Hot hatche, które widzielibyśmy w swoim garażu [przegląd redakcji #8]

Hot hatche, które widzielibyśmy w swoim garażu [przegląd redakcji #8]

Hot hatche, które widzielibyśmy w swoim garażu [przegląd redakcji #8]
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Platforma Autokult
16.01.2022 15:40, aktualizacja: 14.03.2023 13:40

Hatchbacki nie muszą być nudne. Serce samochodu z takim nadwoziem może mieć o wiele więcej wigoru, niż początkowo mogłoby się wydawać. Wtedy z nudnawych aut rodzinnych zmieniają się w obdarzone sportowym genem hot hatche.

Mateusz Lubczański - Civic Type R (EK9)

Znalezienie hot hatcha szybszego niż pierwszy Civic Type R (EK9) nie stanowi żadnego problemu, ale nie o to chodziło w tym kultowym – nie tylko dla mnie – samochodzie. Japończycy wzięli zwykłego Civica i dali mu szperę, inne stabilizatory, silnik z ręcznie polerowanymi kanałami dolotowymi, dodatkowe spawy tu i ówdzie. No i do tego elementy, które dziś przez fanów JDM są kultowe: czerwone dywaniki, kubełki Recaro, tytanową główkę dźwigni zmiany biegów i kierownicę Momo.

Podczas premiery jednostka B16B była najmocniejszym wolnossącym silnikiem na świecie. Generowała 185 KM. Z drugiej jednak strony miała tylko 160 Nm, czyli większymi możliwościami dysponuje wasza kosiarka. Sprint do setki zajmował EK9 6,7 s, ale ten samochód po prostu błyszczał na zakrętach – a tam jest przecież największa zabawa. fot. materiały prasowe

Obraz
© Materiały prasowe

Mateusz Żuchowicz - Renault Clio V6

Renault Clio V6 to nie tylko potężny hot hatch. To pokaz jak szaleni, ale w piękny motoryzacyjny sposób potrafią być francuzi, gdy tylko zabroni się im ingerować w stylistykę. Ten model śmiało można nazwać potworem swoich czasów z centralnie umieszczonym silnikiem V6 o mocy aż 245 KM! Pomyślcie sobie, że w samochodzie wielkości buta, tuż za waszymi plecami pracuje silnik o pojemności 2,9 litra w układzie V6, który potrafi rozpędzić Clio do 100 km/h w niecałe 6 sekund, a całą generowaną moc przekazuje tylko na tylne koła. Jazdę tym samochodem można opisać tylko jednym określeniem – czyste wariactwo!

Obraz
© Materiały prasowe

Filip Buliński - Renault 5 Turbo

W dzisiejszej ofercie może już tego tak dobitnie nie widać, ale jeszcze kilka dekad temu Francuzi naprawdę umieli w szalone hot hatche. Zanim jednak powstało absurdalne Clio z V6, Renault stworzyło jeszcze inny samochód z centralnie umieszczonym silnikiem – 5 Turbo – które miało podbić rajdowe odcinki specjalne.

Wystarczy spojrzeć na nadwozie, żeby wiedzieć, że inżynierowie nie mieli równo pod sufitem – „piątkę” poszerzono do absurdalnych 179 cm w biodrach, a wloty mogłyby służyć za straszaka dla niegrzecznych dzieci. Dzięki zastosowaniu aluminium i włókna szklanego, renault ważyło tylko 970 kg. Za kierowcą pracował 1,4-litrowy silnik z turbosprężarką Garretta, dmuchającą w wersji drogowej 0,85 bara, dzięki czemu francuski potworek generował 162 KM (kierowane na tylne koła) i osiągał setkę w niespełna 7 sekund, dostarczając emocji z solidną turbodziurą. A to wszystko okraszone pstrokatokolorowym wnętrzem. Poezja!

Obraz
© Materiały prasowe

Aleksander Ruciński - Peugeot 205 GTI

Tani, prosty, ładny i szybki – 205 GTI to esencja emocjonującego hatchbacka. Do bólu niepozorny a jednocześnie dający maksimum frajdy z jazdy. I to mimo napędu, który współcześnie można określić mianem nieprzesadnie mocnego. Kluczem do sukcesu okazała się być jednak niska masa wynosząca tylko 860 kg, co przy 128 KM generowanych przez topowe, benzynowe 1.9 pozwalało osiągać setkę w 7,8 sekundy.

Ważniejsze od przyspieszenia były tu jednak wrażenia z jazdy. Bezpośredni układ kierowniczy w połączeniu z tendencją do nadsterowności po odpuszczeniu gazu, czyniły z 205 GTI mistrza ciasnych zakrętów i idealne narzędzie do poprawiania humoru kierowcy. A wszystko to w połączeniu z praktycznością i wygodą na co dzień, zamkniętą w ponadczasowo wyglądającym nadwoziu.

205 GTI debiutowało jako tanie auto dla każdego, utrzymując ten status przez długie lata. Niestety dziś znalezienie zadbanego egzemplarza w uczciwej cenie graniczy z cudem. Liczę jednak, że kiedyś mi się to uda.

Obraz
© Materiały prasowe

Tomasz Budzik - Ford Focus II RS

W ostatnich latach hot hatche z generacji na generację zyskują na mocy, ale jednocześnie też zatracają swój charakter, zbliżając się do pełnokrwistych aut sportowych. Tymczasem w DNA takich aut powinna być wpisana zarówno wydajność połączona ze skłonnością do zgrywu, jak i uniwersalność. Taki właśnie był Focus II RS – koniecznie w hipnotyzującym, zielonym kolorze.

Samochód amerykańskiej marki przyciągał spojrzenia i dzięki 305 KM mocy osiąganej z pięciocylindrowej jednostki Volvo o pojemności 2,5 l zapewniał pożądaną dawkę emocji. Napęd na przód niespecjalnie tu przeszkadzał, ponieważ w aucie zastosowano szperę. Sprint do „setki” w 5,9 s i maksymalna prędkość wynosząca 265 km/h również nie były bez znaczenia. Dodatkową zaletą był fakt, w przypadku wielu części zamiennych ceny nie szokowały. I o to chodzi w takich autach.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)