Straż miejska ukarze za parkowanie na podstawie zdjęcia. Przynajmniej w teorii

Straż miejska ukarze za parkowanie na podstawie zdjęcia. Przynajmniej w teorii

Strażnicy już nie muszą być na miejscu, by wystawić mandat. Procedura i tak jest skomplikowana
Strażnicy już nie muszą być na miejscu, by wystawić mandat. Procedura i tak jest skomplikowana
Źródło zdjęć: © PIOTR KAMIONKA/REPORTER
Michał Zieliński
13.12.2018 14:10, aktualizacja: 28.03.2023 12:23

Wygląda na to, że wreszcie pojawił się bat na niewłaściwie parkujących kierowców. Nowelizacja przepisów pozwala straży miejskiej wystawiać mandaty na podstawie przysłanych do komendy zdjęć. Teoretycznie, bo w praktyce sytuacja jest bardziej skomplikowana.

Fantazja niektórych kierowców, gdy przychodzi do parkowania, zdaje się nie mieć granic. Moja ulubiona grupa to ci, którzy zostawiają samochód tuż pod znakiem zakazującym zatrzymywania się i postoju. Inni wykorzystują tereny wyłączone z ruchu, ścieżki rowerowe czy tereny zielone. Próba rozprawienia się z nimi przez lata wydawała się walką z wiatrakami.

Nawet jeśli ktoś widząc niepoprawnie zaparkowany samochód zgłosi sprawę straży miejskiej, funkcjonariusz musiałby po pierwsze przyjechać na miejsce, a po drugie potwierdzić naruszenie przepisów. Jeśli kierowca zdąży odjechać, nie ma tematu.

Teraz się to miało zmienić. Po nowelizacji Kodeksu wykroczeń i ustawy Prawo o ruchu drogowym pojawiła się informacja, że straż mogłaby wystawić mandat na podstawie zdjęcia wysłanego na komendę. Dotychczas taka sprawa musiała trafić do sądu. W Warszawie sytuacja byłaby bardzo prosta, ponieważ mieszkańcy stolicy mogą zgłaszać źle zaparkowane auta przy pomocy aplikacji załączając przy tym fotografię.

Od zmiany przepisów minął już około miesiąc, więc odezwałem się do stołecznej straży miejskiej z pytaniem, ile mandatów już wystawiono. Wiem, że w Warszawie jest prężnie działająca grupa aktywistów, dlatego spodziewałem się pokaźnej liczby. Tymczasem, jak poinformował mnie referat prasowy, nie ukarano ani jednego kierowcy. Powód?

Dowiedziałem się, że nie ma jeszcze przepisów wykonawczych i wszystko funkcjonuje "po staremu". Inaczej sytuacja zdaje się wyglądać w Poznaniu. Jak informuje TVN24, tamtejsza straż miejska już wszczęła procedury w przypadku co najmniej kilkunastu zgłoszonych aut.

Nie oznacza to jednak, że mandaty posypią się jak z rękawa. Kierownik Referatu Wykroczeń z gdańskiej straży miejskiej Mariusz Kaźmierczak tłumaczy, że samo zdjęcie nie wystarczy.

Straż musi przeprowadzić czynności wyjaśniające. Ma prawo przesłuchać świadka ujawnionego wykroczenia. W przypadku jakichkolwiek wątpliwości, jak również by wyeliminować ewentualne nadużycia, nasi funkcjonariusze będą z tej możliwości korzystać.

Na podstawie fotografii nie zawsze da się udowodnić fakt popełnienia wykroczenia. W przypadku nieprawidłowo zaparkowanego auta do wszczęcia postępowania wyjaśniającego potrzebujemy między innymi takich danych jak: data, godzina i miejsce popełnienia wykroczenia. Jeżeli zaistnieje potrzeba uzupełnienia jakichkolwiek informacji, straż wezwie autora zdjęcia na przesłuchanie w charakterze świadka. Dlatego też musimy mieć jego dane.

Mariusz Kaźmierczak

Zatem sama procedura ciągle jest skomplikowana, ale z drugiej strony to słuszne. W końcu sytuacja, w której ktoś został ukarany na podstawie niepewnej informacji lub wręcz spreparowanego zdjęcia jest nie do pomyślenia.

Być może ważniejszą zmianą, jaka pojawiła się wraz z nowelizacją, jest możliwość wyciągnięcia konsekwencji w ciągu 60 dni od daty ustalenia sprawcy. Dotychczas okres ten zaczynał się od dnia ujawnienia wykroczenia. Oznacza to, że straż miejska ma teraz po prostu więcej czasu i to faktycznie może przełożyć się na większą liczbę mandatów.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (13)