Subiektywny przegląd miesiąca #281
Co roku na początku marca oczy wszystkich fanów motoryzacji zwrócone są na Genewę. Powodem jest odbywający się tam międzynarodowy salon samochodowy, będący jedną z najważniejszych i najbardziej prestiżowych imprez tego typu....
Jak zwykle, oprócz samochodów produkcyjnych, na targach podziwiać można również pojazdy koncepcyjne, które pokazują kierunki rozwoju poszczególnych producentów. Z pewnością warto zwrócić uwagę na tegoroczną ekspozycję Opla. Po niedawnym spadku formy (nadwaga samochodów, przeładowane przyciskami i pokrętłami kokpity, niezbyt efektywne wykorzystanie przestrzeni we wnętrzach) marka wydaje się wychodzić na prostą. Najlepszym dowodem jest na to najnowsza generacja kompaktowej Astry, która zbiera masę pochlebnych opinii i została świetnie przyjęta przez rynek. Jednak to nie ona jest największą gwiazdą tegorocznego stoiska Opla. Ten tytuł należy się studyjnemu modelowi GT Concept, pokazującemu, jak w niedalekiej przyszłości mogłoby wyglądać wyczekiwane przez wielu coupe z błyskawicą w logo. Nazwa samochodu nawiązuje do Opla GT z lat 1968-1973. To niewielkie sportowe auto, ze względu na kształt nadwozia określane często jako „mała Corvette”, uchodzi za jednego z najpiękniejszych Opli w historii. Można zaryzykować stwierdzenie, że genewski concept car stanowi współczesną interpretację klasyka z końca lat 60. Nie znajdziemy w nim już co prawda obracanych o 180º reflektorów, będących charakterystycznym elementem pierwowzoru, jednak i tak nie można narzekać na brak smaczków. GT Concept zwraca uwagę panelami drzwi, przechodzącymi płynnie w boczne szyby i dochodzącymi aż do przednich nadkoli, brakiem wycieraczek, klamek i lusterek bocznych, a także czerwonymi oponami przednich kół (co ma nawiązywać do awangardowego motocykla Opel Motoclub 500, wytwarzanego w latach 1928-1930). Oczywiście, szanse na to, aby samochód w takiej formie trafił do produkcji są praktycznie zerowe. Mimo wszystko wierzymy, że tego typu auto wkrótce zasili gamę Opla. Wszak od zakończenia produkcji Astry II Coupe (a więc ostatniego typowego coupe z Rüsselsheim) minęło już 12 lat.
Jeszcze więcej, bo aż 18 lat, upłynęło od momentu pożegnania z V90 - największym kombi w ofercie Volvo. Jednak w tym przypadku mamy dobre wiadomości. V90 powróciło, i to w wielkim stylu. Celem Szwedów jest przełamanie niemieckiej hegemonii wśród kombi klasy wyższej. Nie będzie to oczywiście łatwe, gdyż tutaj od dawna karty między sobą rozdają Audi A6 Avant, BMW serii 5 Touring i Mercedes klasy E w wersji T. Trzeba jednak przyznać, że najnowsze V90 wcale nie stoi na straconej pozycji i jest świetnie przygotowane do konfrontacji z cenionymi rywalami. Przede wszystkim, samochód bardzo dobrze wygląda. Miłośnicy klasycznych skandynawskich „cegieł” mogą czuć się co prawda niepocieszeni, jednak z drugiej strony mieli przecież kilkanaście lat na pogodzenie się z nowym stylem Volvo.
Tak czy inaczej, nikt chyba nie odmówi V90 elegancji. Jego design czerpie garściami z modelu XC90, czyli topowego SUV-a szwedzkiej marki. Dotyczy to zarówno nadwozia, jak i wnętrza. Podobieństwa między tymi samochodami dotyczą również palety silnikowej. Pod maską V90, tak jak w przypadku XC90, będą montowane tylko i wyłącznie silniki czterocylindrowe (benzynowe i wysokoprężne), a na szczycie gamy znajdzie się wersja hybrydowa. Wisienką na torcie są zaawansowane systemy bezpieczeństwa, stanowiące od zawsze wizytówkę Volvo. Warto tutaj wspomnieć o dwóch zupełnych nowościach z tej dziedziny. Pierwszą z nich jest nowa funkcja układu City Safety, która rozpoznaje na drodze duże zwierzęta, takie jak łosie, jelenie, czy konie, a następnie w razie wykrycia ryzyka kolizji z nimi samoczynnie wyhamowuje samochód. Drugą nowość z dziedziny bezpieczeństwa nazwano Run-off Road Mitigation. System ten zapobiega zjechaniu z drogi i uderzeniu w bariery ochronne przy prędkościach od 65 do 140 km/h. Specjaliści z Volvo twierdzą, że ma to ograniczyć ilość wypadków spowodowanych zmęczeniem kierowców.
Zostając przy temacie bezpieczeństwa przechodzimy do Toyoty, która ostatnio zaliczyła w tej kwestii sporą wpadkę. Sprawa dotyczy modelu RAV4, a konkretnie egzemplarzy wyprodukowanych w Japonii od 26.05.2005 r. do 20.11.2012 r. Okazało się, że w tych samochodach, podczas kolizji z dużą prędkością może dojść do przerwania pasów bezpieczeństwa przeznaczonych dla pasażerów siedzących po bokach w drugim rzędzie siedzeń. Spowodowane jest to tym, iż fragmenty pasów przebiegają w pobliżu metalowych elementów podstawy siedziska, które w momencie wypadku mogą doprowadzić do ich przecięcia. Akcja naprawcza będzie polegała na bezpłatnym montażu plastikowej osłony metalowej ramy siedziska. Według japońskiego producenta ma to skutecznie rozwiązać problem. W Polsce kampania serwisowa obejmuje 15098 egzemplarzy RAV4. Listę z numerami VIN samochodów, które czeka ponadplanowa wizyta w ASO można znaleźć na stronie internetowej Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Warto przypomnieć, że Toyota nie jest pierwszym producentem ogłaszającym akcję przywoławczą dotyczącą pasów bezpieczeństwa.
W zeszłym roku z powodu wadliwych gniazd klamer pasów kierowcy serwisy musiało odwiedzić 119 właścicieli Fordów Ka drugiej generacji. Jednak nie wspominamy o tym po to, aby wyciągać „stare brudy”. Przyczyną jest zakończenie produkcji tego sympatycznego „malucha”, wytwarzanego od 2008 roku w Tychach. Ostatnie sztuki opuszczą śląską fabrykę w przyszłym miesiącu. Dobra wiadomość: samochód otrzyma następcę. Niestety, nie będzie on już wyjeżdżał z polskich zakładów. Według najświeższych informacji jego produkcja zostanie zlokalizowana w Rumunii. Tak więc Ford Ka to drugie auto (po Fiacie Panda), które wraz ze zmianą generacji „wyprowadza się” z fabryki w Tychach. Szkoda.