Ładowanie auta elektrycznego przez agregat nie aż takie głupie, jak się wydaje. Eksperci wyliczyli

Ładowanie auta elektrycznego przez agregat nie aż takie głupie, jak się wydaje. Eksperci wyliczyli

BMW i3 ładowane z generatora prądu na olej napędowy (fot. Jon Edwards)
BMW i3 ładowane z generatora prądu na olej napędowy (fot. Jon Edwards)
Mateusz Żuchowski
13.08.2019 14:22, aktualizacja: 13.03.2023 14:01

Na pierwszy rzut oka pomysł jest absurdalny. Ładowanie samochodu elektrycznego z agregatora na olej napędowy wydaje się przeczyć wszelkim ideom, a przede wszystkim – zdrowemu rozsądkowi. Wbrew pozorom takie rozwiązanie nadal w określonych sytuacjach ma sens.

Od momentu wykonania powyższego zdjęcia w 2018 roku, zdobywa ono coraz większą popularność. Widok elektrycznego BMW i3 podłączonego do generatora napędzanego olejem napędowym jest w końcu tak zabawny, jak wegetarianin, który w głębi serca jest mięsożercą. To nie ja wymyśliłem porównanie – znalazłem je na fanpage'u Autokultu pod innym zdjęciem i3 ładującego się z pomocą silnika spalinowego. Pierwsza reakcja: śmiech. Druga: refleksja i dojście do wniosku, że ta cała elektromobilność jest grubymi nićmi szyta.

Jedno zdjęcie nie przedstawia całej prawdy

W rzeczywistości sprawa nie jest jednak taka jednoznaczna i wcale nie powinno nam być do śmiechu. By zrozumieć, co się dzieje na powyższym zdjęciu, trzeba poznać szerszy kontekst i nanieść go na wyniki badań eksperymentów. Tylko twarde liczby pozwolą nam stwierdzić, czy dane rozwiązanie ma sens, czy nie.

Omawiane zdjęcie przedstawia eksperyment w Perth. Jak się okazuje, elektromobilność trafiła do Australii, ale napotkała poważną przeszkodę. Dużą część tego kraju stanowią tereny pozbawione dostępu do cywilizacji, w tym sieci energetycznej. Przez to przejazd elektrykiem na przykład ze znajdującego się na zachodnim wybrzeżu Perth do miast w innych częściach kraju jest niemożliwy.

(fot. Jon Edwards)
(fot. Jon Edwards)

Budowa długich na kilkaset kilometrów sieci energetycznych wyłącznie w celu podłączenia do jednej stacji ładowania jest niewykonalna, dlatego Australijczycy wpadli na inny pomysł. Rozwiązaniem mają być stawiane wzdłuż takich tras ładowarki napędzane generatorami spalinowymi. Na tym etapie rozwoju elektromobilności i w tej specyficznej lokalizacji, wydaje się najbardziej racjonalne od strony kosztów.

Ale czy nadal przyczynia się do ochrony środowiska? Odpowiedź na to właśnie pytanie było przedmiotem eksperymentu uwiecznionego na kontrowersyjnym zdjęciu z nagłówka. Dowiódł on, że co prawda korzyści dla środowiska z samochodu elektrycznego w takich przypadkach jest stosunkowo niewielkie, to nadal stanowi on lepsze wyjście niż auto spalinowe.

Przeliczając ilość paliwa zużytą do wygenerowania energii trafiającej do akumulatorów, udało się ustalić, że BMW i3 zadowala się równowartością 4,4 l/100 km. Tesla Model S uzyskiwała w późniejszych przejazdach wyniki "spalania" na poziomie od 5,7 do 7 l/100 km. Choć nie brzmi to na przełomowe osiągnięcie, nadal są to niższe wyniki niż konwencjonalnych aut o podobnych parametrach. Co więcej, generatory przyczyniają się do emisji CO2 tylko w jednym miejscu, które może być oddalone od ludzi, podczas gdy samochody z silnikami spalinowymi wypuszczają szkodliwe substancje prosto pod nasze nosy na ulicach.

Efekt dla środowiska byłby jeszcze lepszy, gdyby takie stacje były zasilane nie agregatami spalinowymi, a ogniwami słonecznymi. Grupa Australijczyków, która wykonała ten eksperyment z własnych pieniędzy, liczy na to, że ich inicjatywą zainteresuje się rząd i wyprowadzi ją na szersze wody.

W Polsce samochody elektryczne też mają sens

Generatory prądu w odległych zakątkach Australii mają sens, jeśli jest to jedyne rozwiązanie dla zapewnienia w szybkim tempie kompleksowej infrastruktury ładowania aut elektrycznych. A co z elektromobilnością w polskich warunkach?

Wiele osób twierdzi, że ze względu na bardzo duży udział spalania węgla w przemyśle energetycznym w naszym kraju, samochody elektryczne nie mają sensu z perspektywy ekologii. Ładowanie akumulatorów wiąże się u nas z tak dużym wydatkiem CO2, mówią sceptycy, że samochody tego typu nie przyczyniają się do ograniczenia szkodliwych substancji w naszym powietrzu. Duży raport autorstwa dr Maartena Messagie z Vrije Universiteit z Brukseli i think-tanku MOBI odpowiada im konkretnymi wyliczeniami.

Naukowcy przyznają, że Polska ma fatalny bilans emisji CO2 w produkcji energii. Każda wyprodukowana kilowatogodzina wiąże się z wypuszczeniem do atmosfery 650 gram dwutlenku węgla. Mimo to, uwzględniając całkowity bilans energetyczny samochodu, a więc zużycie energii przez całe jego życie oraz energię potrzebną do jego zbudowania, elektryk pozwala w polskich warunkach zredukować emisję CO2 o około jedną czwartą w stosunku do odpowiednika z oszczędnym dieslem.

(fot. Jon Edwards)
(fot. Jon Edwards)

Przeanalizowanie wszystkich czynników i szersze spojrzenie na problemy elektromobilności jest jednak dużo trudniejsze niż spojrzenie na jedno zdjęcie. Wyśmiewanie podobnych obrazków, jak ten z nagłówka, zapewne szybko nie minie - podobnie jak i nieuczciwe stereotypy związane z autami elektrycznymi.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)