Postapokaliptyczna sceneria i kontrastujące z nią hybrydowe Volvo V90 T8© Fot. Błażej Żuławski

Volvo ma przepis na czyste powietrze. Jest inny, niż myślisz

Błażej Żuławski
28 grudnia 2020

Sprawę należy od razu postawić uczciwie: nie chodzi o powietrze, które wydobywa się z rury wydechowej samochodu, tylko to, którym oddychamy w jego kabinie. Podobnie jak w przypadku bezpieczeństwa, Volvo ma tutaj swoje unikalne, skuteczne patenty.

To, że Volvo jest marką, której na sercu leży nasze dobre samopoczucie - coś, co marketingowo i z angielska sprzedaje się jako "well-being", a oznacza dokładnie powyższe - wiadomo nie od dzisiaj. Niedawno znalazłem swój stary artykuł na temat modelu V60 T3 Ocean Race, opublikowany w 2012 r. na łamach nieistniejącego już dzisiaj papierowego miesięcznika. Już wtedy chwaliłem wyjątkową atencję, z jaką marka podchodziła do szczegółów, które sprawiają, że z jej samochodami czujemy się po prostu dobrze.

Obraz
© Fot. Błażej Żuławski

Wtedy były to choćby najwygodniejsze fotele dostępne na rynku (z czego Volvo od lat słynie), świetne wykończenie wnętrza i (klasycznie) powściągliwy, ale elegancki, skandynawski design oraz już dosyć zaawansowane systemy bezpieczeństwa.

Dzisiaj to nadal systemy bezpieczeństwa, które istotnie zdejmują nam "z głowy" wiele poważnych i mniej poważnych zmartwień, ale także, oprócz tego - co niezmienne w kontekście atmosfery panującej w kabinie - rzeczy takie, jak np. materiały pochodzące z recyklingu, z których szyje się tapicerki i pozyskuje elementy wnętrza. To również wpływa na nasze psychiczne samopoczucie. Szczególnie jeśli jesteśmy świadomi kosztu środowiskowego, z jakim wiąże się produkcja nowych samochodów. Fajnie, że Volvo stara się go zmniejszyć.

To też silniki, z których nawet diesle już dzisiaj spełniają nadchodzące, surowsze normy emisji spalin Euro 6d (dla przypomnienia, teraz mamy 6d-temp). Hybrydy miękkie i plug-in, jak V90 T8 widoczne w filmie i na zdjęciach. Samochód, który bezemisyjnie, naładowany do pełna jest w stanie przejechać do 50 km. Niedługo także samochody w pełni elektryczne. Ich zapowiedzią jest dostępne już dzisiaj XC40 Recharge.

Rzeczą, która robi na mnie dzisiaj największe wrażenie, jest jednak system filtracji powietrza CleanZone, który Volvo wprowadziło wraz z obecną platformą SPA. System sprawiający, że rzeczywiście na pokładzie samochodów szwedzkiej marki, nawet w najgorsze dni, gdy normy przekroczone są w taki sposób, że lepiej nie wychodzić z domu, oddychamy czymś, co jest krystalicznie czyste. Więcej w powyższym teście, ale dla zainteresowanych garść najważniejszych informacji.

System CleanZone bazuje na skomplikowanym multifiltrze z warstwą aktywnego węgla, który debiutował 5 lat temu z obecną generacją modelu XC90. Wprowadzony został jako pokłosie badań nad alergiami i astmą, na którą choruje coraz większy odsetek społeczeństwa. To samo w sobie nic dziwnego, bo wiele firm montuje obecnie podobne filtry w swoich samochodach, zdolne wyłapać około 70 proc. zanieczyszczeń z powietrza.

Obraz
© Fot. Materiały prasowe Volvo

Różnica jest taka, że filtr Volvo wyłapuje tych szkodliwych, większych pyłów PM 10 oraz mniejszych, PM 2,5 aż 95 proc. A robi to dzięki dodatkowej jonizacji odbywającej się przed filtrem kabinowym - stąd jego oficjalna nazwa "system poprawy jakości powietrza z jonizacją PM 2,5". Działa to w taki sposób, że cząstki, które mają ładunek ujemny, po prostu przywierają do dodatnio naładowanego filtra niczym muchy do lepu.

Co za tym idzie, powietrze w kabinie, nawet jeśli dojdzie do zanieczyszczenia przez otwarcie drzwi albo okna, lub jeśli przeciążymy możliwości samego filtra, potrafi "samo" się oczyszczać. Pomaga w tym komputerowy mózg całego systemu, który automatycznie zamyka obieg powietrza, by do tej filtracji szybciej doszło. Najlepsze jest to, że możemy ten proces też wywołać zdalnie - za pomocą aplikacji Volvo on Call.

Na koniec zostawiam pytanie otwarte: czy może być coś lepszego niż wygodny, ładny, bezpieczny samochód, którego twórcy rzeczywiście mają obsesję na punkcie tego, co można by jeszcze poprawić, by nie tylko nikt nigdy w Volvo nie zginął, by skutki współegzystencji z takim samochodem nie tylko były dla klimatu możliwie neutralne, ale dla nas osobiście... zdrowe? No właśnie.

Źródło artykułu:WP Autokult
Komentarze (7)