rozpoznaje motocykl lub pomieszczenie prosimy o kontakt z naszą redakcją. Przypominamy, że motocykl został skradziony w 1997 roku, a zdjęcia prawdopodobnie wykonano wiosną roku 1998. Motocykl to Harley-Davidson WLA z roku 1942.