Samochód terenowy - zakup [część 2]
Gdy przychodzi dzień, w którym oglądamy znaleziony, interesujący pojazd, okazuje się, że zwykle nie jesteśmy w stanie logicznie i obiektywnie myśleć. Zwłaszcza gdy trafi się dokładnie taki, jak szukaliśmy. Sprzedawcy tylko czekają na takich podnieconych klientów.
03.02.2012 | aktual.: 12.10.2022 13:04
W części pierwszej opisałem, na co zwrócić uwagę podczas oględzin. Teraz trochę o samym kupnie.
Przygotowanie do zakupu
Można oszczędzić sobie nerwów, czasu i gotówki, szukając aut tylko w okolicy miejsca zamieszkania. Trzeba ustalić pewną teoretyczną granicę, do której szukamy. Nie ma nic gorszego niż całodniowa wyprawa po samochód, który mimo świetnej prezencji w ogłoszeniu i bardzo dobrego stanu według zapewnień właściciela na miejscu okazuje się kupą złomu. Pół biedy, gdy jesteśmy w stanie zrezygnować, ale ile osób kupiło takie auto "bo tyle się jechało, więc szkoda było nie wziąć…”, a potem długo tego żałowało?
Jaki jest dobry sposób na uzyskanie rzetelnych informacji o stanie pojazdu? Zadzwonić do sprzedawcy i powiedzieć, że nie po to jedziemy, żeby zobaczyć grata, więc niech od razu mówi prawdę? Niestety, nic bardziej mylnego. Doświadczony sprzedawca (czyt. handlarz) dobrze wie, jak to się skończy. Klienci, którzy jechali cały dzień, nie lubią wracać na pusto.
Szukaj informacji. Na temat samochodu, który nas interesuje, dobrze jest dowiedzieć się jak najwięcej. Głównie chodzi o największe wady, wadliwe i nietypowe rozwiązania, ceny części zamiennych i ich dostępność. Nierzadko jest tak, że nawet wśród bardzo popularnych modeli trafi się rodzynek o nietypowej lub wadliwej konstrukcji. Może to dotyczyć silnika, układu napędowego czy zawieszenia.
Dobrym przykładem są choćby Jeepy - auta sprawdzone, bardzo popularne na całym świecie, z którymi nie ma najmniejszych problemów serwisowych poza wyjątkami… Jeepami z silnikami wysokoprężnymi produkcji VM. Świadomi kupujący takie auta omijają szerokim łukiem, nawet nie tracą czasu na czytanie ogłoszeń na ich temat.
Dobrym źródłem wiedzy są oczywiście fora internetowe poświęcone jednej marce lub nawet jednemu modelowi, ewentualnie fora off-roadowe. Można tam znaleźć wiele opinii prawdziwych użytkowników, którzy mają z konkretnymi samochodami do czynienia na co dzień. Dobra rada dla osób chcących pytać na forach off-roadowych o „najlepszą terenówkę dla siebie”… Nie pytajcie.
Pamiętaj, że samochód kupujesz dla siebie, nie dla kogoś. Jeśli uważasz, że Jeep jest lepszy od Land Rovera dlatego, że Twój kumpel ma Jeepa, to jest to błędne założenie. Samochód musi pasować Tobie, a nie podobać się kumplom. Wstydzisz się jeździć Samurajem, bo żona szwagra ma takiego na zakupy? Sprawdź, co to maleństwo potrafi, potem wydaj opinię.
Boisz się napraw Land Rovera, bo kolega ma i ciągle jeździ do serwisu? Może powinien znaleźć dobrego mechanika, a nie przeklinać samochód. Dobre rady są nieocenione, ale nie polegaj na jednej opinii. Jeśli uważasz, że Twój Patrol na pewno się nie zagotuje, bo kolega ma go już 10 lat i nic podobnego mu się nie przytrafiło, to nie znaczy, że Ciebie spotka podobne szczęście.
Nie nastawiaj się na jedną markę. Amatorzy mają błędne przekonanie, że tylko jedno auto jest dobre, żadne inne. Nie ma zasady, że Land Rovery się psują, a japończyki nie. Nie ma też zasady, że Jeepy są drogie w utrzymaniu. Więcej zależy od stanu technicznego samochodu. Im bardziej popularna terenówka, tym łatwiejszy dostęp do części zamiennych, również dobrych zamienników i akcesoriów terenowych. Popularne samochody zostały też dobrze rozgryzione przez ich użytkowników.
Można wybrać dwie drogi, szukając używanego auta z przeznaczeniem na samochód do jazdy w terenie. Można kupić zadbany egzemplarz, który najlepiej, gdyby w terenie jeździł jak najmniej. Jest wtedy duża szansa na znalezienie egzemplarza w dobrej kondycji, rama/nadwozie nie powinny być popękane ani zmęczone, a mechanizmy układu napędowego nie są wielokrotnie przeciążone. Jest na rynku trochę takich aut sprowadzonych głównie z krajów takich jak Szwajcaria czy Austria. Niestety, są to zwykle stosunkowo drogie oferty, ale często z udokumentowaną historią serwisową.
