Oto Hyundai Nexo. Na pierwszy rzut oka nie widać, by miał napęd przyszłości© fot. Mateusz Lubczański

Jeździłem autem na wodór. Hyundai Nexo to zapowiedź czystej przyszłości

Wystarczy kilka minut tankowania najbardziej rozpowszechnionym pierwiastkiem we Wszechświecie, by przejechać ponad 600 km. Wodorowy Hyundai Nexo nie tylko pokazuje, jak będzie wyglądać motoryzacja za kilkanaście lat, ale potwierdza ambicje Koreańczyków.

Napełnienie trzech zbiorników umieszczonych z tyłu auta (łącznie 156 litrów wodoru ważącego nieco ponad 6 kg) zajmuje zaledwie kilka minut. Samo tankowanie jest tak samo proste, jak uzupełnienie benzyny w tradycyjnym aucie. Wsiadam do Nexo, naciskam przycisk i na pierwszej prostej sprawdzam jego możliwości. Do 100 km/h rozpędza się w całkowitej ciszy w 9,2 s. Nieco długo jak na auto z silnikiem elektrycznym, ale waga Nexo niebezpiecznie zbliża się do 2 ton.

Jego zasięg dorównuje spalinowej konkurencji, nawet w trybie pomiarowym WLTP. Na papierze nieco rozczarowująca może być prędkość maksymalna wynosząca 179 km/h, ale trudno wyobrazić sobie potrzebę jej rozwinięcia. Zwłaszcza, że jesteśmy w Norwegii, gdzie na autostradzie można jechać maksymalnie 110 km/h, a fotoradary wydają się czaić wszędzie. Ale to tutaj macie największe prawdopodobieństwo spotkania wodorowego ix35, poprzednika Nexo. Co więcej, to Koreańczycy wyznaczają trend, gdyż 70 proc. aut z takim napędem poruszających się po Europie wyjechało z fabryki Hyundaia.

Pod maską jakby znajomo.
Pod maską jakby znajomo.© fot. Mateusz Lubczański

Z jednej strony Hyundai Nexo to niezły kawałek techniki, ale zasada działania jest niezwykle prosta. Energia wiązania wodoru i tlenu w cząsteczce wody jest mniejsza niż łączna energia wiązania cząsteczek wodoru (H2) i tlenu (O2). Dlatego podczas otrzymywania H2O wytwarzana jest energia. Nexo ma też niewielką baterię, taką jaką można znaleźć w hybrydach. Silnik gwarantuje 395 Nm, mniej więcej tyle, ile oferują mocne diesle. Tyle tylko, że jedynym śladem po naszej jeździe zostaje czysta woda. Układ napędowy objęty jest 10-letnią gwarancją z limitem 160 tys. km.

Z drugiej strony Nexo to wygodny SUV, który sprawdzi się w większości sytuacji. Ma bagażnik o pojemności 461 l, podgrzewane i wentylowane siedzenia czy niezły system audio. Oczywiście, wygląda nieco koncepcyjnie, zwłaszcza w szarym, matowym lakierze, ale jeśli ktoś nieznający się na samochodach zobaczyłby go na ulicy, prawdopodobnie nie pomyślałby o tym, że to całkiem rzadko spotykany pojazd. Sytuacja ma się więc zgoła inaczej niż w przypadku Toyoty Mirai.

Zamiast wybrać bieg po prostu wciskamy przycisk D.
Zamiast wybrać bieg po prostu wciskamy przycisk D.© fot. Mateusz Lubczański

Nexo jest też niezłą zapowiedzią tego, co wyląduje w kolejnych samochodach koreańskiego producenta. Model ten może zaparkować równolegle bez udziału kierowcy, jeśli tylko znajdziemy wolne miejsce postojowe (u konkurencji dalej trzeba przestawić drążek zmiany biegów). Do nowych Hyundaiów trafią zapewne chowające się w drzwiach klamki, które zadebiutowały w Range Roverze Velarze, a ich stworzenie zajęło Brytyjczykom cztery lata. Słupek C pełni dodatkowo funkcję spoilera, a pod lusterkami umieszczono kamery. Wystarczy uruchomić kierunkowskaz, by zamiast prędkościomierza wyświetlił nam się widok do tyłu auta. W teorii jest to rozwinięcie systemu ostrzegania o pojazdach w martwym polu. W praktyce wydaje się to być rozwiązaniem problemu, którego nikt nie miał.

Range Rover? Nie, to Hyundai
Range Rover? Nie, to Hyundai© fot. Mateusz Lubczański

Samo wnętrze nie jest tak rewolucyjne jak napęd, lecz także stanowi niezłą podpowiedź kolejnych kroków podjętych przez Koreańczyków. Olbrzymi panel środkowy zainspirowany jest najwyraźniej Lexusem czy innym Porsche. Morze przycisków jest nieco zagmatwane na początku. Dwa połączone ekrany stanowią niezłą oprawę całego centrum dowodzenia, lecz szerokie ramki wskazują na budżetowość całego rozwiązania.

Znajdź przycisk od obiegu wewnętrznego jednocześnie patrząc na drogę. Powodzenia!
Znajdź przycisk od obiegu wewnętrznego jednocześnie patrząc na drogę. Powodzenia!© fot. Mateusz Lubczański

Jak jeździ się samochodem wodorowym? Tak jak każdym innym elektrykiem. Cisza może być na początku ogłuszająca, natychmiastowa reakcja na gaz niektórych może przerażać, ale po przyzwyczajeniu wrażenia są świetne. Niestety, tego typu układ napędowy jeszcze długo nie będzie popularny w Polsce. Stoimy przed typowym problemem jajka i kury.

Co było pierwsze, a raczej co powinno być pierwsze? Stacje tankowania wodoru wydają się raczej złą inwestycją, gdy w ofertach polskich importerów nie ma aut wykorzystujących takie paliwo. Z kolei żaden producent nie wjedzie na polskie drogi z wodorowym autem, jeśli nie ma go gdzie zatankować. Tak naprawdę potrzebujemy 20 stacji na start, umieszczonych w większych miastach. Niektórzy norwescy gracze już ostrzą sobie zęby i planują ekspansję do Polski. Na razie jednak Nexo pozostanie niedostępnym owocem. Osłodzić sytuację może elektryczny Hyundai Kona, który już niedługo wjedzie do salonów. Wrażeniami podzielimy się dopiero 25. czerwca, kiedy minie embargo na publikacje wrażeń z jazdy tym autem.

  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
[1/19]
Źródło artykułu:WP Autokult
Komentarze (18)