Ford Fiesta ST (2013) – ST junior [pierwsza jazda autokult.pl]


Ten artykuł ma 3 strony:
Ford Fiesta ST (2013) - test
Po świetnie prowadzącym się najnowszym Focusie ST wszyscy czekali na premierę mniejszej Fiesty, przygotowanej przez sportową dywizję Ford Team RS. Po kilku godzinach i kilkuset kilometrach za jej kierownicą śmiało odpowiadam – było na co.
Pierwsze jazdy najbardziej drapieżnym wariantem Forda Fiesty zorganizowano w miejscu idealnym do sprawdzenia jego możliwości w praktyce – nadbrzeżnych serpentynach południowego wybrzeża Francji.

Często w komentarzach pod testami narzekacie na to, że do naszej redakcji trafiają przede wszystkim bogato wyposażone wersje samochodów, na które mało kto się decyduje. Dlatego tym razem postanowiliśmy wycisnąć ostatnie poty z zupełnie zwyczajnego Forda Fiesty.
Patrząc na małego Forda w energetyzujących kolorach, ubranego w agresywny pakiet stylistyczny i mając w pamięci wijące się drogi widziane z okna samolotu, spodziewałem się dobrej zabawy. Pilot z funkcją MyKey niedbale rzucony koło obszytego skórą mieszka dźwigni zmiany biegów, palec wskazujący na przycisku rozruchu silnika, sekunda na zebranie myśli i w akompaniamencie dość głośnego układu wydechowego pierwszy bieg po krótkim skoku ląduje na swoim miejscu.
Zobacz również: Ford Fiesta Black Edition - test
Delikatne muśnięcie czułego pedału gazu z jednoczesnym odpuszczeniem stosunkowo miękkiego sprzęgła i Fiesta ST ochoczo wyrywa do przodu z piskiem opon wyśpiewanym przez Bridgestone Potenza o rozmiarze 205/40 R17, opuszczając hotelowe bramy. Wskazówka obrotomierza chętnie ciągnie w górę, dobijając prawie 6000 obr./min. Po przekroczeniu 3000 obr./min auto dziczeje — pokazuje kły i pazury. To mi się podoba. Krótkie przełożenia wymagają częstej pracy prawej dłoni, ale satysfakcję dają łatwe do wyczucia międzygazy.
Wszystko dzieje się do momentu wjazdu na serpentyny – tam króluje trójka, która pozwala rozpędzić się około 110 km/h. Za sprawą odpowiedniego systemu akustycznego Sound Symposer kierującego dźwięk do wnętrza atmosfera robi się gorąca, co tylko zachęca do szybkiego zbierania kolejnych zakrętów. Wygodna kierownica obszyta perforowaną skórą w połączeniu z dobrze reagującą na gwałtowne ruchy przekładnią o małym martwym polu pracy i precyzyjnym układem świetnie informuje o zdolności przedniej osi do przenoszenia sił na czarny asfalt.
Obniżone o 15 mm zawieszenie ani myśli o przechyłach. Czy w lewo, czy w prawo, czy w górę, czy w dół — jest twardo i pewnie. Przez uchyloną szybę do kabiny przedostaje się zapach zmęczonej gumy i rozgrzanych hamulców, co jeszcze bardziej poszerza uśmiech na twarzy. Warto wspomnieć, że układ hamulcowy jest bardzo wydajny — pierwszy raz w historii tego modelu przy tylnych kołach znalazło się miejsce na tarcze.

Podobno porównanie czegoś starego z czymś zupełnie nowym nie do końca ma sens, z drugiej jednak strony to lepsze jest wrogiem dobrego. Czy mniej może oznaczać więcej? Odpowiedzi na te pytania oraz wiele innych postanowiłem poszukać zestawiając ze sobą Forda Focusa ST II oraz III generacji.
Ostre zakręty to pole do wykazania się systemu e-TVC skutecznie symulującego pracę mechanizmu różnicowego o ograniczonym poślizgu, który efektywnie wyciąga auto przednim zewnętrznym kołem, wykorzystując do tego układ hydrauliczny ABS i nie niwelując prędkości. Dodatkowo Electronic Stability Control (ESC) może pracować w dwóch trybach – normalnym i sportowym — lub zostać całkowicie wyłączone. Podsterowność prawie nie istnieje, a dość lekka Fiesta ST kurczowo trzyma się drogi, pożerając kolejne łuki i lekko obijając korpus o szerokie skrzydła mocno wyprofilowanych foteli Recaro.
Ford Fiesta ST prowadzi się po prostu tak samo dobrze, a nawet odrobinę bardziej rasowo niż wspomniany na początku Focus ST. Potrafi dawać masę przyjemności zarówno na suchej, jak i mokrej nawierzchni, ciesząc przy tym oko całkiem udanymi dodatkami stylistycznymi maźniętymi jednym z pięciu lakierów (w tym trzy nowo dostępne: Race Red, Molten Orange, Spirit Blue).

Segment samochodów typu hot hatch coraz bardziej rozkwita z każdym rokiem. Kompakty o sportowym charakterze dzięki swojej dwoistej naturze, wiszącej gdzieś pomiędzy autem sportowym i w miarę funkcjonalnym pojazdem do codziennej eksploatacji, zyskują na popularności. Ford jako jedyny w tej klasie oferuje coś więcej. To Focus ST Station Wagon, czyli hot kombi zbudowane specjalnie na europejski rynek.
Dzięki zmodyfikowanym zderzakom, wyzywającej lotce czy podwójnej końcówce układu wydechowego nietrudno domyślić się, że to auto może więcej niż zwykła Fiesta po faceliftingu. Przyspieszenie rzędu 6,9 s do pierwszych 100 km/h jest przy tym w stanie zawstydzić wiele droższych samochodów, a takich nie brakuje, bo za podstawową wersję ST trzeba zapłacić całkiem uczciwe 73 500 zł. Drugą opcją jest pakiet ST2, który za dodatkową opłatą wzbogaca wyposażenie o radio z nagłośnieniem firmy Sony, półekoskórzaną tapicerkę i automatyczną klimatyzację. Warto wspomnieć również, że w porównaniu z wersjami sprzedawanymi przed odświeżeniem tego modelu poprawiono też zauważalnie jakość wnętrza. Wyjdzie to na dobre także klientom kupującym zwykłe, nieusportowione wersje.
Jeśli szukasz niewielkiego i zadziornego samochodu, który pozwoli na dość szybką jazdę po mieście i poza nim, to Fiesta ST może okazać się idealnym wyborem. Oczywiście o ile będziesz w stanie znieść codzienną walkę zawieszenia z nieidealnymi drogami, krew cieknącą z uszu podczas kilkugodzinnej wycieczki do oddalonego o kilkaset kilometrów miasta i zużycie paliwa oscylujące przy dynamicznej jedzie w granicach 10 l/100 km – bo mniej więcej taki apetyt ma turbodoładowane 1,6 EcoBoost, będące sprawcą tego całego zamieszania.
+Udany lifting i drapieżny pakiet ST
+Rewelacyjne prowadzenie
+Bardzo dobre osiągi przy akceptowalnym zużyciu paliwa
+Dobre fotele
+Ogólny charakter sportowego supermini
+Sound Symposer, który robi klimat ale…
-…męczy przy długiej jeździe
-Brzydkie radio CD Sony, za które jeszcze trzeba dopłacić
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze