Chevrolet Aveo 4d 1,3 Diesel LTZ - więcej, niż myślisz [test autokult.pl]


Ten artykuł ma 3 strony:
Chevrolet Aveo 4d 1,3 Diesel LTZ — test
Teoretycznie Chevrolet Aveo Sedan jest klasycznym, przeciętnym samochodem za rozsądną cenę. Być może dotyczyło to poprzednika. Ten oferuje więcej, niż myślisz.
Ładniejszy, niż myślisz
Jeśli kojarzysz Aveo z polsko-koreańsko-amerykańskim tworem, to szybko o nim zapomnij. Ten brzydki i do bólu nudny samochód to już przeszłość. Jak na auto za rozsądną cenę najnowsze wcielenie Aveo wygląda moim zdaniem bardzo atrakcyjnie. Zwłaszcza sedan prezentuje się na tle rywali ponadprzeciętnie. Zwykle sedany segmentu B mają jedną wspólną cechę, która sprawia, że ich wygląd pozostawia wiele do życzenia. To szerokość nadwozia, która jest całkiem w porządku w hatchbackach, ale już po dołożeniu kufra nadwozie staje się nieproporcjonalnie wąskie. To samo dotyczy 4-drzwiowego Aveo. Co więcej, Aveo już w wersji 5-drzwiowej jest stosunkowo wysokie. Dlatego też sedan nie jest optycznie dość wąski, ale wrażenie to pogłębia jego wysokość. Oczywiście cały czas mówię o stylistyce i proporcjach nadwozia, a nie o rzeczywistych wymiarach.
Mimo tych cech Aveo 4d i tak jest najładniejszym sedanem w klasie. Decyduje o tym bardzo udana stylistyka przodu. Dotyczy to nie tylko tego modelu marki Chevrolet, ale akurat Aveo wyróżnia się na tle swoich mniejszych i większych braci. Podwójne reflektory znamy już z Alfy Romeo. To dobry wzorzec, jeśli chodzi o design. Połączone z potężnym zderzakiem z podwójnym grillem i nisko umieszczoną dokładką, tzw. spojlerem, nadają Aveo zadziorny charakter, wręcz agresywny. Szkoda tylko, że spojler w warunkach miejskich wciąż musi walczyć z krawężnikami o przetrwanie.
Zobacz również: Ford Transit Custom Nugget Plus - przez weekend byłem królem kempingu
Dość mocno wyoblone nadkola wypełnione są 16-calowimi felgami o prostym, ale ładnym wzorze. Duże tylne lampy wcinające się w linię zderzaka i wyciągnięta klapa bagażnika tworząca coś na kształt kolejnego spojlera dopełniają całości. Powiem wprost: nie znajdziecie ładniejszego auta w tej klasie. Jedynym rywalem mógłby być Seat Cordoba, gdyby był jeszcze produkowany.

