Wywiad: Patrycja Brochocka i Karolina Zysnarska, czyli Polki na Dakar. Takiej załogi jeszcze tam nie było
Patrycja Brochocka i Karolina Zysnarska to jedyna kobieca załoga startująca w Polsce w rajdach typu Cross Country. Mogłem je poznać podczas treningów przed otwierającym sezon rajdem Baja Drawsko. Dowiedziałem się też, jakie mają ambitne plany. Na fali sukcesów Polaków w Rajdzie Dakar chcą wziąć w nim udział z hasłem "Polki na Dakar".
Rozmowę przeprowadziłem przed rajdem Columna Medica Baja Drawsko 2023, w którym ostatecznie Patrycja Brochocka i Karolina Zysnarska zajęły 10. miejsce w klasyfikacji generalnej FIA i siódme w swojej klasie SSV T4. Startują Can-Amem Maverickiem, czyli takim pojazdem, jakim w tym roku Rajd Dakar wygrał Polak Eryk Goczał i jakim od kilku lat polskie załogi robią w Dakarze furorę.
Marcin Łobodziński: Jak odnajdujecie się w tak męskim sporcie?
Patrycja Brochocka: Zależy, w którym momencie. To męski świat i nic z tym nie zrobimy, trochę kobiet się pojawia. To fajny moment, by pokazać, że kobieta potrafi jeździć, nawigować, naprawić sprzęt na trasie.
Jesteście młodymi dziewczynami w rajdowym towarzystwie starszych facetów. Czy to wam jakoś ułatwia lub utrudnia życie w różnych sytuacjach?
Patrycja: Nasz wiek daje nam taki plus, że nie mamy wbitych żadnych schematów, które doświadczeni zawodnicy ciągle powtarzają. Jesteśmy dokładne i skrupulatnie przeglądamy wszystkie dokumenty, zwracamy uwagę na szczegóły.
Karolina Zysnarska: Cały czas wszystko sprawdzamy, mamy chęć szkolić się w nowych rzeczach. Na przykład przy wymianie koła. Na pewno mamy mniej siły niż typowy facet, ale na tym polega trening, żeby opracować najlepszą metodę.
Patrycja: Jesteśmy też niższe, więc musimy trochę pokombinować, wspinać się, by to koło wyjąć z samochodu. Na tym polega nasz trening, aby znaleźć najlepsze sposoby na serwisowanie auta w terenie, dopasowane do naszych możliwości. To nie jest dla nas nudne, nie twierdzimy, że jest niepotrzebne. Nie oczekujemy pomocnika na trasie, który nam zmieni koło. Zresztą na trasie i tak nikt by się nie zatrzymał.
Karolina: Nie wpadamy w rutynę i nie podpinamy się do kogoś. Nigdy nie robimy tak, że jeśli zgubimy drogę, to szukamy kogoś innego i patrzymy, gdzie jedzie. Nigdy nie sugerujemy się inną załogą na trasie, nawet jeśli nam się coś nie zgadza, same dedukujemy, jak powinnyśmy pojechać dalej. Jeśli trzeba, zatrzymamy się i sprawdzimy dokładnie, co się stało, szukamy miejsca, w którym popełniłyśmy błąd.
Kiedy facet zobaczy stojący przy drodze samochód i kobietę obok, to raczej się zatrzyma. A jak jest na rajdzie?
Karolina: Raczej przyspieszy, by obsypać nas piachem. Tu liczy się czas i każdy chce być jak najszybszy.
Macie satysfakcję, że pokonujecie facetów?
Karolina: Raczej, że udało się wyprzedzić kolejną załogę, a płeć nie ma znaczenia.
Patrycja: Dokładnie – jak Karolina mówi – wyprzedzenie kolejnej załogi jest fajnym momentem. Nie skupiamy się na płci czy innych aspektach. Jedziemy swoje.
Karolina: Chcemy być postrzegane jako pełnoprawne zawodniczki, jak każdy facet, każdy inny zawodnik w tym sporcie. Nie chcemy być paniami w samochodzie, gwiazdkami, które mają swój samochodzik i bardziej zależy im na mediach społecznościowych niż na samej jeździe, i zazwyczaj tylko udają, że jeżdżą. Dla nas najważniejsza jest jazda, zdobywanie rajdowego doświadczenia i przejechanie kolejnych rajdowych kilometrów.
