Corvette C3 - Born in the USA
Są w życiu takie momenty kiedy napotykamy okazje, której nie wprost nie możemy się oprzeć, nawet jeśli stoi ona w sprzeczności z naszymi własnymi, motoryzacyjnymi preferencjami. Tak było i tym razem, gdy właściciel tej oto Corvette C3 Stingray z 1973 r. wręczył mi kluczyki do ręki i powiedział "jedź".
Zostałem wychowany w duchu bezgranicznej miłości do samochodów europejskich. Przez ojca, który uwielbia do dziś motoryzacje francuską, włoską, angielską i... japońską. Nie lubi za to tej niemieckiej (bo toporna i ostentacyjna) oraz amerykańskiej (bo zapóźniona w rozwoju - tak mało koni mechanicznych z litra? Resory piórowe zwieszenia i sztywna tylna oś jak w bryczce konnej?). I choć z tym pierwszym stwierdzeniem można dyskutować a to ostatnie nie jest już dawno prawdziwe, nie zmienia to faktu, że nigdy nie "jarałem się" ani żadnym Porsche, ani Mercedesem czy innym Mustangiem. Przynajmniej jako dzieciak. Dużo czasu musiało minąć zanim zrozumiałem zalety samochodów niemieckich, pośród których jest, to oczywiste, wiele wyjątkowych i przyprawiających o ciarki modeli, oraz tych amerykańskich. Może prostszych ale nie mniej fajnych.
Właściwie nastąpiło to dopiero gdy zacząłem się motoryzacją zajmować zawodowo. Choć od lat znałem już np. film "Bullit" i najsłynniejszy pościg w historii kina pomiędzy Mustangiem GT 390 Fastback i Dodgem Chargerem R/T. A ojciec mój, jednocześnie krytykując wozy zza wielkiej wody, pokazywał mi na przykładzie tego filmu różnice pomiędzy silnikiem o względnie małej pojemności, tym w Mustangu głównego bohatera, granego przez Steve'a McQueen (o pojemności 4,7 l), a "big blockiem (7,2 litra) w Chargerze gonionych przez niego mafijnych zabójców. Pytał mnie "słyszysz różnice w dźwięku, tym jak wkręca sie na obroty"?
Co to ma wspólnego z prezentowaną na zdjęciu Corvette? Tyle, że ten samochód wprost wspaniale brzmi. Dźwięk to jedna z jego głównych zalet, którą niestety trudno przekazać za pomocą pisanego tekstu. Nieregularny bulgot ośmiu cylindrów silnika o pojemności 5,7 l. wyposażonego w "ostre" wałki rozrządu, roznosi się donośnie po okolicy i odbijając od budynków wpada do ucha a potem odciska się głęboko na mózgu. Opowiada historie o drzemiących pod maską 350 koniach. Tak, to nawet jak na tamte czasy bardzo mało mocy, jak na taką pojemność, ale nie o to tutaj chodzi.
Chodzi o gigantyczny moment obrotowy, o wibracje które przenikają przez ciało w trakcie jazdy tym czarnym, przypominającym Batmobil potworem. Ta 'Vette to ostatni rocznik przed "faceliftingiem', który objął m.in. zmianę tyłu pojazdu (nastąpiła w 1974 r.) z wklęsłego "ogona kamma" na wystającą, niezgrabną narośl. To nie samochód to wydarzenie. Gdzie się człowiek nie znajdzie ludzie wytykają go palcami a usta układają się w kształt onomatopeicznego słowo-dźwięku "wow".
Dzięki niskiej wadze (1597 kg) Corvette rozpędza się z wściekłością konia, któremu ktoś napchał wasabi pod ogon. Dźwięk silnika staje się bardziej rytmiczny - bulgot szybko zamienia się we wściekły ryk. O odpowiednie zatrzymanie tego czarnego pocisku dbają cztero-tłoczkowe zaciski tarczowych hamulców. Ten konkretny egzemplarz C3 prowadzi się zresztą lepiej niż oryginał dzięki poliuretanowym tulejom zawieszenia i specjalnie zaprojektowanym stabilizatorom ograniczającym poprzeczne ruchy resorów piórowych. Amerykanie nie projektowali C3 by jeździła po zakrętach, ale ten egzemplarz potrafi i to(o ile droga jest równa). Serpentyny pokonuje z duża dozą gracji.
Po chwili jazdy wcale też nie wydaje się tak duża jak początkowo. Jakby kurczyła się wokół kierowcy. Dzięki wystającym błotnikom z przodu łatwo ją umieścić na drodze. Biodra z tyłu, dobrze widoczne w lusterkach dają kierowcy spore poczucie kontroli przy manewrach. W gruncie rzeczy, dzięki trzybiegowej, automatycznej skrzyni biegów jazda C3 nie jest trudniejsza niż zwykłym Golfem. Trzeba tylko pamiętać o długiej masce i szerokich oponach, które lubią dać się ponieść koleinom.
Nie pozostaje nic więcej niż tylko rozkoszować się jazdą. Dzięki względnie prostym drogom Województwa Mazowieckiego, po wydostaniu się z przedmieść, na pustych, lokalnych drogach można nawet pokusić się o wyobrażenie sobie, że jest się gdzieś w południowej Dakocie. Dać trochę głośniej muzykę, płynącą z ukrytego w jednym z bagażników, sterowanego pilotem radia, wcisnąć gaz do dechy i pognać w stronę zachodzącego słońca niczym bohater westernu.
Prezentowana na zdjęciach Corvette C3 jest na sprzedaż - zobacz ogłoszenie