Przez Bawarię na BMW F 850 GS

Przez Bawarię na BMW F 850 GS

Tomasz Machała
12 sierpnia 2019

Nie przejechałem jeszcze połowy drogi, a ręka już mnie boli. Strzepuję ją w powietrzu co kilka minut. Dokładnie tak, jak robią to wspinacze na skale żeby dać odpocząć mięśniom przed kolejną wpinką. Naprzeciwko mnie jedzie niemal nieprzerwany strumień motocyklistów. Część w kolumnach, eskortowana przez policjantów na motocyklach. Część w mniejszych, bądź większych grupach. Ja jadę na północ – na wycieczkę w stronę Monachium. Oni na południe na BMW Motorrad Days do Garnisch Partenkirchen.

Wybór

Nie znam okoliczności narodzin motocyklowej kultury pozdrawiania się w drodze, ale jest tu ona niebywale silna. Minąłem tego dnia setki, może ponad tysiąc motocyklistów. Prawie każdy pozdrawiał mnie uniesieniem lewej ręki. I prawie każdego pozdrawiałem ja, mimo drętwienia ręki.

Gdy na nich patrzyłem zastanawiałem się nie tylko nad tym uniwersalnym gestem kultury dwóch kół, ale także nad tym na czym jadą. Motocykliści z całej Europy mają pod sobą zazwyczaj taką samą maszynę. Tak jakby w salonach BMW Motorrad w Berlinie, Norymberdze, Kopenhadze, Lyonie, Wrocławiu, Oslo, Barcelonie sprzedawano tylko jeden model: GS 1250.

  • Niestety więcej już ich nie mam – usłyszałem dwa dni wcześniej od pracownicy parku prasowego BMW w Monachium. Poprosiłem o swój GS 1250. Nie dlatego, że go znałem i nie dlatego że na nim jeździłem kiedykolwiek wcześniej. Kolega z redakcji Świata Motocykli powiedział, że powinienem go wybrać. Staram się słuchać ludzi doświadczonych. A on miał świetny kask z Jezusem na motorze i dużo ładnych zdjęć motocyklowych na Instagramie. Z pewnością się znał.
Obraz

Niestety w kolejce byłem ostatni więc wszystkie duże GS-y już wyszły. Jednego z ostatnich wziął Łukasz Nowak, który także w imieniu Autokultu jechał w tą samą stronę.

– A co zostało? – zapytałem i otrzymałem kluczyki do F 850 GS. Najpierw żałowałem, bo 400 ccm różnicy To tyle co cały porządny silnik. Miałem w życiu takie Burgmany.

Ostatecznie nie żałowałem. Na koniec, gdy oddawałem motocykl po wyprawie, miałem inne podejście, niż w chwili, gdy po raz pierwszy sięgałem po kluczyki – Wszyscy chcą GS 1250, mimo że dla większości ludzi ten motor jest za duży, za ciężki, za wysoki i mają trudność z utrzymaniem się na nim. Widzę jak odjeżdżają i mówię w duchu: Dobrej podróży, wróć do domu żywy – powiedziała mi ta sama pracownica BMW. Oczywiście rozumiem decyzje stojące za wyborem 1250 GS. Legendarny motocykl do wszystkiego. Towarzysz rajdów na koniec świata, pustyń, bezdroży. Niezawodny obiekt kultu.

Obraz

F 850 GS okazał się dla mnie idealny. I inny niż GS 1250. Lekki, łatwy w prowadzeniu, uniwersalny i praktyczny. Swoją wygodą przypominający maxiskutery, którymi jeździłem przez lata. Świetnie przyspiesza w mieście. Świetnie ciągnie na autostradzie. Także na tych odcinkach, na których nie ma ograniczenia prędkości.

Są dużo lepsi w opisywaniu tych wszystkich systemów elektronicznych, danych technicznych więc nie będę się wymądrzał. Serwisy branżowe piszą o nim: idealny, optymalny, funkcjonalny, estetyczny. Moje doświadczenia i wrażenia są dokładnie takie. No, może lekko zaburzone na korzyść F850GS, bo na co dzień jeżdżę 20-letnim Kawasaki GTR1000. Cóż, w 2000 roku ten sprzęt był w technologicznej szpicy. Dziś jest w niej zaprojektowany, zbudowany od zera i wypuszczony na rynek rok temu F850 GS. Cały sobą krzyczy: Wolność! Przygoda! A w mieście, bo jedno popołudnie spędziłem w Monachium, jego złote felgi dodawały stylu.

Obraz

Góry

Od lat marzyłem o motocyklowej wyprawie w Alpy. Krętych, wąskich drogach w górę, gdzie szara linia barierek chroni cię przed przepaścią. Górskich przełęczach, jak Przełęcz św. Bernarda. Ośnieżonych wierzchołkach, w stronę których pędzi się autostradą. Serpentynach przypominających spagetti, które z garnka wysypało się na podłogę.

Garmisch-Partenkirchen nie jest idealnym celem takiego wyjazdu. Bawarskie miasteczko trudno nazwać centrum alpinizmu. Jest tu dach Niemiec, czyli prawie 3-tysięczne Zugspitze. Świetny cel dla narciarzy, marny dla motocyklistów, bo na zboczach nie ma dróg. GaPa ma jednak inne atrakcje.

Obraz

Przepiękne drogi wzdłuż bawarskich rzek, pocztówkowe widoki przywodzące na myśl doliny Nowej Zelandii, krystalicznie czyste jeziora. To wszystko jest tak instagramowe, że dwa dni wstawałem o 6 rano i nie oglądając się na grupę z którą przyjechałem, wskakiwałem w siodło i po prostu jechałem. Ależ to było dobre!

  • Skończyliśmy o 4 - powiedział mi Tomek z BMW Polska, gdy mówiłem mu, że o 6 ruszyłem w trasę. On usypiał mniej więcej wtedy, gdy ja wrzucałem jedynkę i słuchałem soczystego dźwięku tłumika Akrapović. Spoko, ja miałem jeden z najlepszych motocykli na świecie, on miał jedną z najlepszych na świecie imprez motocyklowych. BMW Motorrad Days, na które przyjechaliśmy to mega zlot miłośników marki BMW. Wielokrotnie pisaliśmy o nim w Autokulcie. Jest tam co robić przez wiele dni. Ja po prostu zawsze wolałem muzykę cylindrów niż jodłowanie.
Obraz

Mój kolega Bartek projektuje, szyje i sprzedaje prawdopodobnie jedne z najlepszych na świecie kurtki motocyklowe. Po powrocie z Bawarii zapytałem go, dlaczego na Motorrad Days nie widziałem ani jednego motocyklisty w ciuchach Crave’a. Tysiące motocyklistów na BMW w ciuchach BMW.

  • BMW i Harley to są tak silne marki, mające tak lojalnych fanów, że nie kupują oni niczego innego - powiedział mi. Obie firmy nie sprzedają tylko motocykli. Sprzedają styl życia, emocje. Coś w tym jest. Na BMW R nineT Scrambler wyglądałem, myślę, całkiem nieźle jadąc na piknik z francuskimi bagietkami i oliwkami w plecaku. Na Harleyu w tym stroju za nic nie potrafię się sobie wyobrazić.
Obraz
Źródło artykułu:WP Autokult
Komentarze (6)