No właśnie, bo tajemnicą poliszynela jest to, że w takich rajdach, gdzie załogę stanowi kierowca-kobieta i pilot-mężczyzna, w trudniejszych sytuacjach, a nierzadko niedaleko za linią startu, role się odwracają. Was nie można o to posądzić?
Patrycja: Jak jeździłam z facetami jako kierowca, to nigdy nie było takiej sytuacji, że potrzebowałam się zamienić. Zarówno w Polsce, jak i na dużo trudniejszych rajdach pustynnych za granicą. Przede wszystkim cieszy mnie jazda, więc nigdy nie czułam potrzeby zamiany ról. Kiedyś nie lubiłam jeździć po wydmach, w pierwszym starcie miałam ochotę wysiąść. Teraz mam do nich ogromny respekt, ale mam zaufanie do Karoliny, że jedziemy tam, gdzie trzeba.
A byłybyście w stanie się zamienić?
Patrycja: Ja, zanim zostałam kierowcą, byłam pilotem, więc mam umiejętności, choć nie palę się do nawigowania.
Karolina: Taki jest regulamin, że pilot to też drugi kierowca, więc trzeba się zmienić podkreślić, że jest to możliwe. Gdyby Patrycja nie mogła kierować, to bez problemu przejęłabym tę funkcję.
Patrycja, wspomniałaś, że jesteście najniższe wśród załóg. Ale jeszcze niedawno jeździłaś największym samochodem w klasie T2. Skąd pomysł na przesiadkę z małej lekkiej dacii do 3-tonowego Land Cruisera 200?
Patrycja: To nie był pomysł. Dusterem jeździłam m.in. dlatego, że zespół Overlimit prowadził w tym czasie puchar Dacii i to był dobry sposób na wejście w rajdy, na zapoznanie się z rajdowym samochodem. Naturalnym krokiem była chęć rozwoju, bo przecież każdy samochód rajdowy uczy czegoś innego. Z dobrymi gotowymi rajdówkami w klasie T2 jest na rynku problem. Więc miałam szczęście, że akurat dostępna była Toyota Land Cruiser. Dlatego wybór padł na nią. Kiedy przesiadłam się do toyoty, to ten samochód był akurat w zasięgu ręki. Był już zbudowany, choć i tak dużo zostało w nim zmienione. Czyli to była raczej okazja, nie plan. W pełni świadomie przesiadłam się do samochodu klasy SSV.
Rozmawiając wcześniej z waszym menadżerem, dowiedziałem się, że teraz jeździcie trochę treningowo, testowo, tym bardziej, że macie zupełnie nowy, ale już lepszy sprzęt. Kiedy zaczniecie jechać po wynik?
Patrycja: To samo przychodzi, zmienia się w czasie rajdu. Nie do końca da się przez cały czas jechać testowo. Rajdy typu Cross Country są zbyt skomplikowane, by prosto odpowiedzieć na to pytanie, bo wiele czynników, nie tylko sama prędkość, ma wpływ na wynik. Nawigacja, komunikacja, dbałość o sprzęt – to wszystko składa się na wynik. Ale rzeczywiście, ten sezon to przede wszystkim rozwój nas i auta.
Wasz sprzęt jest topowy, prawda?
Patrycja: Jutro zaczynamy rajd i jest to nasz debiut w tym pojeździe i rajdowy debiut tego auta. Wcześniej jeździłyśmy can-amem w dużo prostszej specyfikacji, z inną klatką i zawieszeniem. Teraz to jeden z najlepszych samochodów w klasie T4 w tym rajdzie. Jest w pełni zbudowany i obsługiwany przez firmę Overlimit.
Eryk Goczał wygrał tegoroczny Dakar takim sprzętem, jak wasz. Czy to jakoś wpłynęło na wasze myślenie o tym sporcie? Uważacie, że mając taki sam sprzęt, macie narzędzie, którym da się wygrać Dakar, że jesteście w tej samej klasie?
