Wraca sprawa opłat za przeglądy pojazdów. Polska wciąż nie zmieniła prawa

Od 17 lat za obowiązkowe przeglądy pojazdów płacimy takie same stawki. Dla wielu właścicieli stacji diagnostycznych to wystarczający powód, by zwlekać z modernizowaniem pracujących tam maszyn i oszczędzać na samych badaniach. W efekcie na drogi wyjeżdżają niesprawne auta.

W ostatnich latach inflacja dotyczy wszystkiego. Oprócz badań diagnostycznych pojazdów.
W ostatnich latach inflacja dotyczy wszystkiego. Oprócz badań diagnostycznych pojazdów.
Źródło zdjęć: © Aleksander Ruciński
Tomasz Budzik

Niska opłata, niskie wymagania

W środę 19 maja pracownicy Inspekcji Transportu Drogowego sprawdzili stan techniczny pięciu autobusów kursujących na co dzień w Bytomiu. W dwóch stwierdzili poważne usterki. Jeden z pojazdów miał nieszczelną pneumatykę układu hamulcowego i wyciek płynów z pompy wspomagania. W drugim z autobusów stwierdzono, że wewnętrzna opona koła bliźniaczego jest kompletnie zużyta. Na całym obwodzie opony nie było już ani milimetra bieżnika i widać było wystające stalowe druty osnowy. Oczywiście inspektorzy zatrzymali dowody rejestracyjne autobusów. Można jednak zadać sobie pytanie: jak to możliwe, że te pojazdy w ogóle przeszły obowiązkowe badanie techniczne?

To tylko jeden z wielu codziennych przykładów, który każe wątpić w rzetelność i uczciwość niektórych diagnostów. Ci czasami "przymykają oko", a czasami po prostu niedokładnie przeprowadzają badanie. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy są niskie stawki za przeglądy. Właśnie ich dotyczy interpelacja posła Lewicy Krzysztofa Śmieszka skierowana do ministra infrastruktury.

Jak zauważa parlamentarzysta, "(...) stawki za badania techniczne (…) nie zmieniły się, poza kosmetycznymi korektami, od 2004 roku. Zważywszy na istotny wzrost kosztów prowadzenia działalności gospodarczej na przestrzeni ostatnich 17 lat, stawia to właścicieli stacji kontroli pojazdów w wyjątkowo niekorzystnej sytuacji, a pośrednio może powodować dopuszczanie do ruchu w rzeczywistości niesprawnych pojazdów i spadek bezpieczeństwa na drogach".

Trudno nie zgodzić się z tą opinią. A co o wysokości opłat mówi sama branża? W rozmowie, którą przed kilkoma miesiącami odbyłem z Marcinem Barankiewiczem, prezesem zarządu Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów, padła kwota 130 zł netto za obowiązkowe badanie samochodu osobowego. Taka podwyżka miałaby zrównoważyć zmiany realiów tego biznesu, które zaszły od 2004 r. Jak jest za granicą?

Według danych Komisji Europejskiej podstawowa stawka dla aut osobowych w Niemczech wynosi 85 euro, czyli 381 zł. We Francji ceny nie są sztywno ustalone przez odpowiedni resort, więc pomiędzy poszczególnymi zakładami występują różnice, a kierowcy płacą od 70 do 100 euro (od ok. 314 do ok. 449 zł). W Hiszpanii ceny wahają się od 33 do 43 euro (od ok. 150 do ok. 193 zł). W Czechach jest to od 600 do 800 koron (od ok. 106 do ok. 141 zł). Zgodnie z polskimi przepisami pierwszy przegląd nowego pojazdu należy wykonać po trzech latach od pierwszej rejestracji. Potem termin wyznaczany jest za dwa lata, a następnie już co roku. W Niemczech, Austrii, Francji czy Czechach po upływie trzech lat od opuszczenia salonu robi się to co dwa lata.

Idą nowe przepisy

Branża już wielokrotnie zwracała się do resortu infrastruktury w sprawie zmian stawek opłat za badania. Takie apele wciąż trwają, ale na razie nie wiadomo, jaki będzie ich skutek. Rząd pracuje nad zmianami w przepisach o przeglądach. Nowelizacja, która dostosuje polskie prawo do dyrektywy 2014/45/UE, powinna obowiązywać już od maja 2018 r. Tymczasem polski rząd robi już drugie podejście do zmian i niespecjalnie się spieszy.

Od dwóch miesięcy na stronie Rządowego Centrum Legislacji nic nie zmieniło się w statusie projektu nowelizacji. Ta, jak Ministerstwo Infrastruktury poinformowało na etapie opiniowania projektu, ma wejść w życie 1 stycznia 2022 r. Na razie w projekcie nie przewiduje się podwyżek za obowiązkowe badania techniczne. W myśl nowych przepisów za przegląd dwukrotnie więcej zapłacą ci, którzy spóźnią się z wizytą u diagnosty o ponad 30 dni od terminu wyznaczonego podczas ostatniego badania. Opłata dodatkowa ma jednak trafiać nie do diagnosty, a do Transportowego Dozoru Technicznego. Z drugiej strony dla kierowców będzie i ułatwienie. Na badanie będzie można przyjechać nie wcześniej niż 30 dni przed wyznaczonym terminem bez obawy o "utratę" dni ważności przeglądu.

Będą też inne zmiany. Diagności będą musieli fotografować badany pojazd - w tym wykonać zdjęcie stanu licznika - i przechowywać fotografie przez 5 lat. Chodzi o to, by można było sprawdzić, czy dany pojazd rzeczywiście był badany. Nowelizacja ma również wykluczyć możliwość niepełnego przeprowadzania badań technicznych – na przykład bez sprawdzania emisji zanieczyszczeń. Wreszcie zmiany dotyczyć mają także nadzoru nad działalnością stacji kontroli pojazdów i kompetencjami zatrudnionych w nich diagnostów. Tu zwiększona zostanie rola Transportowego Dozoru Technicznego.

Kwestia podwyżek za badania techniczne została podniesiona nie tylko w poselskiej interpelacji, ale też podczas spotkania Rady Dialogu Społecznego poświęconego planowanym zmianom prawa. Diagnostom trudno odmówić słuszności argumentów. Czas pokaże, czy przełoży się to na zmiany w cenniku przeglądów.

Źródło artykułu:WP Autokult
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (140)