Europa chce zabezpieczyć się przed kolejną aferą Dieselgate. Auta będą sprawdzane znacznie częściej
Od 1 września 2020 roku nowe samochody będą cieszyć się jeszcze większym zainteresowaniem Unii Europejskiej. W każdym kraju będą przeprowadzane testy, które mają za zadanie sprawdzić realną emisję spalin pojazdów. Kary sięgną nawet 30 tys. euro za pojedynczy egzemplarz, który nie zaliczy sprawdzianu.
23.06.2020 | aktual.: 22.03.2023 11:08
Każde państwo będzie zobowiązane do sprawdzenia co najmniej jednego egzemplarza danego modelu na 40 tys. pojazdów zarejestrowanych w kraju rok wcześniej. Co najmniej 20 proc. testów, pozwalających np. szybciej przeprowadzać akcje serwisowe, ma dotyczyć czystości emitowanych spalin. Testy zostaną przeprowadzone na drogach, a nie tak jak wcześniej, w laboratorium.
Dlaczego jest to potrzebne?
Wprowadzenie pomiarów czystości spalin to oczywiście pokłosie afery Dieselgate. W 2015 roku okazało się, że grupa Volkswagena wyposażyła swoje auta w urządzenia, które wykrywały, kiedy pojazd poddawany jest testom w laboratorium. Działał on wówczas w trybie, w którym emisja szkodliwych cząstek pozostawała w normie. Niestety, w czasie normalnej jazdy emisja tlenków azotu była znacznie wyższa...
Wystarczyło, aby jedno państwo homologowało auto. Wtedy mogło być sprzedawane na terenie całej Unii Europejskiej. Ewentualne rozwiązanie problemów – jak nadmierna emisja – było koordynowane przez organ, który homologację udostępnił. Teraz każde państwo będzie mogło samo zdecydować o "zdjęciu" auta lub nałożeniu na producenta odpowiedniej kary. Sama Komisja Europejska może dać nawet 30 tys. euro mandatu za każdy egzemplarz na drogach.
Ówczesna komisarz Elżbieta Bieńkowska zauważyła, że po Dieselgate "całkowicie zmieniliśmy zasady, by zapobiegać oszukiwaniu przy emisji spalin, chronić zdrowie publiczne i podnieść konkurencyjność branży. Bardziej szczegółowe testy emisji są kluczowe". Kilka lat później po tej wypowiedzi czas na kolejny krok.
Kto się tym zajmie?
"Określenie sposobu realizacji tego zadania będzie należało do krajowych władz homologacyjnych. W Polsce jest to Transportowy Dozór Techniczny. Przypuszczam, że w praktyce badania te będą mogły realizować niezależne akredytowane laboratoria badawcze, działające w imieniu państwa np. Instytut Transportu Samochodowego” – stwierdza Mikołaj Krupiński z ITS. Na podobny kierunek wskazuje również Przemysłowy Instytut Motoryzacji.
Transportowy Dozór Techniczny wskazuje, że problem tego typu badań został zasygnalizowany Ministerstwu Infrastruktury i to ono przygotowuje się do wskazania organu i wyznaczenia obowiązków testowych. Pytania do resortu przesłałem w zeszły czwartek, a odpowiedź "wciąż jest w przygotowaniu".