Polska motoryzacja – tak wiele szans i możliwości, utraconych bezpowrotnie [JC]
Dziś słysząc sformułowanie „polska motoryzacja” większości przychodzi na myśl Polonez, albo popularny Maluch. Tak naprawdę, to mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że to właśnie w Polsce konstruowano samochody nowoczesne i takie, które mogły konkurować z największymi w tej branży, nawet z Bentleyem i Rolls-Royce’em.
23.03.2015 | aktual.: 02.10.2022 10:37
Owszem. Tych samochodów nie było na pęczki i wymienić można ich tylko kilka. Bardziej zagłębieni w temat znają je dobrze, mimo tego postaram sobie przypomnieć o tych światłych czasach dla polskiej motoryzacji, czasach, które nigdy już nie powrócą. Owszem, obecnie jest w Polsce kilka projektów, których to pomysłodawcy chcieliby wdrożyć je do produkcji. Każdemu z tych projektów gorąco kibicuje, jednakże realia są takie jak koń, a jaki koń jest, każdy widzi.
II RP – to był czas rozkwitu polskich projektów, samochodów i motocykli. Pierwszym seryjnie produkowanym pojazdem w II Rzeczpospolitej był ciągnik „Ursus” - przełom i postęp, a jednocześnie dopiero początek moto-rozwoju. Wówczas kraj pełny był inżynierów, którzy mieli wizję i umiejętności, więc na kolejne dokonania nie trzeba było długo czekać. Na początku lat dwudziestych rozpoczęto prace nad pierwszym w pełni polskim samochodem. W pracę nad nim zaangażowało się wielu, wybitnych, polskich konstruktorów, w tym najsłynniejsi z nich – T. Tański, J. Chaciński, R. Gebeau, W. Mrajski i wielu, wielu innych.
W 1924r gotowy silnik zamontowano do amerykańskiego Dodge’a, zaś w rok później pokazano gotowy samochód CWS T1. Produkcja rozpoczęła się dwa lata później i trwała do 1931r. Trochę niezrozumiałe dlaczego tak szybko zakończono produkcję skoro nadal był „na czasie”. Niektórzy mówią, że było to decyzja polityczna, by nie drażnić sojuszniczych państw, w których produkowano gorsze samochody. Był to samochód na swoje czasy niezwykle luksusowy, nowoczesny i bardzo elegancki.
W czasie jego produkcji inżynierowie nie próżnowali, powstało wiele nowych projektów – CWS T4 czy T8, jednak by nie zanudzać cyframi do każdego z nich, przejdę do kolejnego punktu kulminacyjnego – samochodu CWS LS (Lux-Sport). Była to tylnonapędowa limuzyna z silnikiem V8. Niesamowicie nowoczesny i szybki samochód w 1936 mógł poszczycić się mocą niemal 100 KM. Dziś wydaje się to niewiele biorąc pod uwagę pojemność – 3,9 l, jednakże na tamte czasy, był to znakomity wynik. Samochód był oszczędny - spalał ok. 16 l/100km. O nowoczesności projektu świadczy m.in. skrzynia biegów, półautomatyczna, sterowana elektromagnetycznie, użycie sprzęgła było potrzebne tylko przy ruszaniu z miejsca, pozostałe biegi przełączało się dźwignią przy kierownicy - taka wczesna wersja skrzyni z łopatkami. W 1936r. Niemożliwe? A jednak.
Ciekawostką było, że w czasie jazdy z fotela kierowcy można było regulować prześwit od 180 do 230 mm oraz sztywność amortyzatorów. Samochód miał całkowicie niezależne zawieszenie na podwójnych wahaczach poprzecznych. Można jeszcze wymienić sporo innowacji, jakie zostały zastosowane w tym samochodzie, posiadał on m.in.: samoczyszczący filtr oleju, pneumatycznie napędzane wycieraczki, podciśnieniową regulacje zapłonu i hydrauliczny układ hamulcowy.