Jak dobrze wiecie, w naszej redakcji zagościła na dłuższy czas Škoda Citigo. Postanowiliśmy zmierzyć ją z nieco tańszym konkurentem. Do bitwy z miejską czeszką stanął Chevrolet Spark. Przed Wami starcie dwóch samochodów podobnych tylko pozornie.
Większy, niż się spodziewasz
Segment B to zwykle niezbyt przestronne auta. Niektóre potrafią zaskoczyć, jak na przykład Toyota Yaris, ale z kolei nie mają odpowiedników z kuprem. Chevrolet Aveo 4d zaskoczył mnie bardziej, niż się spodziewałem. Z przodu, jak w każdym Chevrolecie, miejsca nie brakuje i — co typowe dla samochodów tej marki — regulacja foteli pozwala zasiąść wygodnie nawet osobom o ponadprzeciętnym wzroście. Po odsunięciu fotela kierowcy maksymalnie w tył niejednego zaskoczy niemożność dosięgnięcia do pedałów. Można go również obniżyć tak bardzo, że czujesz się jak w rajdówce WRC. Nic nie widzisz i otacza cię tylko nadwozie. To cecha, która bardzo podobała mi się również w Cruzie – obłędny wręcz zakres regulacji fotela i kierownicy. Nie wiem, czy jest ktoś, komu pozycja za kółkiem nie będzie odpowiadać.
Teraz pewnie myślisz o ilości miejsca z tyłu. No tak, coś za coś. Z przodu dużo to z tyłu niewiele. Błąd. Jeśli niewiele, to tylko na szerokość, ale to typowe w sedanach tej klasy. Na nogi miejsca w Aveo 4d nie braknie. Chyba że na stopy, bo pod fotelem kierowcy było jakoś ciasno. Podróżowanie z tyłu, nawet w dwie osoby, ma tylko jedną wadę. Trzeba pamiętać, że jest to jednak auto tanie, a co za tym idzie — z czegoś trzeba było zrezygnować. Chevrolet w Aveo zrezygnował z dobrego wytłumienia tylnej części. Co gorsza, tłumik wydechu umieszczono dokładnie pod siedzeniem, co wiąże się z dość dużym hałasem. Słychać nawet pracę opon — i to dość dobrze.
Nie oszczędzono natomiast na materiałach. Nie jest to oczywiście pierwsza liga, ale Fiaty i Fordy tej klasy nie mają podejścia. Niektóre plastiki może i są tanie, twarde i bardzo czarne, ale i tak sprawiają wrażenie solidnych. Podobało mi się wykończenie górnej części deski rozdzielczej i drzwi kolorowym materiałem, przyjemnym w dotyku. Szkoda, że nie pokuszono się o wykończenie w ten sposób również tylnych drzwi. Kolor pomarańczowy w połączeniu ze srebrnymi wstawkami w centralnej części ożywiał wnętrze. Gdyby projektowali je Japończycy lub Niemcy, byłoby zabójczo smutne.
Ogólnie kokpit bardzo przypadł mi do gustu, zwłaszcza ciekawie wyglądające otwory wentylacji o kształcie wydechu odrzutowca. Duży ekran radia prezentował się zacnie, po bokach bardzo praktyczne wnęki na drobiazgi. W zimie idealne na czapkę i rękawiczki, bo po wyjściu z auta były przyjemnie ogrzane. Niżej wygodny, intuicyjny w obsłudze panel klimatyzacji. Po stronie pasażera dwa schowki rozsądnej pojemności.
Po stronie kierowcy świetnie leżąca w dłoni i o 2 centymetry za duża kierownica, a za kierownicą kontrowersyjna tablica wskaźników. Wygląda jak żywcem wyjęta z motocykla. Możecie się z niej śmiać, ale dopiero po przejażdżce autem. Obrotomierz jest taki, jak trzeba, a elektroniczny prędkościomierz wyświetlający olbrzymie cyfry jest bardzo czytelny. Wyświetla podstawowe informacje w bardzo przejrzysty sposób. Brakowało mi jedynie wskazania temperatury silnika. Moim zdaniem to dziwne rozwiązanie jest bardzo dobre.
Zupełnie inne zdanie mam na temat radia. Wygląda dobrze, ale działa tak sobie. Dźwięki dochodzące z 6 głośników są OK, ale sposób obsługi pozostawia trochę do życzenia. Nie chodzi o menu, lecz o dotykowy wyświetlacz, który pokazuje dość małe ikony, przez co trzeba się mocno skupić, aby podczas jazdy cokolwiek zmienić. Najgorsze jest sterowanie głośnością za pomocą przycisków. Pokrętło rozwiązałoby problem. Na szczęście Chevrolet daje do tego sterowanie z kierownicy, bez którego chyba dostałbym szału.
To jeszcze nie koniec. Chevrolet Aveo 4d ma jeszcze bagażnik, i to jaki! Wartość 502 l pojemności nie oddaje tej przestrzeni. Zresztą litry litrami, a rzeczywistość jest różna. W tym przypadku na plus. Bagażnik jest ogromny i choć ma pewne typowe wady wynikające z konstrukcji sedanów oraz duże, wnikające do wnętrza zawiasy, spokojnie wystarcza na dłuższy wyjazd. Jest głęboki, długi i w miarę kształtny. Do tego otwór załadunkowy jest duży. Swoją drogą nawet po załadowaniu do pełna bagażem nie było konfliktu z groźnie wyglądającymi zawiasami.

Jak mawiał niegdyś mój wykładowca ekonomii, zwiększająca się konkurencja niesie niemalże same wymierne korzyści dla potencjalnych klientów danego produktu. Teraz, gdy studenckie czasy są tylko wspomnieniem, a w ręku trzymam kluczyki do Chevroleta Aveo, zaczynam się poważnie zastanawiać nad prawdziwością tego twierdzenia.

