"Relikt poprzedniej epoki". Plac manewrowy to najbardziej stresująca część egzaminu

Sprawdzenie stanu technicznego auta, ustawienie fotela, jazda do przodu i do tyłu oraz ruszenie na wzniesieniu. Te proste zadania okazują się dla niektórych kursantów przerażające. Niektórzy z nich zastanawiają się, czy tzw. "plac" jest w ogóle potrzebny.

Niektórzy z kursantów postulują, by zwrócić większą uwagę na jazdę po mieście
Niektórzy z kursantów postulują, by zwrócić większą uwagę na jazdę po mieście
Źródło zdjęć: © Michal Fludra/NurPhoto via Getty Images
Mateusz Lubczański

28.06.2020 | aktual.: 22.03.2023 11:05

Stres, niemili egzaminatorzy, manewrowanie na placu – tak prezentują się największe problemy podchodzących do egzaminu na prawo jazdy. Powodów do narzekań jest sporo, ale ten ostatni z elementów przewija się w wypowiedziach pytanych przeze mnie osób bardzo często. Niektórzy z kursantów stwierdzają, że ten element można oddzielić od części miejskiej. Trudno się dziwić. W Poznaniu, w zeszłym roku, prawie połowa niezaliczonych egzaminów praktycznych skończyła się jeszcze przed wyjechaniem na ulice.

"Kto zdał plac manewrowy, a oblał miasto, powinien zaczynać od miasta" – mówi jedna z kandydatek na kierowcę. "Zaliczenie placu powinno być oddzielne" – wtóruje jej kolejna na jednej z niezliczonych grup dot. zdania prawa jazdy. Dla innej jazda po łuku "niczego nie uczy". Jeden z kursantów stwierdza, że nawet jego instruktor przyznał, że "plac jest zbyteczny". Pojawia się też wątek zgaśnięcia auta, który zdarza się nawet doświadczonym kierowcom, ale dwukrotna "wpadka" kończy egzamin.

Tzw. "koperta" czyli jazda autem do przodu, zaparkowanie w wyznaczonym miejscu i wycofanie po łuku ma sprawdzić, czy kursant panuje nad pojazdem. Niektórzy z nich stosują znany trik, który sprowadza się do prostej czynności. Gdy prawe lusterko znajduje się pomiędzy dwoma tyczkami, wystarczy przekręcić kierownicę w prawo o 180 stopni. Działa to w każdym samochodzie.

Jeszcze dwa lata temu właściciele szkół jazdy z Łodzi apelowali, by zrezygnować z "koperty". Opiniowano, że "w żadnym z europejskich państw nie funkcjonuje ten rodzaj szkolenia. Jest to relikt poprzedniej epoki, który powinien zostać zlikwidowany". Państwa Wspólnoty starają się, by jak najwięcej manewrów wykonywać w warunkach miejskich, zbliżonych do rzeczywistych scenariuszy jazdy. Ministerstwo Infrastruktury sprawą interesowało się jeszcze wcześniej, ale żadnych wiążących decyzji nie podjęto.

  • Egzamin na placu jest potrzebny, ale nie w takiej formie – stwierdza Piotr Rucki, właściciel warszawskiej szkoły jazdy Elmol. Zauważa on, że wspomniany wcześniej "patent" na kopertę całkowicie niweluje sens całego zadania. Sensownym krokiem byłaby chociażby rezygnacja z tyczek wyznaczających granicę, których autem egzaminacyjnym przekroczyć nie można. Chodzi o to, by kursant potrafił manewrować, a nie bezrefleksyjnie wykonywał wyuczony na pamięć manewr.

"Wszystkim powtarzam, że egzamin na prawo jazdy jest odrealniony. [Plac - dop. red.] to niepraktyczne ćwiczenie, ludzie zamiast jeździć po mieście ćwiczą godzinami łuki" - stwierdza Sonia Stando-Walasek, prezes fundacji Motoliga, która zawodowo pomaga walczyć kierowcom z lękami za kierownicą. Zauważa też, że na kursach brakuje podstawowych zadań praktycznych, obejmujących np. zabezpieczenie auta w czasie awarii czy nawet zwykłego tankowania samochodu.

Jedna z kursantek jej wtóruje i postuluje by "podczas kursu mieć min. 2 godziny jazdy z instruktorem gdy jest ciemno". Na ten element szkolenia nie zwraca się uwagi i nie jest w ogóle wymagany przy szkoleniu. Podobnie jak jazda na autostradach. Jakie są tego efekty? Jeździmy "na zderzaku”, a nasze drogi szybkiego ruchu należą do jednych z najbardziej śmiertelnych.

Źródło artykułu:WP Autokult
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (44)