Samochód do miasta nie musi być mały i tani. Volvo tak twierdzi i po tygodniu z XC40 muszę się ze Szwedami zgodzić. Brakuje w nim tylko jednego, dosyć ważnego elementu.
Ten artykuł ma 2 strony:
Volvo XC40 D4 AWD First Edition — test
Jakie cechy powinno mieć idealne auto do miasta? Dobrze, gdyby było niedrogie w zakupie i utrzymaniu, ekonomiczne i miało wymiary pozwalające zaparkować je na miejscu wielkości zeszytu szkolnego. Czyli teoretycznie powinien być bezawaryjnym, kilkunastoletnim samochodem klasy B z symbolicznym silnikiem. WP Pomaga
Problem w tym, że tak było kiedyś. Teraz czasy nam się zmieniły. Po miastach już nie jeździmy, a raczej w nich stoimy. Badania pokazują, że na korki marnujemy 20 dni rocznie. Podejrzewam, że drugie tyle idzie na szukanie miejsca parkingowego.
Zresztą, nasze podejście do samochodów w mieście też się zmienia. Żyjemy w dobie car sharingu, tanich taksówek (czy taksówkopodobnych wyrobów) i dosyć sprawnie działającej komunikacji miejskiej. Sam co jakiś czas wpadam na pomysł, by kupić auto do miejskiej dżungli, ale po prostu nie widzę w tym sensu. No, chyba że brałbym nowe XC40.
Wbrew pozorom, Volvo XC40 jest pozycjonowane jako auto miejskie. Wymiary na to nie wskazują. Z około 4,4 metra długości i blisko 2 metrami szerokości z lusterkami bliżej mu do bardziej uniwersalnych kompaktów. Również co innego sugeruje cennik, który otwiera kwota 129 tys. zł. Co więc w nim takiego miejskiego?
Na początek wygląd. Jak na małego SUV-a przystało, klienci mają do wyboru dające się wyróżnić opcje konfiguracyjne, jak dwukolorowe nadwozie czy olbrzymie felgi. Nawet sposób, w jaki projektanci narysowali nowe volvo, choć nawiązuje do większych i starszych modeli, świetnie wpisuje się w obraz miasta. Auto wygląda bojowo i jest gotowe do walki w miejskiej dżungli.
Zobacz również: Ford Focus ST 2.0 TDCI - test
Wnętrze jeszcze bardziej przypomina pozostałe volvo, ale trudno tu o lepszy komplement. Jest stylowo, estetycznie, wszędzie dominują materiały najwyższej jakości, skóra jest skórą, metal metalem. Ktoś może powiedzieć, że tak luksusowy kokpit jest zbędne w aucie miejskim. Patrząc na to, ile czasu spędzamy w korkach odnoszę wrażenie, że to właśnie w tych autach powinno nam być najwygodniej.
I w XC40 tak właśnie jest. Pozycja za kierownicą jest bardzo dobra, choć siedzi się wysoko (jak to w SUV-ie). Zawieszenie delikatnie i cicho wybiera nierówności dając uczucie komfortu, ale nie podróżowania w misce z budyniem. Na plus zasługują też szybko nagrzewające się fotele i kierownica oraz sprawnie działająca klimatyzacja. Nawet przy dużych mrozach samochód spisywał się na medal.
Przyszła jednak pora na pierwszy minus, a jest nim ten wielki ekran na konsoli centralnej zastępujący przyciski i pokrętła. Tak, działa świetnie i tak, interfejs jest przejrzysty i logiczny. Nie byłem jednak w stanie go używać bezwzrokowo, szczególnie gdy chciałem użyć bardziej "zakopanych" funkcji. Wiem, że jest tańszy w produkcji i modniejszy, ale mimo wszystko wolałbym tradycyjne rozwiązanie.
Ale powiedzmy, że przymknę na to oko, ponieważ Volvo XC40 potrafi po części jeździć samo. Funkcja Pilot Assist, bo o niej mówię, jest niezwykle przydatna w korkach. Wystarczy ustawić prędkość, której samochód ma nie przekraczać, a resztą zajmie się komputer. Od kierowcy wymagane jest jedynie, by ruszał (tego volvo samo nie zrobi) i co jakiś czas przejmował na chwilę kierownicę. W korku rewelacja.
Co więcej, XC40 samo się zaparkuje i to nie tylko równolegle, ale prostopadle też. Samo wyjedzie z miejsca parkingowego, przynajmniej w teorii, bo w praktyce nigdy nie udało mi się z tego skorzystać. Oczywiście nie jest to pierwszy samochód, który ma te funkcje, ale do XC40 one po prostu pasują. Dorzućmy do tego systemy bezpieczeństwa i nagle dostajemy wizję auta, którego zadaniem jest sprawiać, by podróżowanie po mieście było zwyczajnie przyjemne.
Właśnie dlatego moim zdaniem do tego wozu nie pasuje 190-konny diesel, który był pod maską testowanego egzemplarza. Mam wrażenie, że jego klekot rujnuje nietypową wizję stworzoną przez producenta. Nie jest też ani mistrzem oszczędności, ani mistrzem osiągów. Jeżdżąc po Warszawie i używając wszystkich dostępnych systemów, komputer pokładowy uparcie pokazywał wartości oscylujące wokół 12 l/100 km.
Obecność tej jednostki zasugerowała, że być może XC40 sprawdzi się więc w trasie. Tutaj mam niestety kolejne zastrzeżenie — w tym samochodzie przy prędkościach autostradowych jest głośno. Zdaję sobie sprawę, że jest to masywny SUV, ale konkurencja radzi sobie z tym lepiej. Na wyróżnienie zasługują natomiast bardzo komfortowe fotele oraz przestronne nadwozie.
Sęk w tym, że XC40 nie musi zachwycać w trasie. Volvo chce, byśmy ten samochód nie kupowali, a subskrybowali. W ramach programu Care by Volvo płacimy za auto miesięczną opłatę, a jedynym dodatkowym kosztem jest paliwo i to w zasadzie tyle. Kluczowym bonusem jest możliwość bezpłatnego wypożyczenia większego V90 na wycieczkę.
Dla kogo więc jest ten samochód? Jestem pewien, że najlepiej będą w nim się czuć osoby, które głównie jeżdżą po mieście, są w stanie zaufać technologii i zależy im na wygodzie. Bo XC40 właśnie takie jest, na wskroś wygodne. Widać to w tym, jak się nim jeździ, we wszystkich technologicznych bajerach (wspominałem o Volvo on Call?), w sposobie jakim się je kupuje, czy w ponadprzeciętnie funkcjonalnym wnętrzu. Bagażnik ma podwójną podłogę, która może służyć za przegródkę, przed podłokietnikiem (z olbrzymim schowkiem) znajduje się kosz na śmieci, a wyścielone kieszenie w drzwiach pomieszczą laptopa.
W ten sposób wracamy do samochodu miejskiego naszych czasów. Żeby taki wóz miał sens, musi oferować coś, czego nie znajdziemy w innych dostępnych środkach transportu. XC40 takie właśnie jest i będę mógł je polecić z całego serca, jak tylko pojawi się odmiana hybrydowa. Ten samochód jest po prostu zbyt na czasie, żeby używał tylko silnika spalinowego.
Ten artykuł ma 24 komentarze
Pokaż wszystkie komentarze