Jest też druga droga – skrajnie różna. Można znaleźć egzemplarz, który ma już za sobą trochę przygód i trzeba w niego poważnie zainwestować. Jeśli planujemy auto do częstych wypadów w teren, nie jest to najgorsza opcja. Kupimy tanio, a przy okazji modyfikacji przywrócimy mu dawną sprawność.
Po co kupować egzemplarz "asfaltowy" i później bawić się w sprzedaż części oryginalnych? W takim wypadku należy bardzo dokładnie przygotować się na wydatki. Trzeba dokładnie sprawdzić ceny części i przejrzeć najbardziej newralgiczne miejsca w kupowanym egzemplarzu. Owszem, wszystko da się naprawić, ale nie zawsze się opłaca.
Zakup
To całkowicie normalne, że oglądając wymarzony pojazd, jesteśmy podnieceni i widzimy znacznie mniej, niż zobaczymy na drugi dzień po powrocie do domu. Sprzedawcy stosują sztuczki, które nie tylko zachęcają do kupna auta, ale wręcz wywierają presję na kupującym. Oto kilka najpopularniejszych i kilka rad, których wprowadzenie w życie pozwoli oszczędzić pieniądze i masę nerwów w późniejszym czasie.
Podstawowa zasada brzmi może brutalnie, ale zawsze trzeba się tego trzymać: nikomu nie ufaj. To oczywiste, że sprzedający chce sprzedać jak najdrożej i zależy mu na tym, abyś nie dowiedział się o ukrytych wadach pojazdu. Złota zasada o nieufności sprawdza się zawsze, nawet gdy kupujemy od znajomego.
Dobrym punktem startu z zakupem auta jest zasada: to ja mam kasę, więc to ja wymagam. To dobra zasada nie tylko w interesach dotyczących usług, ale również przy zakupie czegokolwiek. Zatem sprzedający nie robi nam żadnej łaski, nie jest nad nami, nie jest naszym dobroczyńcą. Jeśli myśli, że jest inaczej, to trudno robić z kimś takim interes. Nie do pomyślenia jest sytuacja, że nie możemy odbyć jazdy próbnej w takich warunkach i według takich zasad, jakie nam odpowiadają. Owszem, sprzedający mają granice wyrozumiałości, bo nie prowadzą wesołego miasteczka z przejażdżkami, ale kupowanie auta, jeśli się nim wcześniej nie jeździło, wydaje się absurdem.
Bardzo dobrym ruchem jest zabranie ze sobą kompetentnej osoby o silnym charakterze. Nie musi to być nawet mechanik czy blacharz, ale ktoś, kto ma jakieś pojęcie o samochodach. Dlaczego o silnym charakterze? Ponieważ taki ktoś będzie w stanie nas przekonać, że to, co widzimy, to tylko iluzja, oczarowanie, zauroczenie. Zabieranie osób, które na żaden temat nie mają zdania, mija się z celem. Powinien to być ktoś, kto wksaże tylko wady, bo te najtrudniej zauważyć, zwłaszcza gdy na pierwszy rzut oka samochód wydaje się w porządku.
Sztuczki
Sprzedawcy stosują nierzadko dość wyrafinowane sztuczki. Dobrym przykładem jest sztuczka z telefonem. Nagle ktoś dzwoni i po chwili rozmowy okazuje się, że sprzedający właśnie rozmawiał z potencjalnym kupcem „naszego” auta. Bardziej perfidni są handlarze, którzy potrafią w trakcie rozmowy zapytać: „Bierzesz pan to auto? Bo mam kupca".
Po pierwsze to zachowanie nie fair, wyjątkowo chamskie. Takich ludzi powinniśmy omijać z daleka. Po drugie lepiej odpuścić, nawet jeśli okaże się, że naprawdę znalazł się drugi kupiec. Można sobie później pluć w brodę, ale lepiej stracić okazję, niż podjąć decyzję zbyt pochopnie. Nie wolno myśleć, że to jedyne auto, jakie można było kupić.
Są również tacy perfidni sprzedający, który chcą sprzedać, ale nie mają na to czasu. Ciągle zaganiany, przyjechał na pół godziny, nie ma czasu na serwisy i inne głupoty, auto jest w porządku. "Bierz pan, bo ja i tak go sprzedam w ciągu tygodnia". Znacie to skądś? Tak potrafią zachowywać się handlarze, chcąc wywrzeć presję. Próbują nam wmówić, że to okazja, którą trzeba brać bez zastanowienia, bo za chwilę ją stracimy. Odpuśćmy sobie taki sposób robienia interesów.
Handlarze, którzy nierzadko specjalizują się w jednej marce, potrafią zjednać sobie usługi pobliskich serwisów. Zawsze Ty wybieraj miejsce, w którym chcesz sprawdzić auto. Nie pozwól wbić sobie do głowy, że "ja lipy nie sprzedaję, bo bym sobie renomę zepsuł" albo "panie, ja nie mam nic do ukrycia, sprawdzaj pan, gdzie chcesz". Takimi tekstami handlarze nie zachęcają do sprawdzenia samochodu, wręcz przeciwnie - próbują przekonać, że nie warto tego robić.