Karolina: Przede wszystkim gratulujemy Erykowi zwycięstwa. Cieszymy się, że Złoty Beduin został przywieziony do Polski. Eryk bezwzględnie dokonał czegoś niesamowitego, ale nie osiągnął tego od tak. Za jego sukcesem stoją przede wszystkim lata i tysiące przejechanych offroadowo kilometrów. Sprzęt to sprawa drugorzędna, ale oczywiście bardzo ważna. Eryk miał w tym roku ogromne wsparcie mediów, bo wygrał, ale wcześniej równie dobrze radził sobie Aron Domżała z Maćkiem Martonem, którzy zajęli trzecie miejsce w Dakarze i to był dla nas ten przełom. W przypadku Eryka mało kto zna temat od tej drugiej strony. W mediach pojawiła się informacja, że młody chłopak, który dopiero uzyskał prawo jazdy, wygrał Dakar. Że to najmłodszy zwycięzca w historii Dakaru. To nie do końca tak.
Patrycja: Dokładnie. Cieszymy się z tego sukcesu, natomiast bezpośredniego wpływu na nas jako zawodniczek to nie wywarło. By zdobyć wynik na Dakarze, szalenie ważne jest doświadczenie i umiejętności, a w drugiej kolejności sprzęt. Bo gdy coś się wydarzy na odcinku rajdu, to walkę toczy się przede wszystkim z samym sobą, by dalej kontynuować, by mieć siłę na naprawy czy podejmowanie decyzji. Jeśli ktoś mówi, że Eryk to żółtodziób albo zawodnik bez doświadczenia, to znaczy, że nie wie nic o tym sporcie. Na nas bardziej wpływ miały wcześniejsze wyniki Arona Domżały i Maćka Martona. Natomiast Eryk pokazał, że Polak może wygrać najtrudniejszy rajd świata, jakim jest Dakar, że jest to realne.
Moim zdaniem nagłówki, jakie dostał Eryk, trochę krzywdzą tę dyscyplinę, bo bardzo ją spłycają. Nie da się tak wygrać Dakaru, jak zostało to napisane. Mało kto skupiał się tak naprawdę na samym Eryku, więc i jego media skrzywdziły, pisząc: "syn milionera wygrał Dakar" albo "najmłodszy zwycięzca Dakaru". Wygrał superdoświadczony i bardzo dobry kierowca, a nie po prostu syn milionera. Nigdzie nie pisano, ile pracy i wysiłku włożył w przygotowania. Ile trenował, ile testował rozwiązania sprzętowe. Eryk jest obecnie jednym z bardziej doświadczonych kierowców w naszej stawce, jeśli liczyć przejechane kilometry. Do tego stoi za nim sztab inżynierów, a ich sprzęt jest na takim poziomie, że nawet czołówka nie wie, z jakich rozwiązań on korzysta. Media pisały o nim jak o nowicjuszu i kierowcy, który – ot tak – wsiadł w can-ama i wygrał Dakar. Tymczasem w Polsce nie ma kierowcy SSV, który by tak dobrze znał ten sprzęt i takiego, który ma tak dobry sprzęt.
Zobacz także
Wróćmy do was. Patrycja, z czego wynikał wybór pilota?
Patrycja: Przed Karoliną nigdy nie miałam jednego stałego pilota. Na każdym rajdzie jeździłam z kimś innym, co też powoduje, że nie byłam do nikogo przywiązana. Z Karoliną mamy dobre relacje od studiów i postanowiłyśmy spróbować pojechać razem. W żadnym razie przeszkodą nie był fakt, że Karolina nigdy nie jeździła na prawym fotelu. Swój talent i wyczucie pokazała, debiutując, gdyż jej pierwszym startem był wielodniowy maraton po pustyni saharyjskiej w Tunezji. A rajd pustynny ma zupełnie inną specyfikę nawigowania niż zwykły rajd typu Baja. Poprzeczkę miała podniesioną bardzo wysoko, a spisała się śpiewająco.
W Rajdzie Breslau z nocnym odcinkiem zespół opowiedział nam, że siedząc w kamperze, obserwowali, jak mnóstwo załóg się gubi, jedzie gdzieś poza trasą. Jednocześnie widzieli, jak jechałyśmy idealnie jak po sznurku. To też dało mi dobrą prognozę na kolejne starty. Obecnie współpraca układa się dobrze, a dzięki temu stanowimy jedyną polską kobiecą załogę w tym rodzaju motosportu.
Skąd wasza pasja do motorsportu?
