Opinia: Koronawirus zabiera nam sporo fajnych rzeczy. Ale jedną może nam też dać
Słowem klucz w roku 2020 zostanie chyba "dystans". Nawet jeśli pandemia koronawirusa ustąpi za parę miesięcy, my zostaniemy przy nowych przyzwyczajeniach już o wiele dłużej. Tym sposobem stracimy wiele cennych elementów codziennego życia, ale mamy szansę odzyskać jeden ciekawy i dziś już mocno zapomniany wynalazek: kina samochodowe.
Od około 20 lat samochody są konsekwentnie wypychane z publicznej sfery życia, ale nie zawsze tak było. W pierwszej połowie XX wieku zachodni świat (zwłaszcza USA) przeżywał prawdziwą fascynację samochodami. Efektowne, zdobione automobile były czymś o wiele więcej niż środkiem transportu z punktu A do B. Stały się wyznacznikiem statusu ich właścicieli, a przede wszystkim – najważniejszym elementem codziennego życia.
Amerykanie jeszcze przed II wojną światową przyzwyczaili się do wykonywania jak największej liczby czynności bez opuszczania miejsca zza kierownicy. Sprzyjała im ewoluująca topografia miast, która wypychała zamożniejszych obywateli na rozległe suburbia, gdzie nie można było liczyć na transport inny niż własne cztery kółka.
W reakcji na te nowe realia zaczęły powstawać restauracje typu drive-through (sytuację wykorzystała zwłaszcza taka jedna, znana do dziś także w Polsce) oraz kina samochodowe. W naszych nowych realiach te zdawać by się mogło archaiczne amerykańskie nawyki sprzed 60 lat mogą się okazać cenną lekcją na najbliższe miesiące.
O kinie, które było większą atrakcją niż wyświetlany film
Kina samochodowe, w USA znane jako drive-in theaters, były naturalnym kolejnym krokiem po kinach plenerowych. Jak to często bywa w przypadku genialnych wynalazków, geneza powstania leżała w przyziemnych potrzebach. Źródła historyczne podają, że na pomysł oglądania filmu z auta wpadł jeszcze przed II wojną światową Richard Hollingshead. W ten sposób chciał rozwiązać problem swojej cierpiącej na nadwagę matki, która nie mogła zająć miejsca w zwykłym kinie.
Zaradny trzydziestolatek rozwiesił więc w swoim ogrodzie prześcieradła, a na masce auta umieścił projektor Kodaka. Pomysł wciągnął go na tyle, że prowadził następnie próby różnymi ustawieniami ekranu, samochodów i nagłośnienia. Efekt był na tyle dobry, że złożył na niego wniosek patentowy. Uzyskał go w 1933 roku.
W czerwcu tego roku wraz z trzema inwestorami założył Park-It Theaters Inc. Ich "Automotive Movie Theatre" mieścił aż 500 pojazdów. Obraz dobiegał do widzów z ekranu o rozmiarze 15 na 12 metrów, a dźwięk – z trzech głośników. Miejsce to funkcjonowało tylko trzy lata, ale to wystarczyło, by zapoczątkować modę, która miała się rozlać na całe Stany Zjednoczone.
Po II wojnie światowej, gdy własne cztery kółka stały się nieomal podstawowym prawem każdego Amerykanina, nastąpił prawdziwy boom na tego typu obiekty. W szczytowym momencie na terenie całego kraju było ich ponad cztery tysiące. Dzięki nadal sprzyjającej topografii USA z dużą ilością wolnej przestrzeni, niektóre z tych obiektów mogły naprawdę imponować swoim rozmachem. Jedno z kin w stanie Nowy Jork mieściło aż 2,5 tysiąca samochodów na powierzchni 11 hektarów.
Kina samochodowe dobrze wpisywały się w ówczesne przekonanie Amerykanów, że z poziomu samochodu wszystko wykonuje się lepiej i wygodniej. Zalet takich miejsc wymieniano wiele, choć należy zauważyć, że miały one szczególną wartość właśnie w latach 50., gdy przepastne, ociekające chromem krążowniki szos wyposażone były z przodu i z tyłu w duże kanapy, a nie indywidualne siedzenia.
