Tydzień w motorsporcie #25

Tydzień w motorsporcie #25

Marcin Łobodziński
29.05.2017 15:02, aktualizacja: 14.10.2022 14:25

Dwie kultowe stajnie Formuły 1, które przez lata walczyły ze sobą na śmierć i życie, obecnie są w skrajnie różnych sytuacjach. Ferrari wraca na szczyt, podczas gdy na dnie znajduje się McLaren. Zespół, który teoretycznie ma niemal wszystko by wygrywać, a jednak nie ma nawet nadziei na to, by wreszcie zwyciężyć. Tak jak kierowca, który chciał wrócić na podium za Oceanem, ale nie było mu to dane.

Dawno temu Ron Dennis, były już szef McLarena powiedział w jednym z wywiadów, że na niczym mu tak nie zależy jak na tym, by ”pokonać te przeklęte, czerwone bolidy”. Chodziło o Ferrari i przerwanie ich dominacji w czasie, gdy seryjne zwycięstwa przynosił im Michael Schumacher. Do 2004 roku wydawało się to absolutnie niemożliwe, aż wreszcie się udało. Co prawda mistrzostwo świata 2005 zdobyła stajnia Renault i Fernando Alonso, ale McLaren znalazł się w klasyfikacji przed Ferrari.

Nie udało się to w sezonie 2006, a w 2007 i 2008 znów czerwone bolidy były najszybsze. Trzeba jednak przyznać, że od roku 2009, kiedy to pokonał ich Brawn GP – w rzeczywistości bolid Hondy – już nie odzyskali formy. Zobaczcie, jak poszczególne składniki tej historii pięknie się przeplatają.

Czarny bolid z 2015 roku był złym zwiastunem przyszłości. Od tego sezonu zaczął się gwałtowny spadek na dno.
Czarny bolid z 2015 roku był złym zwiastunem przyszłości. Od tego sezonu zaczął się gwałtowny spadek na dno.© fot. Red Bull Content Pool

Wszystko na to wskazuje, że sezon 2017 będzie przełomowy nie tylko dla stajni Ferrari, która najwyraźniej odzyskuje dawny blask, ale także dla całej Formuły 1. Jeżeli Scuderia pokona dominującego od 2015 roku Mercedesa, potwierdzi się tylko stara prawda o tym sporcie – nie można wygrywać bez przerwy, a najczęściej lider zmienia się wraz z przepisami.

O tym jak doskonale wygląda teraz Ferrari, świadczy najlepiej miniony weekend. Na jednym z najbardziej wymagających torów F1 w Monako wygrywa Sebastian Vettel, a drugi na mecie jest jego partner Kimi Räikkönen. To trzecie w tym roku zwycięstwo Ferrari i Vettela dało im prowadzenie w obu klasyfikacjach. Ferrari jest na szczycie, a gdzie jest ich najbardziej zażarty konkurent?

McLaren – mówiąc naprawdę subtelnie – jest na dnie. McLaren-Honda trzeba by rzec, bo bolid Formuły 1 to pakiet samochód-silnik. I niestety ten drugi element bardzo zawodzi. Podobno nadwozie (czyt. sam bolid) jest w porządku, ale jednostka napędowa już nie. Fernando Alonso, ten sam który kiedyś pokonał Michaela Schumachera, przerywając na dwa lata seryjne tryumfy stajni z Maranello, teraz jest kompletnie bezradny.

Nie tylko bezradny, ale również jak pisałem w jednym z poprzednich felietonów zwyczajnie nieszczęśliwy. Szukał radości w Indy 500 za Oceanem, w miniony weekend. Czy ją znalazł?

Po części na pewno, bo nie wchodząc w szczegóły, był jednym z faworytów i mógł walczyć o zwycięstwo, prowadząc kilkakrotnie w wyścigu. Mógł, gdyby nie jednostka napędowa Hondy.

Japoński silnik był warunkiem tego gościnnego występu. Jakże symboliczna była to katastrofa, gdy jednostka Hondy w bolidzie Alonso popsuła się tego samego dnia, w którym Ferrari odnosiło jedno z najlepszych zwycięstw od dawna i pierwsze od szesnastu lat w Monaco.

Media nieco przeoczyły fakt, że Takuma Sato, zwycięzca Indy 500 wygrał bolidem Andretti z silnikiem Hondy. Nie ma to znaczenia, ponieważ ta seria wyścigowa jest dla nas całkowicie obca, niezrozumiała i nieinteresująca. W miniony weekend liczył się tylko Alonso i tylko jego obserwowaliśmy.

Hiszpan wróci w następnym wyścigu Grand Prix do swojego McLarena z awaryjnym i słabym silnikiem Hondy. Znów będzie musiał przełknąć gorzką pigułkę porażki. Bo niestety, nie spodziewamy się na razie sukcesów. Wskazują na to porażające wręcz statystyki.

Najczęściej tak oglądamy McLareny w tym roku. Szkoda, bo to zespół-legenda.
Najczęściej tak oglądamy McLareny w tym roku. Szkoda, bo to zespół-legenda.© fot. McLaren Media Centre

McLaren-Honda jest obecnie najsłabszym zespołem F1, pokonanym m.in. przez debiutującego w zeszłym roku Haasa. McLaren jako jedyny jest bez punktów, a ich największy sukces to 12. miejsce w GP Hiszpanii. Przejechali – głównie ze względu na awarie – najmniej okrążeń, a w przeciwieństwie do reszty stawki, ich kierowcy wystartowali łącznie dziesięć razy, podczas gdy pozostali dwanaście.

Moim zdaniem ten dramat nie potrwa długo. Honda już pokazała w 2008 roku, że w obliczu wielu porażek potrafią się wycofać pomimo ogromnych nakładów finansowych. Po prostu powiedzą koniec i nic tego nie zmieni. Ciekaw jestem, czy wcześniej nie powie tego Fernando Alonso, który może się nawet wycofać z Formuły 1. Kierowca, który nie może znaleźć radości, nawet za Oceanem. Kierowca, który mógłby wygrywać razem z Ferrari, gdyby w 2014 roku nie podjął kolejnej w swojej karierze fatalnej decyzji!

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Tydzień w motorsporcie #9
Tydzień w motorsporcie #9
Marcin Łobodziński
Tydzień w motorsporcie #15
Tydzień w motorsporcie #15
Marcin Łobodziński
Tydzień w motorsporcie #13
Tydzień w motorsporcie #13
Marcin Łobodziński
Tydzień w motorsporcie #12
Tydzień w motorsporcie #12
Marcin Łobodziński
Tydzień w motorsporcie #18
Tydzień w motorsporcie #18
Marcin Łobodziński
Tydzień w motorsporcie #1
Tydzień w motorsporcie #1
Marcin Łobodziński
Tydzień w motorsporcie #11
Tydzień w motorsporcie #11
Marcin Łobodziński
Tydzień w motorsporcie #8
Tydzień w motorsporcie #8
Marcin Łobodziński
Komentarze (13)