Posłowie chcą obniżenia limitów prędkości na czas epidemii. Zmiana ma odciążyć służbę zdrowia
Zagrożenie ze strony SARS-CoV-2 to ogromne wyzwanie dla medyków. Grupa posłów KO i Lewicy wystosowała do ministra infrastruktury interpelację, w której proponuje wprowadzenie niższych limitów prędkości, by odciążyć szpitale.
Dziewięcioro posłanek i posłów KO oraz Lewicy, a wśród nich przewodnicząca Parlamentarnego zespołu ds. bezpieczeństwa, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, skierowało do Ministerstwa Infrastruktury interpelację dotyczącą bezpieczeństwa w ruchu drogowym w trakcie epidemii SARS-CoV-2. Jak zauważają posłowie, obecnie rozsądne byłoby podjęcie działań, które mogłyby odciążyć szpitale. W interpelacji proponuje się, by na czas pandemii wprowadzić obniżone limity prędkości, co powinno przełożyć się na mniejszą liczbę osób wymagających hospitalizacji.
Krok parlamentarzystów jest oczywistym następstwem sytuacji na polskich drogach. Choć ze względu na ograniczenia w poruszaniu się na ulicach jest mniej pojazdów, a na chodnikach mniej pieszych, nie jest dużo bezpieczniej. Kierowcy zaczęli jeździć szybciej, a wypadki, choć rzadsze, statystycznie mają bardziej poważne następstwa. Widać to w policyjnych danych.
01-21.04.2020
- wypadki: 659
- zabici: 123
- ranni: 708
01-21.01.2020
- wypadki: 1287
- zabici: 107
- ranni: 1450
01-21.04.2019
- wypadki: 1609
- zabici: 144
- ranni: 1880
W tych statystykach brakuje jednak szczegółów. Nie wiemy, gdzie dochodzi do największej liczby ciężkich wypadków, więc gdyby ministerstwo zdecydowało się pójść za radą grupy posłów, musiałoby działać po omacku. Można byłoby oprzeć się na szczegółowym raporcie na temat wypadków w 2019 r. Z dokumentu tego wynika, że do 70 proc. wypadków dochodzi w terenie zabudowanym, ale aż 60 proc. ofiar pochłaniają zdarzenia poza nim.
Choć pierwszym, co przychodzi nam do głowy, jest zmniejszenie dość wysokiej jak na europejskie standardy dozwolonej prędkości na autostradach, to w rzeczywistości nie przyniosłoby to przełomu dla bezpieczeństwa. W 2019 r. na takich trasach miało miejsce tylko 1,4 proc. wypadków, w których zginęło 2,4 proc. wszystkich ofiar zdarzeń drogowych, a 1,7 proc. zostało rannych. Największe zagrożenie kolizją występuje na jednojezdniowej drodze, po której ruch odbywa się w dwóch kierunkach. W 2019 r. miało tam miejsce 80,5 proc. wypadków, w których śmierć poniosło 87,3 proc. śmiertelnych ofiar zdarzeń drogowych, a 80,1 proc. zostało rannych.
Pomysł polskich parlamentarzystów nie jest pierwszy w Europie. W marcu z podobną inicjatywą wystąpiła grupa niemieckich aktywistów. Zaproponowali oni, by dopuszczalne prędkości zmniejszyć do 30 km/h w terenie zabudowanym, 70 km/h poza nim i 100 km/h na autostradach. To radykalna propozycja. W 2018 r. we Francji obniżono jednak dopuszczalną prędkość poza terenem zabudowanym z 90 km/h do 80 km/h. Pomiary pokazały, że spowodowało to obniżenie realnych prędkości rozwijane przez kierowców o 3-4 km/h. To wystarczyło, by zmniejszyć liczbę śmiertelnych ofiar wypadków drogowych o 13 proc. Jak wynika z francuskich doświadczeń, zmiana nie musi być radykalna, by nastąpiła zauważalna poprawa.
Statystyka wypadków, jakie mają miejsce w Polsce od czasu wybuchu epidemii SARS-CoV-2, pokazuje, że kierowcy jeżdżą zbyt szybko. By to zmienić, należałoby zwiększyć nadzór policji nad zachowaniem zmotoryzowanych. Innym sposobem na zmianę zachowań kierowców może być obniżenie limitów. Jeśli tak się stanie, kierowcy zaczną zapewne dokładnie patrzeć na ręce politykom. W końcu eksperymentalne wprowadzenie limitu prędkości na brytyjskich autostradach wynoszącego 70 mil/h (112 km/h) w 1965 r. zaowocowało jego utrzymaniem aż do dziś.