Wywiad z właścicielem Jeepa Willysa/Forda GPW [auta pasjonatów]
Jeep Willys/Ford GPW to kultowa terenówka, która podczas II Wojny Światowej była ochoczo wykorzystywana przez aliantów do różnych działań wojennych. Obecnie uznawana jest za legendę. Aby dowiedzieć się więcej na temat tego auta, spotkałem się z jednym z jego właścicieli.
02.04.2012 | aktual.: 07.10.2022 19:29
A.K.: Jak zaczęła się pana przygoda z off-roadem? Co skłoniło pana do zainteresowania się autami terenowymi?
M.S.: Off-roadem zainteresował mnie mój kolega, który przyjechał kiedyś na spotkanie UAZ-em odkupionym od polskiej armii. Zaciekawiły mnie głównie jego opowieści o wyjazdach w Bieszczady. Pomyślałem wtedy, że może warto mieć takie auto, i rozpocząłem poszukiwania.
A.K.: Kiedy po raz pierwszy zdecydował się pan kupić terenówkę i czy był to samochód off-roadowy z prawdziwego zdarzenia, czy po prostu typowy miejski SUV, a może coś pomiędzy?
M.S.: Pierwszy samochód kupiłem w 1996 roku, więc już ponad 15 lat temu, a był to kultowy GAZ 69M, notabene mój rówieśnik. Auto nabyłem w Sochaczewie, ze względu jednak na słaby stan techniczny nie udało mi się nim wrócić do Lublina. Przez pół roku samochód stał w warsztacie, gdzie doprowadzono go do stanu oryginalnego.
A.K.: Wielu maniaków off-roadu każdą wolną chwilę poświęca na wypady za miasto i szlifowanie swoich umiejętności w takim terenie. Inni, bardziej zapaleni, biorą udział w różnego rodzaju amatorskich rajdach. Czy ma pan na swoim koncie jakieś poważniejsze amatorskie wypady lub rajdy? Jeśli tak, to proszę powiedzieć, co ciekawego przydarzyło się panu podczas zabawy w off-road.
M.S.: Oczywiście brałem udział w wielu imprezach, zarówno takich o zasięgu ogólnopolskim, jak i i regionalnym. Największe z nich to Mazurskie Wertepy czy Eldorado Team Challenge, a także imprezy organizowane przez Polski Offroad.pl pod patronatem międzynarodowej organizacji policji IPA. Uczestniczyłem w imprezach zarówno jako kierowca, jak i pilot, kiedy moje auto było niesprawne lub przygotowywano je do terenu.
Nie mam jednak parcia na podium i takie wyjazdy zawsze traktowałem jak rozrywkę, a nie sportową rywalizację. W ostatnim czasie preferuję imprezy o charakterze turystycznym - i w takich właśnie biorę udział.
A.K.: Czy ma pan jakieś marzenia związane ze zorganizowaniem wyprawy terenowej, na przykład przez dżungle Amazonii? A może kiedyś chciałby pan wziąć udział w rajdzie Dakar?
M.S.: Moim marzeniem jest wyprawa do Afryki, myślę o Afryce Północnej. Niestety, sytuacja polityczna na tych terenach powoduje, że moje plany odsuwają się w bliżej nieokreśloną przyszłość.
A.K.: Wiem, że ma pan lub miał w swoim garażu Jeepa Grand Cherokee. Co skłoniło pana do wyboru tej amerykańskiej marki? Dlaczego nie kupił pan na przykład Land Rovera lub jednej z japońskich terenówek?
M.S.: W moim garażu stało już ponad dziesięć terenówek, od wspomnianego Gaza, przez Suzuki, Nissana, Toyotę, do Jeepa. Od ponad sześciu lat to właśnie auta tej marki gościły w naszym domu. Nie bez przyczyny mówię w naszym, ponieważ moja żona też jest użytkownikiem Jeepa i wielką fanką tego logo.
A.K.: Najpierw był Grand Cherokee, a później wojskowy Willys. Co sprawiło, że postanowił pan kupić drugie auto tej samej marki? Za co kocha pan Jeepy?