Jak mawiał niegdyś mój wykładowca ekonomii, zwiększająca się konkurencja niesie niemalże same wymierne korzyści dla potencjalnych klientów danego produktu. Teraz, gdy studenckie czasy są tylko wspomnieniem, a w ręku trzymam kluczyki do Chevroleta Aveo, zaczynam się poważnie zastanawiać nad prawdziwością tego twierdzenia.
Szybszy, niż sądzą inni
Testowego Aveo napędzał diesel o pojemności 1,3 l. Silnik międzynarodowy. Otwarcie maski powoduje mały chaos w głowie. Znaczek Chevroleta to oczywistość, ale już napis Ecotec kojarzy się z Oplem. A po zajrzeniu do metryki okazuje się, że to konstrukcja Fiata. Tak czy inaczej pomysł umieszczenia tego silnika pod maską niewielkiego Aveo był bardzo dobry.
Można powiedzieć: w małym ciele wielki duch. Silnik standardowo daje 75 KM mocy, ale w topowej wersji LTZ już 95 KM. Nie jest to co prawda najnowsza konstrukcja wyciągająca ponad 100 KM z litra za pomocą kilku turbin, ale parametry nie oddają tego, jak dobrze napędza on samochód. Nie jest to może demon prędkości, ale do takiego przeznaczenia, jakie ma to auto, wydaje się mocniejszy, niż można by wymagać. Znakomicie dobrane przełożenia sprawiają, że elastyczność jest pierwszej klasy. 1000 obr./min? Żaden problem. Jazda na 6 biegu w mieście? Nic wielkiego. Wyprzedzanie na piątce? Zaskoczy niejedno teoretycznie mocniejsze auto. Turbodziura? Może jest, ale nie wiem kiedy. Kultura pracy? Nie najwyższa, ale praktycznie nigdy nie szarpie autem.
Kolejną zaletą jest spalanie. Jeśli masz delikatną nogę, spokojnie zmieścisz się w trasie w przedziale 3,5–4,0 l/100 km. Problem w tym, że inni kierowcy cię znienawidzą. Sprawdziłem to. Nawet jazda zgodna z przepisami powoduje frustrację u innych, a to skutkuje zużyciem ok. 4,2 l/100 km. Gdy jechałem „normalnie” na ponad 1000-kilometrowym dystansie, wyszło mi 5,5 l/100 km. Uznaję to za średnie testowe zużycie paliwa, włączając w to autostradowe odcinki i dynamiczną jazdę. Nieźle. Zwłaszcza że w mieście spalanie nie jest dużo wyższe.
Teoretycznie pomaga standardowy układ start/stop. Działa bardzo dobrze, szybko i nie wywołuje konfliktów z kierowcą. Ma nawet zaletę polegającą na tym, że przypadkowe zgaszenie auta nie musi być obarczone nerwowym szukaniem stacyjki. Wystarczy wcisnąć sprzęgło – ono ponownie uruchomi silnik. Jedyną wadą układu start/stop, a właściwie silnika jest lekkie potrząśnięcie nadwoziem podczas włączania motoru. Jak już wspomniałem, nie jest to silnik o wysokiej kulturze pracy. Nie jest to też ciche auto, ale to już kwestia wspomnianych oszczędności na wygłuszeniu. Z drugiej strony jeśli nie przekracza się 2000 obr./min, nie można narzekać. A wierzcie mi, że nie trzeba tego robić. 6 bieg + 2000 obr./min = 110 km/h.