Niestety, LS-a nie udało się wdrożyć do produkcji seryjnej gdyż wybuchła II wojna światowa. Dziś ciężko powiedzieć co stało się z samochodem, zachowało się jedynie podwozie oraz dwa silniki (jeden był niedawno do sprzedania na znanym portalu aukcyjnym za ponad 100 tys. zł). Ten projekt, który określiłbym mianem doskonałego, jak również wiele innych bezpowrotnie zniweczyła II wojna światowa. Kto wie, może gdyby nie ona, dziś Polska byłaby jedną z motoryzacyjnych potęg? Śmiem twierdzić, iż istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że właśnie tak by było, bo gdyby popatrzeć na konkurencje LS-a i ich zaawansowanie technologiczne, to nie mogły mu dorównać ani Mercedesy, ani Chryslery a przecież to nie jest zupełnie odosobniony przykład.
Przed wojną w Polsce motoryzacja przeżywała rozkwit, nie tylko samochodowa, bo i motocykli produkowało się od groma. Motocykli nowoczesnych, małych i dużych. Wspomnieć należy choćby takie jak: CWS M55, CWS M111 – Sokół 1000, Sokół 600RT, MOJ 130, Tornedo, Sokół 200, Perkun 98, Podkowa 98 i tak dalej. Choć i wtedy politycy często nie chcieli pomagać, a głównie to przeszkadzali…
Całą sytuację polskiej motoryzacji w zderzeniu z wojną można porównać do szynki. Najdroższej możliwej szynki, którą kupiliście na specjalną okazję, wsadziliście do lodówki, która się zepsuła i... ta wyjątkowo droga, wykwintna szynka spleśniała.
Bo cóż zostało po wojnie z polskiej motoryzacji? Wszystko było zniszczone, owszem, ostali się jeszcze przedwojenni inżynierowie (choć nie wszystkim było dane wojnę przeżyć), mieli oni pomysły i doświadczenie, ale byli zupełnie stłamszeni przez komunistyczne władze, które to zorganizowały dla Polski licencję, na produkcję sowieckiego złomu, jakim była Warszawa. Ten samochód był technologicznie wiele dekad za przedwojennym LS-em!
Lepiej było z samochodami ciężarowymi, bo doświadczenia i wiedza przedwojennych konstruktorów zaowocowały udanymi konstrukcjami tj. Żubr, późniejszy Jelcz i Star.
Nie najgorzej wyglądała także produkcja motocykli, bo PRL-owska Polska była jednym z dominujących państw w produkcji motocykli, niestety najdoskonalszy z polskich motocykli powojennych – Junak, także stał się ofiarą polityków. Później upadały następne firmy, aż w końcu WSK, jako ostatni, polski producent motocykli upadł.
Los firm samochodowych nie był lepszy, powstało FSO z pobocznymi fabrykami, wdrożono do produkcji Poloneza, który na swoje czasy był całkiem niezłym samochodem, niestety przez brak konkretnych modernizacji kilkanaście lat później produkowano już przestarzały samochód, a konkurencja szła do przodu, więc i FSO upadło, zabierając ze sobą kilka ciekawych projektów, które nigdy nie ujrzały światła dziennego.
Śmiem twierdzić, iż większość z tych zakładów mogłoby funkcjonować do dziś, gdyby nie zła polityka i fatalne zarządzanie. A efekty? Dziś widoczne gołym okiem. Polska motoryzacja nie istnieje, nie licząc wyjątkowego Leoparda, produkowanych w Polsce Opli, Solarisa i kilku innych. Nawet Autosan na naszych oczach upadł i to po raz kolejny, przez fatalne zarządzanie, przez niedorajdy na wysokich stanowiskach. Ale coś w tym jest, że co państwowe to niczyje, więc nikt nie dba i musi to upaść, zostać zniszczone. Przecież nawet w PRL-u były w Polsce odważne projekty jak choćby Syrena Sport, czy FSO Ogar, niestety, polityka była, jaka była i wszystko diabli wzięli...
Dziś reklamują się projekty takie jak Arrinera, niektórzy mówią, że to mrzonka, ale mam nadzieję, że jest inaczej, że w Polsce będziemy produkować jakiś dobry, polski samochód, bo w końcu zdolnych ludzi, którzy potrafią projektować samochody mamy sporo, ale większość pracuje w zagranicznych koncernach. Prawdą jest, że straconych szans już nikt nie odzyska, ale może uda się stworzyć jeszcze nowe szanse? Oby…