M.S.: Pierwszy był Jeep Grand Cherokee z 1994 roku i to on właśnie spowodował, że zakochaliśmy się w tej marce. Potem były kolejne Cherokee, Grand Cherokee, a aktualnie jest Wrangler Unlimited. W międzyczasie zagościł w naszym domu ich przodek, Willys, a tak naprawdę Ford GPW z 1945 roku. Pojawił się zupełnie przypadkowo i nie jestem pewien, czy zostanie z nami na dłużej. Wszystko wskazuje natomiast na to, że marka Jeep będzie nam towarzyszyła jeszcze wiele lat. Jeden z moich kolegów mówi, że Jeepy nie są do jeżdżenia, tylko do kochania. Mają w sobie coś trudnego do zdefiniowania. Myślę, że trzeba przejechać się np. JGC z silnikiem 5,7 Hemi, by usłyszeć gang tej V8. Wtedy łatwiej będzie zrozumieć liczną rzeszę fanów.
A.K.: W jakim stanie było auto, kiedy je pan kupił? Czy ktoś wcześniej zajmował się jego renowacją, czy to bojowe zadanie przypadło właśnie panu?
M.S.: Auto kupiłem już po całkowitej renowacji. W stanie idealnym. Wszystkie zamontowane w tym aucie części są oryginalne i pochodzą z okresu II wojny światowej, czyli z lat, kiedy auto zostało wyprodukowane. Myślę, że ten konkretny egzemplarz jest jednym z najstaranniej odrestaurowanych w Polsce.
A.K.: Jak jest z bieżącą eksploatacją i dbaniem o takie auto? Czy jego serwisowanie powierza pan specjalistom czy lubi pan sam przy nim pomajsterkować? Jak zdobyć części do takiego auta: czy można je kupić w Polsce, czy trzeba zamawiać je ze Stanów?
M.S.: Ja w samochodach wymieniam tylko paliwo, a opiekę nad nimi powierzam fachowcom. Części są dostępne w USA, ale jak dotąd nie miałem potrzeby, aby coś w nim naprawiać.
A.K.: Co znajduje się pod maską tego egzemplarza? Na pewno nie ma tam ani nowoczesnego wtrysku, ani tak modnego ostatnio turbodoładowania. Jaką moc i pojemność ma jednostka napędowa? Jakim rodzajem paliwa zasilany jest ten silnik i czy ze względu na zaawansowany wiek trzeba dodawać do paliwa specjalne uszlachetniacze?
M.S.: Pod maską tego auta pracuje benzynowy silnik o czterech cylindrach, dolnozaworowy, pojemności 2,2 l i mocy 60 KM. Ponieważ silnik ten jest przystosowany do zasilania benzyną ołowiową o niskiej liczbie oktanowej, konieczne jest stosowanie specjalnych uszlachetniaczy. Silnik pracuje równo i potrzebuje dosłownie 1/2 obrotu wału, aby go uruchomić.
A.K.: Jaki typ napędu ma Willys? Czy wyposażony jest w reduktor? Czy da się wyłączyć stały napęd 4x4?
M.S.: Auto ma klasyczny napęd 4x4, stale napędzana jest tylna oś z możliwością dołączenia przedniego napędu. Ze względu na brak centralnego mechanizmu różnicowego nie powinno się nim poruszać w trybie 4x4 po suchej nawierzchni. Napęd przenoszony jest za pomocą 3-biegowej skrzyni manualnej z reduktorem.
A.K.: Jak jeździ się samochodem z tak prymitywnym napędem, bez wspomagania układu kierowniczego? Jak się domyślam, trudno w tak wiekowym aucie liczyć na tego typu udogodnienia. Czy większą przyjemność sprawia panu jazda nowym czy starym Jeepem?
M.S.: Tym autem jeździ się naprawdę świetnie. Oczywiście trzeba się liczyć z większym nakładem sił, szczególnie podczas manewrów na postoju, a to ze względu na brak wspomagania. Nie można porównywać frajdy, jaką daje jazda takim samochodem do jazdy nowoczesnym autem.
A.K.: Jak reagują ludzie, widząc to auto na ulicy? Czy można powiedzieć, że taki samochód spotyka się z sympatią na drogach? Czy wzbudza on zainteresowanie wśród laików, czy wyłącznie wśród prawdziwych koneserów, którzy znają się na rzeczy?
M.S.: Tak, zdecydowanie auto wzbudza duże zainteresowanie oraz spotyka się z sympatią innych uczestników ruchu. Budzi zainteresowanie zarówno wśród znawców, jak i zupełnych laików. Ostatnio jeden pan zapytał mnie, gdzie kupiłem taki samochód, bo nie widział takiego wozu w żadnym z salonów.
A.K: Jak dużo takich aut jeździ po polskich drogach? Czy jest w naszym kraju jakiś klub miłośników Willysów, który organizuje zloty?
