Volkswagen T-roc po liftingu w wydaniu R-Line© fot. Mateusz Lubczański

Pierwsza jazda: Volkswagen T‑Roc po liftingu - milion egzemplarzy później

Mateusz Lubczański
12 kwietnia 2022

Po sprzedaniu miliona egzemplarzy przyszedł czas na odświeżenie przez Volkswagena modelu T-Roc. Producent mówi o liftingu, choć to bardziej zmiany wyposażeniowe na nowy rok modelowy. Oto, co się zmieniło.

Volkswagen T-Roc po liftingu - wrażenia, wyposażenie

Z zewnątrz – niewiele, przynajmniej dla przeciętnego obserwatora. Ten bardziej uważny zwróci uwagę na standardowe światła LED (VW żegna się z żarówkami), ewentualnie bardziej zaawansowane matrycowe światła IQ.Light, które połączone są z podświetlaną listwą w osłonie chłodnicy. Mają 24 moduły oświetleniowe, można nawet zdecydować się na tylne światła z animacją. Do tego dodano nowe kolory (topową "eRkę" można zamówić np. w mocnej czerwieni) oraz nawet 19-calowe felgi. Pod względem stylistycznym trudno więc mówić o zmieniających sytuację modyfikacjach.

Volkswagen T-roc po liftingu
Volkswagen T-roc po liftingu© fot. Mateusz Lubczański

Znacznie łatwiej zauważalne zmiany zaszły we wnętrzu. Przede wszystkim – wyświetlacz systemu multimedialnego jest wyżej i wystaje niczym tablet. Dzięki temu znajduje się on na jednej linii z ekranem zegarów (zwykłych wskazówek też już w T-Roku nie dostaniecie). Materiały – w teorii – są wyższej jakości, a boczki drzwi obito skórą. Oczywiście tylko te z przodu – z tyłu dalej boczki są plastikowe. No i w końcu – panel klimatyzacji nie ma już pokręteł, a reagujące na dotyk panele. To dla mnie krok wstecz.

Nowa, pojemnościowa (wie, kiedy jest dotykana) kierownica wymagana jest do działania dodatkowych systemów bezpieczeństwa auta. W standardzie T-Roc zatrzyma się przed przeszkodą i utrzyma pas, nowością jest tempomat z automatyczną regulacją odległości działający do 210 km/h, co w dobie ostatnich mandatów i zmian przepisów jest raczej wojną na cyferki. System potrafi też przewidywać ograniczenia prędkości czy np. wymuszające zwolnienie skrzyżowania.

Na czarnych elementach doskonale widać kurz
Na czarnych elementach doskonale widać kurz© fot. Mateusz Lubczański

Znaczące jest również to, czego w T-Roku nie zmieniono, a nie wprowadzono do oferty żadnych hybryd (ani plug-in, ani nawet miękkich). Gama startuje z poziomu trzycylindrowego silnika o pojemności 1 litra. Klienci jednak najczęściej decydują się na jednostkę 1,5 l o mocy 150 KM, łączoną również z przekładnią DSG. Takim egzemplarzem miałem okazję się przejechać i taki wybór w ogóle mnie nie dziwi. Silnik sprawia, że auto jest zrywne, a i skrzynia jakby nie "muli" tak, jak wcześniej.

Dalej za mało? Proszę bardzo – pod maską znajdziemy też dwulitrowy silnik mający 190 KM i przekazujący moc na cztery koła. Wisienką na szczycie tortu jest wersja R, mająca 300 KM. Nie zabrakło też silników Diesla, choć te reprezentowane są przez dwulitrową jednostkę mającą 150 KM.

Jest też spora, niewykorzystana wnęka na koło
Jest też spora, niewykorzystana wnęka na koło© fot. Mateusz Lubczański

Uproszczono też ofertę: auta mają bazową wersję Life (od 110 290 zł, choć w chwili pisania tego tekstu obowiązuje promocja zmniejszająca cenę do 104 tys. zł), wyższe wersje dzielą się na Style i R-line. Różnice dotyczą oczywiście nadwozia, a łączy je np. większy ekran multimediów czy bardziej zaawansowane systemy bezpieczeństwa.

Zmiany przeprowadzone przez Volkswagena nie wprowadzają praktycznie żadnej rewolucji, ale przecież w ciągu ostatnich 4 lat sprzedano milion egzemplarzy modelu T-Roc. Każda większa operacja na tym aucie byłaby po prostu niepożądana.

  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
  • Slider item
[1/18]