Fotoradary z zaskoczenia. Posłowie chcą powrotu do starego prawa
17.09.2024 14:05, aktual.: 17.09.2024 15:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Poziom bezpieczeństwa na naszych drogach od blisko roku nie ulega poprawie, jak było to wcześniej. Co zrobić, by sytuacja wróciła na właściwe tory? Grupa parlamentarzystów proponuje powrót do korzeni. Ale to nie musi być dobry pomysł.
Wrócić do rzeki
Czas, w którym każdy kolejny rok przynosił poprawę bezpieczeństwa na polskich drogach, mamy już za sobą. W 2023 r. policyjne statystyki pokazały nam prawie takie same liczby jak rok wcześniej. Rok 2024 r. wcale nie będzie lepszy – przynajmniej patrząc po statystykach z pierwszych ośmiu miesięcy. Dla wielu osób już jasne jest, że z tą sytuacją trzeba coś zrobić. Tylko czym jest to "coś"?
Siódemka posłanek i posłów skierowała do ministra spraw wewnętrznych i administracji interpelację dotyczącą fotoradarów. "Od czasu zmiany przepisów ustawy z dnia 24 lipca 2015 r. o zmianie ustawy Prawo o ruchu drogowym oraz ustawy o strażach gminnych (Dz. U. poz. 1335), na mocy której odebrano strażom gminnym uprawnienia do wykonywania kontroli ruchu drogowego przy użyciu urządzeń rejestrujących (fotoradarów), samorządy podnoszą, iż utrata tej możliwości w znaczący sposób utrudnia im podejmowanie działań mających na celu podniesienie bezpieczeństwa na drogach" – czytamy w wystąpieniu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Autorzy interpelacji pytają więc ministra, czy rozważa ponowne nadanie strażom miejskim i gminnym uprawnień do wykorzystywania fotoradarów. Czas pokaże, co na ten temat sądzi minister, ale już dziś możemy ukazać plusy i minusy takiego rozwiązania.
Niepewność na straży porządku
Potencjalne korzyści są niezaprzeczalne. Polegają one na zaszczepieniu w kierowcach przeświadczenia, że ich prędkość może zostać skontrolowana w każdym miejscu i czasie. Dziś fotoradary skutecznie ograniczają zapędy kierowców skłonnych do łamania przepisów, ale tylko w swojej bezpośredniej okolicy. Obudowy stacjonarnych fotoradarów zgodnie z prawem muszą być oznakowane i jaskrawe (zwykle żółte). W tym ujęciu fotoradary punktowo wymuszają ograniczenie prędkości do dozwolonej i właśnie ich krzykliwość jest atutem.
Problem polega jednak na tym, że nie da się stawiać fotoradarów co kilometr, a chodzi o to, żeby kierowcy wszędzie jeździli zgodnie z limitami. I tu do gry wchodzi koncepcja przywrócenia strażom miejskim możliwości korzystania z fotoradarów.
Do 2015 r. położenie takich urządzeń się zmieniało, a ich obudowy często przypominały np. kosze na śmieci. Brak pewności co do lokalizacji fotoradarów skutkował tym, że kierowcy musieli obawiać się kontroli prędkości w wielu miejscach, więc – przynajmniej w domyśle – zachowywali się rozsądniej. Ale takie rozwiązanie ma też swoje minusy.
Nie wszystko złoto
Po pierwsze, nie należy uważać przywrócenia strażom miejskim fotoradarów za uniwersalne i niezawodne rozwiązanie, które zmieni wszystko. By się o tym przekonać, wystarczy sięgnąć po statystykę wypadków. W 2023 r. względem sytuacji z 2014 r. (gdy fotoradary przez cały rok były we władaniu straży miejskich) liczba wypadków spadła o 67 proc., a liczba ich śmiertelnych ofiar o 69 proc.
Policyjne dane oczywiście nie pokazują, że odebranie fotoradarów strażom miejskim przyczyniło się do nagłej poprawy bezpieczeństwa. To raczej dowód na to, że bezpieczeństwo zależy od wielu czynników: jakości systemu drogowego, stanu i wieku pojazdów, poziomu kształcenia kierowców, wysokości mandatów, kształtu przepisów o punktach karnych, podejścia policji do prowadzenia prewencyjnych kontroli trzeźwości, poziomu społecznej akceptacji dla łamania przepisów przez kierowców czy sposobu funkcjonowania systemu fotoradarów. Zmiana tylko na jednym polu może nie mieć większego znaczenia.
Jest jeszcze drugi argument za niepewnym efektem przywrócenia strażom miejskim i gminnym możliwości posługiwania się fotoradarami. Sposób, w jaki mogą one z nich korzystać. W stanie prawnym, który obowiązywał do 2015 r., pieniądze za mandaty wystawione na podstawie wskazań fotoradarów trafiały do danego miasta czy gminy. W niektórych z nich ten rodzaj przychodów stał się ważnym punktem rocznego budżetu. Brylowały w tym przede wszystkim niektóre nadmorskie gminy. Taki stan rzeczy może kusić, by za pomocą radaru nie tyle poprawiać bezpieczeństwo, co szukać miejsc, w których ograniczenie może wydawać się kierowcom nieadekwatne do terenu, w którym się poruszają.
Gdy nad fotoradarami pieczy nie ma jedna instytucja, nieprawidłowości może być więcej. W lipcu 2024 r. we włoskiej Kalabrii na wniosek jednego z sędziów policja zajęła część pracujących w regionie fotoradarów. Jak się okazało, urządzenia zostały wynajęte samorządom przez komercyjne firmy (zapewne za odsetek z wystawionych mandatów), choć nie spełniały wymogów określanych przez włoskie prawo metrologiczne i nie miały homologacji. Podobnie było w Piemoncie, na Sycylii, w regionie Wenecji czy Modeny. Dla niektórych pokusa związana z dużymi pieniędzmi "leżącymi na ulicy" jest zbyt mocna.
Czas pokaże, co na temat propozycji grupy posłów sądzi MSWiA. Być może doszliśmy jednak do takiego punktu, za którym postraszenie grubszym niż dotąd kijem niewiele już da i dla dalszej poprawy bezpieczeństwa potrzebne będą głębsze, systemowe zmiany.