M.S.: Trudno mi powiedzieć, jak dużo Willysów jest w naszym kraju. W rejonie działania Automobilklubu Lubelskiego są dwa.
A.K.: Czy ma pan jakieś ciekawe przygody związane z tym autem? Jeśli tak, to jakie?
M.S.: Nie pamiętam specjalnych przygód związanych z tym wozem. Może oprócz tego, że kolega, który go odrestaurował, przejechał nim kiedyś cały poligon w Darłówku tylko na tylnym napędzie, myśląc, że jedzie 4x4. Wszyscy się dziwili, jak się to udało zrobić. A ten samochodzik jest zbudowany właśnie z myślą o jeździe w takich warunkach, więc sobie doskonale poradził.
A.K.: Jeep Willys/Ford GPW był produkowany także w wersji GPA jako amfibia, a po II wojnie światowej również przez francuską firmę zbrojeniową Hotchkiss pod nazwą M201. Czym różniły się te auta i które z nich pana zdaniem jest najbardziej udaną konstrukcję?
M.S.: Willys MB nie różnił się praktycznie niczym od Forda GPW, może z wyjątkiem poprzeczki ramy pod atrapą chłodnicy, no i oczywiście znakowaniami Ford na częściach i podzespołach. Wiadomo, że amfibia musiała już znacznie różnić się od swojego protoplasty. Hotchkiss zaś na pierwszy rzut oka jest idealną kopią Willysa MB. Z tego, co wiem, model M 201 był produkowany we Francji od 1955 do 1966, w 1957 roku zmieniła się instalacja elektryczna z 6V na 12V. Konstrukcja tych aut była praktycznie identyczna, więc trudno określić, która była najlepsza.
A.K: Podczas II wojny światowej Willysy walczyły wszędzie tam, gdzie pojawiali się alianci, także i w Polsce. Czy po wojnie w naszym kraju wojsko pozostawiło jakieś pojedyncze egzemplarze tego auta? Jeśli tak, to czy ktoś się nimi zaopiekował, czy może w wyniku braku zainteresowania umarły śmiercią naturalną?
M.S.: Willysy trafiły do Polski z ZSRR, również do USA w ramach pomocy Land-Lease. Po wojnie sporo ich jeździło w polskiej armii, a potem trafiały do różnych instytucji państwowych i do prywatnych użytkowników. Ponieważ w latach 40. i 50. traktowane były jak normalne środki transportu, wiele z nich po prostu zużyło się i zostało zezłomowane. Część trafiła w ręce entuzjastów i te pewnie funkcjonują do dziś, w prywatnych kolekcjach.
A.K.: Czy zdobycie takiego weterana wojny rozbudziło w panu zainteresowanie militariami, czy raczej ogranicza się pan do off-roadu? Pytam, bo wiem, że są w Polsce ludzie, który oprócz Willysów mają w swoim garażu także zabytkowe wozy pancerne i czołgi. Czy skusiłby się pan na zakup tego typu maszyny?
M.S.: Interesuję się militariami pewnie tak jak każdy mężczyzna, to znaczy drzemie we mnie mały chłopiec, który chętnie pobawiłby się w wojsko. Zresztą nie bez powodu moją przygodę z autami terenowymi rozpocząłem od Gazika, oryginalnego w wersji militarnej, który jest częściowo następcą Willysa. Ale nie mam pomysłu, żeby kupić sobie czołg. Jak wspomniałem wcześniej, nie wiem też, jak długo będę gościł u siebie Willysa. Zdecydowanie wolę podróżowanie nowszymi autami, za to w znacznie trudniejszym terenie, na który Willysa po prostu szkoda, pomimo że jest on do tego stworzony.
A.K.: O jakim aucie marzy pan obecnie: typowym samochodzie terenowym czy może zupełnie innym, na przykład supersportowym?
M.S.: Cały czas poszukuję ideału auta terenowego. Dziś już wiem, że taki nie istnieje. Dlatego w najtrudniejszych rajdach off-roadowych pierwsze miejsca zajmują auta, które są mieszanką różnych marek.
Jak wspomniałem wcześniej, chciałbym pojechać na wyprawę do Afryki. Tam niestety Jeep jest mało popularnym autem, co rodzi wiele problemów serwisowych. Dlatego być może kiedyś pojawi się w moim garażu Toyota Land Cruiser Buschtaxi, a może Land Rover Defender. Dziś jednak pozostaję wierny tej amerykańskiej legendzie, która w tym roku świętuje swoje 70. urodziny.
A.K.: Życzę spełnienia marzeń i dziękuję za poświęcenie mi czasu.