Czerwone światło zamiast fotoradaru. Skuteczne rozwiązanie na piratów drogowych

Czerwone światło zamiast fotoradaru. Skuteczne rozwiązanie na piratów drogowych

Systemu nie da się oszukać, jak w przypadku fotoradaru
Systemu nie da się oszukać, jak w przypadku fotoradaru
Źródło zdjęć: © Adam Burakowski/REPORTER
Tomasz Budzik
01.10.2019 16:15, aktualizacja: 22.03.2023 17:55

Jak można powstrzymać kierowców łamiących ograniczenia prędkości? Najbardziej oczywistą metodą jest policyjny patrol lub fotoradar. Można to zrobić też inaczej - czerwonym światłem.

Szerokim echem odbija się sprawa prywatnego fotoradaru zamontowanego w Chotomowie przez rodziców dzieci uczęszczających do tej placówki. W ciągu czterech dni odnotowano tam 20 tys. naruszeń prędkości. Jak można poradzić sobie z kierowcami mającymi za nic ograniczenia? Oczywiście skuteczne byłoby postawienie w tym miejscu profesjonalnego fotoradaru zarządzanego przez GITD i posiadającego odpowiednią homologację. Jest jednak jeszcze lepszy sposób.

Jak pokazały niedawno opublikowane badania, Polacy za kierownicą zwalniają przed fotoradarami nawet o 15-20 km/h poniżej wskazanego znakami limitu. Nie oznacza to jednak, że po minięciu urządzenia również jadą w zgodzie z ograniczeniem. Tuż za żółtą skrzynką kierowcy przyspieszają i znów są na bakier z prawem. Jak zaradzić tej sytuacji?

Ciekawym rozwiązaniem jest zastosowanie inteligentnych świateł drogowych. Na taki pomysł już przed trzema laty wpadli włodarze Częstochowy. W ciągu ul. Michałowskiego pojawiła się sygnalizacja przy przejściu dla pieszych. Czerwone światło dla kierowców może tam jednak zapalić się nawet wtedy, gdy nikt oczekując na możliwość pokonania "zebry" nie wciśnie przycisku na słupku. Bywa, że czerwone światło zapala się niby przypadkowo. Zdarza się nawet, że czerwony sygnał świeci się tak krótko, że zbliżające się do sygnalizatora pojazdy nie muszą nawet się zatrzymać. I nie oznacza to wcale, że uliczne światła są zepsute.

Na poprzedzającym sygnalizację fragmencie ulicy zamontowano radar. Miejsce nie jest oznakowane rzucającym się w oczy niebieskie znakiem D-51, więc instalacji można w ogóle nie zauważyć. Jeśli jednak kierowca pojazdu zbliżającego się do przejścia jedzie szybciej niż dozwolone w tym miejscu 50 km/h, na sygnalizacji zapala się czerwone światło, które ma za zadanie uspokoić ruch. Jaki atut ma to rozwiązanie względem klasycznego fotoradaru?

Wielu kierowców postrzega fotoradary jako punktowe przeszkody, niepozwalające im na płynną jazdę z prędkością przekraczającą obowiązujący w danym miejscu limit. Do takiego rozumienia fotoradarów dopasowują również swoje zachowanie. Hamują więc tuż przed urządzeniem i przyspieszają po jego minięciu. Uliczne światła zależne od prędkości jadących drogą pojazdów wymuszają na kierowcach prawidłową jazdę na dłuższym odcinku. Nikomu nie opłaca się łamać przepisów jadąc szybciej, ponieważ potem i tak trzeba odstać swoje na czerwonym świetle. Taki odcinek sprawniej pokonają ci zmotoryzowani, którzy jadą zgodnie z przepisami.

Wydaje się, że w okolicach szkół czy szpitali, gdzie występuje szczególne ryzyko potrącenia, taki system jest idealnym rozwiązaniem. Cel, czyli spowolnienie ruchu, zostaje osiągnięty, a jednocześnie nie powstają kłopoty z wydajnością karania kierowców za niesubordynację. Połączoną z radarem sygnalizację można też postawić tam, gdzie samorząd uważa to za zasadne, bez oglądania się na GITD. Oby ten sposób regulowania ruchu się upowszechnił.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (33)