Jedziesz oglądać samochód, a na miejscu złom? Należy ci się odszkodowanie
Pewnie nie raz czytałeś ogłoszenie sprzedaży samochodu idealnego, bezwypadkowego, w którym nie ma niczego do zrobienia. Obejrzenie na żywo wiązało się z rozczarowaniem? A czy zdajesz sobie sprawę, że może się również wiązać z odszkodowaniem?
11.02.2019 | aktual.: 28.03.2023 11:53
Zakup używanego samochodu zawsze wiąże się z jakąś przygodą, ale i ze stresem. Również z wieloma kompromisami, a jednym z nich jest ograniczanie poszukiwań do okolicy, w której się mieszka.
Z dużą ostrożnością podchodzi się do dalszych wyjazdów, a w szczególności do tzw. handlarzy, rozumianych zarówno jako prywatnych importerów jak i właścicieli autokomisów. Nie ufamy im, choć z założenia są to przedsiębiorcy, więc teoretycznie to im bardziej powinniśmy ufać.
Niestety oszustwa w branży sprzedaży aut używanych to codzienność, zwłaszcza gdy dotyczy to właśnie tzw. handlarzy. Są oni doświadczeni i potrafią sprytnie oszukać klienta. Najlepszym potencjalnym nabywcą jest zaś taki, który przyjedzie obejrzeć samochód z daleka.
Jedzie z zamiarem zakupu, auta, a nie tylko jego obejrzenia. Bo któż chce jechać 300-500 km tylko po to, by zobaczyć auto. Czas i pieniądze na to poświęcone sprawiają, że trudniej zrezygnować z podjęcia decyzji o zakupie. Handlarze doskonale o tym wiedzą.
Czy mieliście w życiu taką sytuację, że pojechaliście gdzieś daleko po auto używane i choć nie spełniło do końca waszych oczekiwań, to i tak je kupiliście, bo już sporo na to poświęciliście? Czy może oględziny zniechęciły was do zakupu i z wielkim żalem wracaliście do domu, tracąc czas i pieniądze na dojazd?
Co prawda czasu nikt wam nie zwróci, ale co do pieniędzy nie jest wcale tak źle, jak mogłoby się wydawać. Należy wam się przynajmniej zwrot za paliwo w sytuacji, gdy zapewnienia sprzedawcy zupełnie odbiegały od stanu rzeczywistego.
Bo jeśli zapewniał o bezkolizyjności, oryginalnym lakierze, braku korozji czy pełnej sprawności mechanicznej, a okazało się to nieprawdą, to was zwyczajnie oszukał.
Okazuje się, że poza kodeksem cywilnym, gdzie jest mowa m.in. o konieczności naprawienia szkody, są również inne przepisy, które w omawianym zakresie dotyczą właśnie handlarzy, czyli przedsiębiorców, prowadzących działalność polegającą na handlu samochodami.
- Przedstawione zagadnienie można, o ile dotyczy relacji pomiędzy konsumentem a przedsiębiorcą, rozpatrywać na gruncie przepisów ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym. – twierdzi zapytany o opinię na ten temat Dawid Skrzypczyk z kancelarii prawnej Omega.
- Zgodnie z art. 4 ust. 2 ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym (dalej u.p.n.p.r.), za nieuczciwą praktykę rynkową uznaje się w szczególności wprowadzanie w błąd– dodaje.
- W dalszej części ustawy wymieniono przykłady nieuczciwych praktyk polegających na działaniu wprowadzającym w błąd. Wskazano, że nieuczciwą praktyką rynkową jest na przykład podawanie nieprawdziwych informacji, mogących dotyczyć cech produktu (…) jeżeli działanie to w jakikolwiek sposób powoduje lub może powodować podjęcie przez przeciętnego konsumenta decyzji dotyczącej umowy, której inaczej by nie podjął.
- Prezentacja towaru, np. z użyciem nieprawdziwych lub nierzetelnych fotografii, może stanowić jedną z okoliczności uzasadniających uznanie zachowania przedsiębiorcy za działanie wprowadzające w błąd.
Co rozumiemy przez decyzję dotyczącą umowy podjętą przez konsumenta? Już sam wyjazd w celu dokonania transakcji nie tylko świadczy o podjęciu decyzji, ale jest wyraźnym działaniem mającym na celu dokonanie transakcji, nawet jeżeli transakcja nie zostanie dokonana. Przedsiębiorca jest za to odpowiedzialny.
Jak czytamy w Wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 5 lutego 2013 r., sygn. akt VI ACa 1021/12:
"Decyzja dotycząca umowy dotyczy zatem także sytuacji, gdy konsument "przymierza się" do zawarcia umowy, a do jej zawarcia nie dochodzi. Można w pewnym uproszczeniu powiedzieć, że decyzja konsumenta dotycząca umowy obejmuje każdą decyzję konsumenta podejmowaną pod wpływem jakiegokolwiek impulsu prawnego (np. obietnicy gwarancji) lub faktycznego (np. koloru samochodu), bez względu na to, czy finalnie dojdzie do zawarcia umowy".
Podobne stanowisko miał Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów w wyroku z 26 października 2009 r., sygn. akt XVII Ama 68/08, który stwierdził:
"Opierając się na doświadczeniu życiowym nie można uznać, żeby zainteresowanie się ofertą, a tym bardziej udanie się do punktu sprzedaży, nie było połączone z decyzją konsumenta, co do tego, czy dokona zakupu. Ani czynność zapoznawania się z ofertą, ani wizyta w punkcie sprzedaży, zdaniem Sądu, sama w sobie nie jest czynnością dostatecznie atrakcyjną, aby wykonywać ją bez zamiaru zawarcia umowy”.
W powyższych wyrokach wyraźnie widać, że sprzedawca - będący przedsiębiorcą - winien jest strat, jakie poniesie konsument, poświęcając swój czas i środki w celu zapoznania się z ofertą, jeżeli będzie ona niezgodna z rzeczywistym stanem. Rzecz jasna kupujący nie może rozliczać dokładnie sprzedawcy ze wszystkiego, a oczywiste jest, że w handlu posługujemy się szeroko rozumianą reklamą. Nie ma jednak żadnego uzasadnienia wprowadzenie klienta w błąd. Potwierdził to w wyroku Sąd Apelacyjny w Warszawie, wydający wyrok 22 marca 2017 r., sygn. akt VI ACa 1863/15:
"Uwaga i ostrożność konsumenta zakładają, że ma on świadomość, iż nie zawsze przekaz reklamowy będzie całkowicie zgodny z rzeczywistością, co pozwala na posługiwanie się w reklamie przesadą, ale w żaden sposób nie uzasadnia posługiwania się informacjami nieprawdziwymi.”
Oglądasz nie taki samochód, jak zapewniał sprzedawca? Należy ci się zwrot poniesionych kosztów!
- Działanie przedsiębiorcy polegające na rozpowszechnianiu nieprawdziwych informacji odnośnie towaru (wprowadzające w błąd), spowodowało podjęcie przez konsumenta decyzji o chęci zakupu towaru, a w konsekwencji poniesienie przez konsumenta kosztów dojazdu celem zakupu tego towaru (chociaż do zakupu ostatecznie nie doszło), których to kosztów konsument nie poniósłby, gdyby znał prawdziwe cechy towaru, gdyż wówczas w ogóle nie byłby zainteresowany jego kupnem i nie pojechałby dokonać zakupu. – tłumaczy Dawid Skrzypczyk.
Sytuacja, jaką zna wielu. Dzwonicie do handlarza i wypytujecie o podstawowe rzeczy, takie jak przebieg, stan techniczny oraz to, czy auto brało udział w jakiejś kolizji. Handlarz zapewnia was, że wszystko jest w porządku.
Przyjeżdżacie na miejsce i okazuje się, że nie mówił prawdy. Opony nadają się do wymiany, pali się kontrolka silnika, auto jest malowane, choć miało nie być. Ewentualnie podczas sprawdzania samochodu w serwisie okazuje się, że naprawienie wszystkich usterek kosztuje sporo pieniędzy. Zostaliście oszukani!
Nie wzięlibyście wolnego, nie pojechalibyście na miejsce, gdybyście zostali właściwie poinformowani o stanie faktycznym, a przedsiębiorca nie może się tłumaczyć tym, że auto tak naprawdę nie jest jego, bo to komis i nie do końca zna stan techniczny.
Dlaczego to wy macie płacić za to, że zostaliście oszukani? Nie ma absolutnie żadnych wątpliwości co do tego, że istnieje związek przyczynowy pomiędzy waszą stratą majątku w wysokości kosztów dojazdu, a nieuczciwym zachowaniem przedsiębiorcy.
Oczywiste jest, że aby domagać się rekompensaty, należy mieć mocne dowody na nieuczciwą praktykę handlarza oraz na to, że rzeczywiście ponieśliście koszty dojazdu. Takimi dowodami może być kopia treści ogłoszenia oraz wymiana korespondencji czy to SMS czy e-mail.
Teraz już wiecie, dlaczego handlarze wyraźnie zaznaczają w ogłoszeniach "nie odpowiadam na SMS i e-mail”? Nawet mając taką treść, handlarz może się bronić twierdząc, że miał coś innego na myśli lub podana informacja nie jest nieuczciwą praktyką. Jednak tutaj prawo stoi po stronie konsumenta.
- Należy zauważyć, że zgodnie z brzmieniem art. 13 u.p.n.p.r., ciężar dowodu, że dana praktyka rynkowa nie stanowi nieuczciwej praktyki wprowadzającej w błąd spoczywa na przedsiębiorcy, któremu zarzuca się stosowanie nieuczciwej praktyki rynkowej. Dzięki tej regulacji konsument nie musi wykazywać, że działanie przedsiębiorcy wprowadzające go w błąd stanowiło nieuczciwą praktykę rynkową, lecz to przedsiębiorca winien udowodnić, że tak nie było - mówi Dawid Skrzypczyk.
- Tym niemniej, biorąc pod uwagę okoliczność, że przedsiębiorca może bronić się w procesie przed odpowiedzialnością, z ostrożności procesowej, konsument i tak powinien starać się wykazać dopuszczenie się przez przedsiębiorcę stosowania nieuczciwej praktyki rynkowej wprowadzającej w błąd - dodaje.
- Wydaje się zatem, że można rozważyć odpowiedzialność odszkodowawczą przedsiębiorcy, którego wprowadzające w błąd działanie spowodowało, że konsument poniósł niepotrzebnie koszty podróży w celu zakupu towaru – podsumowuje prawnik.
- Na koniec zauważyć należy, że w razie wątpliwości lub problemów, konsument może zwrócić się o pomoc nie tylko do prawnika, ale też do rzecznika konsumentów, który na podstawie art. 42 ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów, może m.in. udzielić bezpłatnej porady i informacji prawnej, czy też wytoczyć powództwo na rzecz konsumenta - dodaje na koniec.
O opinię na ten temat zapytałem jeszcze zaprzyjaźnionego prawnika, specjalistę od kwestii prawnych związanych z zakupem samochodu Oskara Możdżynia. Nie każdy sprzedawca jest bowiem przedsiębiorcą, więc nie każdego obejmują przepisy z ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym.
- Nie ma przepisu, który wprost regulowałby sytuację wystawiania przez sprzedawcę nierzetelnego ogłoszenia. Stąd też istnieje kilka sposobów radzenia sobie z tą sytuacją. Po pierwsze, sprzedawca, który dowiedział się np. o powypadkowości pojazdu albo o fałszywym przebiegu od potencjalnego kupującego i nie zmienił treści ogłoszenia, może wobec kolejnych kupujących odpowiadać za usiłowanie popełnienia przestępstwa oszustwa - mówi Oskar Możdżyń.
Znamy takie sytuacje choćby z reportaży telewizyjnych.
- Na gruncie prawa cywilnego, w tej samej sytuacji, potencjalny kupujący może powołać się na art. 471 w związku z art. 72 § 2 kodeksu cywilnego. Zgodnie z nim "Strona, która rozpoczęła lub prowadziła negocjacje z naruszeniem dobrych obyczajów, w szczególności bez zamiaru zawarcia umowy, jest obowiązana do naprawienia szkody, jaką druga strona poniosła przez to, że liczyła na zawarcie umowy”. W takiej sytuacji możemy żądać zwrotu kosztów dojazdu, czy też kosztów diagnostyki pojazdu. Warunkiem jest jednak, aby możliwe było wykazanie nierzetelnego działania sprzedawcy lub dużego niedbalstwa. Taka sytuacja będzie zawsze miała miejsce, gdy sprzedawca dowie się od kogoś o wadach pojazdu, a nie zmieni ogłoszenia - dodaje specjalista.
Podsumowując, łatwiej domagać się pokrycia kosztów związanych z podjętą decyzją o zakupie pojazdu od przedsiębiorcy, czyli tzw. handlarza czy komisu. W zasadzie są to wszystkie koszty, jakie możecie udowodnić, a które są bezpośrednio związane z zakupem, czyli nie tylko dojazdu, ale np. również przegląd samochodu w serwisie.
Zaznaczam, że w tym drugim przypadku mechanik musiałby wykazać usterki, co do których sprzedawca dawał wyraźne zapewnienie, że nie istnieją. W kontekście tego, zapewnianie typu "przy samochodzie niczego nie trzeba robić, tylko lać paliwo i jeździć” jest wielką nieostrożnością ze strony sprzedawcy. Natomiast powyższa wiedza może być potężną bronią wymierzoną w nieuczciwych handlarzy.