Są też tacy kombinatorzy, którzy mieszkają w jednym miejscu, auto jest w innym, dokumenty przyjadą za dwa dni, a kluczyki będą dopiero, jak pies zrobi kupę, bo chwilowo są w jego żołądku. Już nawet nie o to chodzi, że to sytuacja zupełnie abstrakcyjna – taka osoba próbuje odwrócić Twoją uwagę, zmylić czujność. Zamiast spokojnie oglądać auto, popytać, przejrzeć dokumenty, chce nas wciągnąć w grę rodem ze zwariowanych komedii. Więcej dowiemy się o tym, jakim bałaganem jest jego życie, niż o samochodzie. I o to właśnie chodzi.
Kłamstwa, kłamstwa…
Dobrym, choć nieetycznym założeniem jest, że większość sprzedających kłamie. Nawet gdy mówi prawdę, to po to, by skłamać. Oczywiście, że nie dotyczy to każdego i każdej sytuacji, ale najlepiej przygotować się na najgorsze.
Największym kłamstwem jest „nie wymaga wkładu finansowego”. Takich aut się zwykle nie sprzedaje. Nie sprzedaje się też samochodów, w których w ciągu tygodnia wymieniło się 50% części. Warto zadać sobie pytanie, kto zbiera faktury na wszystko? W ogóle kto zbiera faktury? (czyt. zamiast paragonów).
Warto pamiętać jednak o tym, że „nie wymaga wkładu finansowego” może grać na naszą korzyść. Jeśli auto nie wymaga żadnych napraw, to gdy znajdziemy coś, co trzeba zrobić, mamy prawo do negocjacji ceny, bo w pewnym sensie już samochód odbiega stanem technicznym od deklarowanego. Co za tym idzie, cena też powinna zostać skorygowana.
Trzeba się mieć na baczności, gdy sprzedający jest nader uczciwy, pokazując nam kilka wad, zwłaszcza takich, które trudno ukryć. Może to być zamierzone działanie, mające na celu odwrócenie uwagi od naprawdę dużej wady, którą zasłania się mniejszymi.
Zawsze pytajmy o zauważone niedomagania. Każda usterka powinna mieć jakieś uzasadnienie, zwłaszcza gdy ma duży wpływ na eksploatację. Jeśli właściciel jej nie naprawił, a jest ona widoczna, to jest ku temu jakiś powód. Często można usłyszeć, że to drobiazg i można to zrobić za 50 zł. Gdyby to kosztowało 50 zł i byłby to drobiazg, to ktoś kto chce sprzedać samochód na pewno by się tym zajął. Zdarzają się leniwi użytkownicy, ale to już świadczy np. o regularności wymian płynów eksploatacyjnych. Jeśli usterka za 50 zł nie została usunięta, to czy można liczyć na regularne wymiany oleju?
Jest jeszcze gorzej, gdy za taki „drobiazg” sprzedający chce obniżyć cenę samochodu. Zwykle w takim przypadku to właśnie ta drobna usterka zmusiła właściciela do poddania się i odsprzedania samochodu zgodnie ze starą polską zasadą: sprzedać kłopot, niech się męczy ktoś inny.
Nie dajmy się nabrać na gratisy. Jeśli właściciel chce dorzucić komplet opon zimowych i trochę części, to nie dlatego, że jest dobrym człowiekiem, tylko dlatego że są mu nie potrzebne i na pewno są wliczone w cenę auta. Po co komuś części do Toyoty, skoro właśnie stał się właścicielem Mitsubishi? To logiczne. To nie żaden gratis, tylko sprzątanie garażu.
Są sprzedawcy przemili. Opowiadają historie związane z autem, są jak kumple, załatwią kredyt po znajomości, nawet dorzucą flaszkę. Na każdy problem jest rozwiązanie, zwykle nielegalne, ale czego to Polak nie potrafi... Nie dajmy się zwieść. Takie osoby dobrze wiedzą, że im bardziej je polubisz, tym trudniej Ci będzie odmówić. Staniesz się łatwowierny, naiwny i uległy. Wpadniesz w pułapkę, która już się nie otworzy, gdy sprzedający wyciągnie rękę dobijającą targu. Szukasz auta czy kumpla?
Podsumowanie
Zakup samochodu - nie tylko terenowego - jest trochę jak mała wojna. Sprzedający kontra kupujący - jest to wojna psychologiczna. Kto kogo lepiej oszuka, kto lepiej negocjuje. Najważniejsze to dobrze się przygotować (wiedza o samochodzie dużo daje), nie dać się ponieść emocjom (bardzo trudne), nie słuchać niepotrzebnych historii i nie dać sobie wmówić czegoś, z czym zupełnie się nie zgadzamy.
W następnej części zakup samochodu po tuningu, zakup u profesjonalistów.
Zobacz także: