Radna chce progów zwalniających na ścieżkach. Problemem jest "tryb nieśmiertelności" rowerzystów

Jedna z warszawskich radnych domaga się, by na ścieżkach rowerowych powstawały progi zwalniające. Problemem są użytkownicy dwóch kółek, którzy zagrażają pieszym, pędząc bez opamiętania po ścieżkach rowerowych.

Rowerzyści i piesi muszą korzystać ze wspólnych przestrzeni. Napięcia są gwarantowane
Rowerzyści i piesi muszą korzystać ze wspólnych przestrzeni. Napięcia są gwarantowane
Źródło zdjęć: © East News/Andrzej Zbraniecki
Tomasz Budzik

29.05.2018 | aktual.: 01.10.2022 17:34

Warszawa prosi o progi

Na kabackim odcinku ścieżki rowerowej biegnącej wzdłuż al. Komisji Edukacji Narodowej w Warszawie piesi i rowerzyści nie są przyjaciółmi. Problem narósł do tego stopnia, że jedna ze stołecznych radnych proponuje, by postawić tam progi zwalniające. Z punktu widzenia prawa nie jest to możliwe, bo przepisy nie przewidują tego typu konstrukcji na ścieżkach rowerowych. Problem będzie więc istniał, dopóki sami go nie rozwiążemy.

Okoliczni mieszkańcy skarżą się na pędzących ścieżką rowerzystów. Ich zdaniem stwarzają oni poważne zagrożenie – w szczególności dla dzieci, które podczas spaceru czy w drodze do szkoły nie zawsze wystarczająco uważają. Nieopatrzne zejście z chodnika na ścieżkę może mieć fatalne następstwa. Łatwo sobie to wyobrazić, jeśli zestawimy ważące 20 lub 30 kg dziecko z jadącym 30 km/h rowerzystą, który wraz z jednośladem waży 90 kg. Niestety, jak widać, nie każdy sili się na takie przemyślenie.

Tryb nieśmiertelności

W Polsce utrwalił się zwyczaj budowania ścieżek rowerowych graniczących z chodnikami. W najlepszym razie droga dla jednośladów odznacza się asfaltową nawierzchnią i innym - najczęściej czerwonym - kolorem. Często zdarza się jednak, że nawet w przypadku nowych inwestycji jest ona szara, podobnie jak kostki chodnika. Dla części pieszych, w szczególności osób starszych i dzieci, może to okazać się niewystarczające.

Jednocześnie niektórym rowerzystom na ścieżce uruchamia się wspomniany "tryb nieśmiertelności". Jadą oni, jak gdyby wokół nie było innych uczestników ruchu. Kłopot nie dotyczy tylko groźby potrącenia pieszych, ale i zagrożenia dla samych rowerzystów. Zgodnie z prawem skręcający w przecznicę kierowca musi ustąpić pierwszeństwa rowerzyście jadącemu na wprost drogą czy ścieżką rowerową. Jak pokazują policyjne dane, to jedna z najbardziej niebezpiecznych sytuacji dla rowerzystów. Część z nich korzysta z pierwszeństwa z nadmierną śmiałością. Wpadając na skrzyżowanie z dużą prędkością, nie dają się zauważyć kierowcom. Nie upewniają się też, czy pierwszeństwo zostanie im udzielone; w końcu choć przepisy zmieniły się w 2011 r., to nadal wielu zmotoryzowanych nie ma o nich pojęcia. W efekcie rowerzyści mają rację i połamane nogi.

Na takie podejście może mieć wpływ wiele zjawisk. Użytkownicy jednośladów być może po prostu uważają, że nie uznając kompromisów w korzystaniu ze swoich uprawnień, krzewią szacunek względem prawa. Niewykluczone jednak, że pewne znaczenie ma tu napięcie pomiędzy rowerzystami a zmotoryzowanymi. Część użytkowników jednośladów czuje ciągłe zagrożenie ze strony kierowców. Uważa, że lekceważą oni przepisy i kwestię ich bezpieczeństwa. Być może więc traktowanie pieszych jest sposobem na wyładowanie frustracji.

Możliwe też, że część rowerzystów lekki stosunek do słabszych uczestników ruchu drogowego wynosi zza kierownicy samochodu, którym poruszaja się, gdy pogoda nie sprzyja jeździe jednośladem. W końcu ilu kierowców po strefie zamieszkania naprawdę przemieszcza się z prędkością 20 km/h i spokojnie ustępuje pieszym przechadzającym się, zresztą zgodnie z prawem, w dowolnym jej miejscu? Ilu na drogach krajowych jedzie 50 km/h wtedy, gdy znajduje się w terenie zabudowanym?

Lepiej oddzielnie

Problemu antagonizmu pomiędzy kierowcami, rowerzystami i pieszymi, którzy też w tym sporze nie są bez winy, nie rozwiążemy progami zwalniającymi na ścieżkach rowerowych czy ograniczeniami prędkości dla rowerzystów. To pomysły absurdalne, które zamiast rozwijać infrastrukturę, po prostu ją niszczą. Lepiej skorzystać z doświadczeń państw o bogatszej tradycji w tym temacie.

W Amsterdamie, który przecież słynie m.in. z intenstywnego ruchu rowerowego, łatwo spotkać ulicę oddzieloną niewysokim krawężnikiem od drogi rowerowej, która z kolei jest oddzielona niskim krawężnikiem od chodnika. Dzięki temu rozwiązaniu ścieżka jest o kilka centymetrów wyżej niż jezdnia, a chodnik o kilka centymetrów wyżej niż ścieżka rowerowa. Bariery są na tyle niewysokie, że łatwo je sforsować, ale jednocześnie na tyle znaczące, że tworzą psychologiczną granicę dla pieszych, rowerzystów i kierowców.

Źródło artykułu:WP Autokult
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (25)