Patrycja: U mnie to rodzinne, bo tata też jest kierowcą rajdowym, prowadzi stajnię rajdową.
Karolina: Zawsze miałam pasję do motoryzacji, później do motorsportu. Przez dłuższy czas wspomagałam Overlimit, robiłam zdjęcia, prowadziłam social media. Kiedy Patrycja zapytała mnie o wspólne starty, to był mój najlepszy dzień w życiu.
Dlaczego akurat takie rajdy, a nie na przykład tzw. rajdy płaskie? Czy tylko dlatego, że twój tata się tak ścigał?
Patrycja: Rajdy płaskie też są fajne, ale raczej, żeby na to popatrzeć. To nie mój styl.
Karolina: Do mnie Cross Country przemawia tym, że przed startem nie znam trasy, bo na tym to polega. Dostajemy roadbook, gdzie mamy napisane, w którym miejscu i w którą stronę skręcić. W rajdach płaskich załoga przejeżdża całą trasę przed starem, więc ją poznaje. My ją poznajemy na rajdzie. Dlatego też ogromne znaczenie ma doświadczenie i nawigacja, a nie tylko szybkość.
Patrycja: Czasami trasa prowadzi w takie miejsca, że aż mamy ochotę się zatrzymać i porobić zdjęcia. Dodatkowo jeździmy w miejsca, które nierzadko są niedostępne dla ludzi. Choćby poligon w Drawsku, gdzie teraz jesteśmy. Tu nie da się przyjść w weekend i pospacerować. To samo jest za granicą, gdzie niekiedy wjeżdżamy w strefy zakazane.
Jakie macie plany na przyszłość?
Patrycja: w tym roku skupiamy się na Mistrzostwach Polski, chcemy przejechać cały cykl, wszystkie rajdy. Dodatkowo, już za trzy tygodnie, pojedziemy w Maroku ośmiodniowy rajd Marocco Desert Challenge, gdzie mamy możliwość nabyć bardzo dużo umiejętności. Tam popracujemy też nad samowystarczalnością przez długi czas, przyjrzymy się niezawodności, a kiedy przydarzy się awaria, to będziemy musiały same naprawić naszą rajdówkę.
Karolina: W Maroku sprawdzimy też auto w zupełnie innym terenie, dużo trudniejszym niż w Polsce. Z punktu widzenia mojego rozwoju jako pilota cieszę się, że będę miała możliwość korzystania z elektronicznego roadbooka, ponieważ takie wyposażenie pojawia się tylko na najważniejszych rajdach świata, w tym na Dakarze. Na innych występują roadbooki papierowe, więc jest to bardzo duża zmiana.
Patrycja: Na razie powiedziałyśmy o planie na sezon 2023, natomiast plan na 2024 to już jeżdżenie poza Polską w Pucharze Europy, żeby poznać nowe tereny i sprawdzić się w dłuższych rajdach, przygotować się do Dakaru. Rajd Dakar mamy zaplanowany na sezon 2025.
Jedziecie same czy chcecie wystartować w zespole kobiet?
Karolina: Startujemy z naszym zespołem Overlimit, do którego być może dołączą jakieś kobiece załogi, do czego zachęcamy. Na razie tego nie widać, ale po to będziemy jeździć przez te dwa lata, żeby pokazać, że można. Przecieramy szlak dla kobiecych załóg w tym sporcie.
Patrycja: Fajnie, jak jesteśmy same w tym męskim towarzystwie, ale chętnie pojedziemy z inną kobiecą załogą.
Karolina: Też służymy pomocą, bo to skomplikowany sport. Kobiet zafascynowanych motorsportem jest naprawdę dużo, tylko potrzebują pomocnej dłoni, która ich wciągnie, która im pokaże, wytłumaczy wszystko, te przepisy. Wyjaśni, jakie są możliwości, powie o różnicach w sprzęcie. Chcemy być ambasadorkami kobiet w rajdach Cross Country. Mamy 2023 rok i ciągle jesteśmy jedyną w pełni damską załogą startującą w Rajdowych Mistrzostwach Polski Samochodów Terenowych. I żadnej takiej polskiej kobiecej załogi nie było jeszcze na Dakarze. Czas to zmienić.
Marcin Łobodziński: Dziękuję za rozmowę.