Zima to test dla akumulatora i kierowcy. Co robić, żeby go nie oblać?
Kilkanaście stopni mrozu nocą nie zdarza się w Polsce na co dzień. Jednak taka temperatura może unieruchomić samochód. Co robić, by temu zapobiec i co, jeśli już do tego dojdzie?
26.02.2018 | aktual.: 30.03.2023 11:08
Nie daj się rozładować
Uruchomienie silnika to spory wydatek energetyczny. Wiedzą o tym szczególnie właściciele diesli, dla których zima jest prawdziwym testem układu elektrycznego. Sytuacji nie ułatwia fakt, że podczas mrozu olej silnikowy staje się gęstszy, a sam akumulator traci na pojemności.
Wartość ta określana jest dla podzespołu w temperaturze około 25 stopni Celsjusza. Gdy na termometrze pojawia się zero, pojemność spada do 80 proc. Przy -25 stopniach Celsjusza do dyspozycji mamy już tylko 60 proc. pojemności akumulatora.
Sytuację dodatkowo pogarszają błędy i zaniedbania samych kierowców. Dużym problemem jest jazda samochodem na małych dystansach. Silnik musi zostać uruchomiony, a na odcinku kilkuset metrów alternator nie zdąży powetować akumulatorowi poniesionych strat.
Gdy sytuacja często się powtarza, w baterii po prostu zabraknie prądu i silnik nie zapali. Lepiej więc wybrać się na piechotę do oddalonego o 200 m sklepu, zamiast odpalać auto.
Receptą na kłopoty z uruchamianiem samochodu zimą nie jest jednak rezygnacja z używania samochodu na dłuższy czas. Choć akumulator nie będzie musiał uruchamiać silnika, nie oznacza to, że nie będzie tracił prądu.
Lwia część obecnych na drogach pojazdów wyposażona jest w układy i elementy wyposażenia, które stale pobierają energię. Popularny alarm samochodowy jest w stanie rozładować akumulator w ciągu dwóch tygodni.
Samochodu należy więc regularnie używać, a jeśli z pracy do domu mamy stosunkowo blisko, w czasie silnych mrozów lepiej wybrać dłuższą drogę i podładować akumulator.
Warto zadbać również o to, by zminimalizować straty. Mogą się one pojawić na styku końcówek biegunowych i obejmy przewodów instalacji elektrycznej. Jeśli są one zaśniedziałe, prąd napotka na swojej drodze przeszkodę.
Wystarczy odpiąć klemy od akumulatora, przeczyścić obydwa te elementy metalową szczotką lub ciepłym roztworem wody i sody oczyszczonej, przetrzeć suchą szmatką i zabezpieczyć wazeliną techniczną, by zapewnić sobie sprawniejsze współdziałanie akumulatora i rozrusznika.
Rozładowanie akumulatora w mroźną noc może doprowadzić do jego zniszczenia. W baterii samochodowej, w której nie ma prądu, elektrolit zamarza już przy -10 stopniach Celsjusza. Jeśli dojdzie do popękania ogniw, akumulatora nie będzie dało się uratować.
Na czym stoimy?
Co robić, jeśli po przekręceniu kluczyka w stacyjce lub wciśnięciu przycisku, silnik się nie uruchamia? Zimą pierwszym podejrzanym zawsze jest akumulator. Najprostszym sposobem zdiagnozowania jego stanu jest sprawdzenie wskazania tzw. magicznego oka. To wziernik umieszczony na górnej powierzchni wielu sprzedawanych dziś samochodowych baterii.
Gdy oko jest zielone, akumulator jest naładowany i ma odpowiedni poziom elektrolitu. Czarny kolor oznacza, że bateria nie ma prądu. Oko bezbarwne lub żółte, że poziom elektrolitu jest zbyt niski. Jeśli akumulator jest bezobsługowy, a co za tym idzie użytkownik nie ma możliwości uzupełnienia elektrolitu, oznacza to konieczność wymiany akumulatora na nowy.
W praktyce magiczne oko w baterii liczących kilka lat może mieć kolor zielony, mimo że nie nadaje się ona już do użytku, więc jego wskazaniom nie należy wierzyć bez reszty. Decydująca powinna być opinia specjalisty.
Jeśli dysponujesz miernikiem, możesz sprawdzić napięcie na akumulatorze. Wyłącz wszystkie odbiorniki prądu w samochodzie, a następnie unieś maskę. Ustaw miernik na pomiar napięcia (V) i podłącz czerwoną końcówkę do bieguna dodatniego, a czarną do ujemnego.
Całkowicie naładowany akumulator powinien mieć niespełna 12,7 V, naładowany w trzech czwartych ok. 12,5 V. Jeśli miernik wskaże 12,3 V, bateria jest rozładowana.
Odpalanie "z kabla"
Jeśli po przekręceniu kluczyka w stacyjce rozrusznik nie jest w stanie uruchomić auta, mamy dwa wyjścia: naładowanie akumulatora za pomocą prostownika lub uruchomienie samochodu przy pomocy kabli rozruchowych.
Drugi z tych sposobów nie jest najlepszy dla samochodowej baterii. Problemem jest tu wysoki prąd ładowania. Takie uruchomienie auta pozwala jednak na szybkie ruszenie z miejsca. Jeśli nie możemy liczyć na usłużnych sąsiadów, możemy zwrócić się do taksówkarzy.
Wielu z nich nie odmówi pomocy. Oczywiście za odpowiednią opłatą. Trzeba jednak pamiętać o tym, że podczas awaryjnego uruchamiania samochodu można popełnić błędy, w wyniku których będziemy zmuszeni dokonać drogich napraw.
Jeśli decydujemy się na uruchomienie samochodu przy pomocy innego auta, wystarczy otworzyć maskę i przygotować kable rozruchowe. Podjeżdżamy sprawnym samochodem do biorcy ale tak, by karoserie się nie stykały. Plus akumulatora rozładowanego podpinamy do plusa naładowanego, a następnie minus naładowanego do masy biorcy.
Potem uruchamiamy sprawne auto. Jego alternator zacznie ładować pokonany przez mróz akumulator biorcy. Czasami trzeba kilku lub kilkunastu minut pracy silnika dawcy na podwyższonych obrotach, nim w nie do końca sprawną baterię wpłynie nowe życie. Wiele zależy od jakości używanych kabli.
W kwestii uruchamiania samochodu wymagającego reanimacji istnieją dwie szkoły. Jedna radzi, by samochód z akumulatorem, który odmówił posłuszeństwa, spróbować odpalić przy pracującym silniku samochodu udzielającego pomocy. Druga mówi, by wcześniej zgasić silnik i w ten sposób zniwelować ryzyko uszkodzenia elektroniki w reanimującym aucie.
Najlepiej sprawdzić to w instrukcji obsługi pojazdu. Jednak należy pamiętać, że jeśli mamy do czynienia z uszkodzoną instalacją w samochodzie biorcy (np. gdzieś występuje zwarcie), to można nawet doprowadzić do rozładowania drugiego akumulatora. Odłączenie kabli następuje w kolejności odwrotnej do ich zakładania.
Odpalanie za pomocą kabli jest tanim, prostym i szybkim sposobem na doraźną reanimację auta. Ceny przewodów rozruchowych zaczynają się już od 20 zł; za lepsze, zapłacimy 50-60 zł. Kupując przewody, należy postawić na solidność.
Najlepiej sprawdzają się grube, dobrze wykonane kable z przewodem (nie izolacją) o dużej średnicy i mają odpowiednio duże "krokodylki", pozwalające na pewne połączenie akumulatorów w obu samochodach i odpowiedni przepływ prądu.
Ładowanie prostownikiem
Inną metodą uruchamiania auta, w którym akumulator odmówił posłuszeństwa, jest naładowanie samochodowej baterii przy pomocy prostownika. To czasochłonna metoda, która w konfrontacji z użyciem kabli rozruchowych i sprawnego samochodu ma jednak istotną przewagę.
W tym drugim przypadku wyładowany akumulator jest w ten sposób ładowany maksymalnym prądem, jaki wytwarza sprawny samochód. Tymczasem ładowanie go z pomocą prostownika pozwala na dobranie optymalnego tempa ładowania.
Zależy ono od wykorzystanego do tego celu natężenia prądu. Wartość nie powinna być liczbowo większa niż 10 proc. jego pojemności. Dla przykładu akumulator o pojemności 60 Ah najlepiej ładować prądem o natężeniu do 6 A. Kupując prostownik, najlepiej więc wybrać taki, który pozwala na wybór natężenia prądu ładowania.
Takie urządzenie kosztuje od 200 do 400 zł. Taka kwota wystarczy na solidnie wykonany prostownik, który same dobierze natężenie prądu. Najbardziej oszczędni znajdą urządzenia za 60 zł. Pozostaje jednak pytanie o ich trwałość.
Jeśli samochód z rozładowanym akumulatorem długo stoi na mrozie, z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że jego elektrolit mógł zamarznąć. Pozostaje wówczas wymontowanie akumulatora. Operacja ta nie jest jednak polecana w niektórych modelach nowoczesnych aut.
Może to zostać potraktowane przez wewnętrzny komputer jako próba kradzieży i doprowadzić do uruchomienia blokady, która uniemożliwi dalszą jazdę, nawet ze sprawnym akumulatorem.
Jeśli jednak jesteśmy właścicielami bardziej tolerancyjnego pojazdu, wymontowanie akumulatora będzie dobrym pomysłem. Po umieszczeniu go w ciepłym pomieszczeniu elektrolit rozmrozi się, co pozwoli na naładowanie baterii.
Przed ładowaniem akumulatora, który nie jest baterią bezobsługową, należy sprawdzić poziom elektrolitu. Baterie o jasnej obudowie często mają wskaźnik poziomu elektrolitu na zewnątrz. W przypadku pozostałych, poziom płynu można sprawdzić, zaglądając do środka.
W bateriach o tradycyjnej budowie w tym celu należy odbezpieczyć korki poszczególnych cel lub zdjąć przykrywającą je listwę. Wewnątrz każdej celi znajduje się wskaźnik, który pokazuje poziom elektrolitu. Gdy jest on zbyt niski, należy uzupełnić jego poziom wodą destylowaną lub zdemineralizowaną.
Odłączając akumulator do ładowania należy stosować się do instrukcji dołączonej do prostownika. Niezależnie od tego, z jakiego urządzenia korzystamy, nie wolno jednak łączyć biegunów (+) i (-) baterii. Jeśli mamy do czynienia z akumulatorem, dającym dostęp do wnętrza, korki cel należy pozostawić uchylone.
Pozwoli to powstającym w trakcie ładowania gazom bezpiecznie się ulotnić. Na ładowanie należy wybrać miejsce przewiewne i nie przebywać w tym czasie w pobliżu. Ładowanie akumulatora trwa zwykle około 10 godzin. W tym czasie wskazówka prądu ładowania na prostowniku powinna zbliżyć się do wartości 0.
Obecnie żywotność akumulatorów określa się na 3-5 lat. Jeśli więc jest się użytkownikiem starszej baterii, niewykluczone, że ładowanie nie przyniesie efektów i jedynym rozwiązaniem będzie jej wymiana.