Zwolennicy zauważali, że każdy mógł przyjechać na seans z całą rodziną bez obaw, że dzieci będą przeszkadzać innym widzom. Można było także bez skrępowania rozmawiać, palić papierosy oraz… decydować się na inne rozrywki. Dla młodych podczas wyjazdów do kin samochodowych oglądanie filmu było ostatnią rzeczą, która ich interesowała. "Hej wstawaj mała Susie, wstawaj/zasnęliśmy beztrosko w aucie/film się dawno skończył, jest czwarta rano/a ja obiecałem twojej mamie/że odwiozę cię na dwudziestą drugą", śpiewali w 1957 roku The Everly Brothers w znanym do dziś hicie "Wake up little Susie".
Takie "atrakcje" kin samochodowych ostatecznie przyczyniły się do ich upadku. Jako że filmy w takich miejscach były oglądane w specyficzny, daleki od skupienia na treści sposób, w ciągu kilku lat wytworzył się oddzielny, dedykowany takim miejscom gatunek kinematografii. Jak można przypuszczać, nie były to dzieła najwyższych lotów. W produkcjach tych wyspecjalizował się Roger Corman. Jego popisowe dzieło "Zagłada domu Usherów" z roku 1960 doskonale oddaje nastrój tamtych seansów, których jakość można by porównać do dzisiejszych paradokumentów.
W kolejnych latach ten kiczowaty trend zaczął przybierać na sile i w kinach samochodowych zaczęła dominować tania rozrywka spod znaku seksu i przemocy. Kinom takim trudniej było powalczyć ze swoimi tradycyjnymi odpowiednikami o lepsze tytuły, jako że liczba możliwych wyświetleń w ciągu tygodnia była ściśle ograniczona od… długości nocy. Gdy pod strzechy Amerykanów zagościły kasety VHS, kina samochodowe stały się już tylko reliktem przeszłości.
Przyjemność odkrywana na nowo
Koncepcja oglądania filmu bez wychodzenia z samochodu była jednak na tyle pociągająca, że regularnie powracała w różnych miejscach świata. Do Polski zawitała naturalnie u zarania III RP. Pierwsze przedsięwzięcie tego typu pojawiło się w Warszawie na terenie giełdy na Żeraniu w 1994 roku. Organizatorom seansów udało się tam przygotować 300 miejsc parkingowych. Bilet kosztował 3,50 zł.
Po początkowej fascynacji nową formą rozrywki z USA zainteresowanie dość szybko ustało. Podobny los spotykał w kolejnych latach kina samochodowe w innych miastach Polski. Obecnie jest to u nas raczej tylko ciekawostka o charakterze sezonowym, przeznaczona dla grup pasjonatów lub turystów w wakacyjnych destynacjach.
Zobacz także
Nic nie wskazywałoby na to, by sytuacja ta miała się z jakiegokolwiek powodu zmienić, ale taki powód się jednak znalazł. Koronawirus zmieni nasz sposób funkcjonowania i nawet gdy stan epidemii ustanie, jeszcze długo nie minie nasza niechęć do dużych skupisk ludzkich i bezpośrednich kontaktów. W takim przypadku kina samochodowe mogą przeżyć kolejne pięć minut chwały, choć już z zupełnie innych powodów.
Tylko pomyśl: jest ciepły, piątkowy wieczór, nad wami widoczne przez szyby rozgwieżdżone niebo, a ty wjeżdżasz z bliską osobą na duży plac rozświetlony ekranem. Przy wjeździe zahaczasz jeszcze o food trucka, gdzie bez opuszczania auta kupujesz nachosy i następnie jesz je beztrosko, bez obaw, że chrupanie będzie komuś przeszkadzało. Nastawiasz radio w swoim aucie na odpowiednią częstotliwość, a z głośników już lecą pierwsze nuty piosenki rozpoczynającej film. Nie brzmi to pociągająco?