Zamknijcie oczy, zrelaksujcie się i wyobraźcie typowego amerykańskiego minivana. Olbrzymi, paliwożerny silnik, wymiary zewnętrze konkurujące z małą kamienicą i oczywiście automatyczna skrzynia biegów. A teraz otwórzcie oczy i spójrzcie na Chevroleta Orlando. Zaskoczeni?
Zanim pogonisz – pomyśl
Tak naprawdę nie można mieć zastrzeżeń do układu jezdnego Aveo. Każde auto jest do czegoś przeznaczone i każdy układ jest dostosowany do przeznaczenia. Zawieszenie Aveo spełnia swoją funkcję znakomicie. Pracuje komfortowo i cicho. Zapewnia dobre prowadzenie, nie przyprawia o mdłości, nie wybija zębów. Nawet duże dziury pokonuje ze stoickim spokojem. Jednym zdaniem: nie jest to samochód do wyścigów, tylko do spokojnej jazdy. W tej kategorii zawieszenie jest OK.
Silnik zachęca do dynamicznej jazdy, a na to już zawieszenie nie jest w stanie sobie pozwolić. Przy ostrym braniu zakrętów wychodzi na jaw lekka gumowatość układu jezdnego i słaba przyczepność. Niby opony Dunlop to górna półka, rozmiar opon nie pozostawia nic do życzenia, a jednak przyczepności brakowało dość często. Również hamulce działają bardzo miękko, trochę zbyt miękko. Wydaje się, że droga hamowania mogłaby być nieco krótsza. Inna sprawa, że samochód testowałem w zimie na zimówkach. Nie wiem, jak byłoby w lecie na letnich. Trochę gumowatości na pewno dodawała miękka, zimowa mieszanka.
Dodatkowo zapędy do szybszej jazdy na autostradzie studzi duża podatność na boczny wiatr. Przyznam się, że jechałem już przy dość dużym wietrze wysokim dostawczakiem 155 km/h autostradą – więcej się nie dało – i auto lekko się miotało na boki, ale nie straszyło. Aveo przy 140 km/h i stosunkowo mocnym wietrze nie zachęcało do dalszego przyspieszania. Trzymałem kierownicę kurczowo oburącz i nerwowo patrzyłem w lusterka, czy nikt nie widzi, jak bujam się z pasa na pas. Myślę, że to efekt małego rozstawu kół i dość wysokiego nadwozia. Z drugiej strony przy 140 km/h w aucie panuje już spory hałas i chyba nie ma sensu jechać szybciej.

Chevrolet Malibu wszedł na rynek stosunkowo niedawno – jego produkcja rozpoczęła się pod koniec 2011 roku. Jego poprzednikiem był całkiem zgrabny model Epica. W stosunku do niego Malibu jest powiewem świeżości. Czy ten lekki wiaterek wystarczy, by podołać sporej, europejskiej konkurencji wśród sedanów królujących w autosegmencie D?
Czy warto?
Czy warto kupić Aveo 4d z tym silnikiem, czyli w najwyższej wersji wyposażenia? Za równowartość auta, czyli 58 990 zł, można kupić większego sedana z rodziny - Cruze'a 4d. Niestety, nie będzie mowy o dieslu. Może to być benzyna 1,6, co najwyżej 1,8 l. Do 2-litrowego diesla w specyfikacji LT trzeba będzie dopłacić jakieś 10 tys. zł i nie będzie tam takiego wyposażenia jak w LTZ Aveo.

Po wielu testach wypasionych i bogato doposażonych aut, o których przeciętny Kowalski może tylko pomarzyć, na naszym redakcyjnym parkingu zagościł samochód dla osób, które chcą otrzymać wiele za niewiele. Chevrolet Cruze – bo on nim właśnie mowa – przez 7 dni musiał mierzyć się z urokami podróżowania po polskich drogach. Jak sobie poradził w tych niemalże ekstremalnych warunkach?
Czy warto? To zależy. Nawet w Cruzie wygodnie nie pojedzie 5 osób, choć na pewno wygodniej niż w Aveo. Jeśli zależy ci na większym prestiżu albo nie cierpisz sedanów segmentu B, to oczywiście warto dołożyć trochę kasy, kupić większego Cruze'a i czuć się jak Yvan Muller czy Alan Menu w WTCC. Nie, nie śmieję się. Cruze naprawdę mi się podoba, i to nie tylko w wyścigowej specyfikacji. Jeśli jednak wziąć pod uwagę to, że tak naprawdę Cruze zapewnia jedynie lepsze prowadzanie i w zasadzie niewiele więcej, a ty nie masz sportowych ambicji i bardziej zależy ci na większym bagażniku, Aveo 4d na pewno zaspokoi twoje potrzeby. Tylko pamiętaj, żeby brać diesla. Będą się śmiać z pojemności, ale na trasie nie będzie nikomu do śmiechu. Bo ten mały Chevrolet oferuje naprawdę więcej, niż myślisz.
+Konkurencyjna cena
+Oszczędny i dynamiczny silnik
+Komfortowe zawieszenie
+Pozycja za kierownicą
+Przestronność
+Ogromny bagażnik
+Czytelne wskaźniki
-Wysoki poziom hałasu na tylnej kanapie
-Podatność na boczny wiatr
-Dokładka zderzaka często skrobie krawężniki
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze