Ładowarki liczone w setkach tysięcy. Niemcy szukają miejsca na brakujące stacje

Ładowarki liczone w setkach tysięcy. Niemcy szukają miejsca na brakujące stacje

Szybkie ładowarki umieszczono przy trasach, ale wbrew pozorom sytuacja nie jest tak dobra w miastach.
Szybkie ładowarki umieszczono przy trasach, ale wbrew pozorom sytuacja nie jest tak dobra w miastach.
Źródło zdjęć: © fot. Mariusz Zmysłowski
Mateusz Lubczański
09.12.2020 12:38, aktualizacja: 13.03.2023 10:22

Minimum 180 tys., maksymalnie 200 tys. ogólnodostępnych punktów ładowania potrzebują Niemcy w ciągu kolejnych 5 lat. Niemiecki przemysł motoryzacyjny stara się przejść na elektryki, ale staje przed problemem dostępności stacji ładowania w miastach. To pokazuje, przed jak wielkim wyzwaniem stoi polska elektromobilność

Nawet 7,4 mln aut elektrycznych (i hybryd plug-in) będzie poruszać się po niemieckich miastach i miasteczkach w 2025 roku. To skrajny scenariusz, w którym już co drugi pojazd wyjeżdżający z salonu wykorzystuje energię elektryczną do napędu. Nie szczędzono więc pieniędzy na infrastrukturę. Już w ciągu ostatnich 3 lat na rozwój ładowarek przeznaczono 300 milionów euro, a w planach jest wydanie kolejnych 3 miliardów w ciągu 10 lat. Brzmi imponująco, ale to za mało.

Międzynarodowa Rada Czystego Transportu, niezależna organizacja non-profit, informuje, że Berlin ma na razie ok. 14 proc. ładowarek, jakich będzie potrzebował do 2025 roku i zaledwie 4-6 proc.(!) wymaganych w 2030 roku. W Kolonii wygląda to jeszcze gorzej (odpowiednio 7 i 2-3 proc.). Wynika to z niskiej dostępności miejsc do ładowania w wielorodzinnych budynkach mieszkalnych. W praktyce oznacza to, że na jedną ładowarkę przypadnie ok. 11 aut (bez rozdzielenia na moc ładowania czy łącze).

Na jeszcze bardziej radykalne liczby powołuje się niemiecka gazeta "Handelsblatt", która stwierdza, że ładowanie w domu pokryje zaledwie 61 proc. zapotrzebowania (mowa już o prawie 15 mln aut w 2030 roku!). Pozostałe punkty ładowania mają być publiczne lub, co ciekawe, dostępne na parkingach firmowych.

Co ze stacjami benzynowymi?

Korzystając z przyzwyczajeń kierowców, Niemcy chcą zagwarantować, że każda stacja paliw będzie wyposażona w ładowarkę. Dotychczasowe doświadczenia wskazują, że właściciele obawiają się dalszych wypraw elektrykiem właśnie z racji ograniczonych punktów ładowania pojazdu. "Przełomowym" punktem ma być przekroczenie 70 tys. ogólnodostępnych ładowarek i 7 tys. szybkich punktów uzupełniania energii.

Warto jednak zauważyć, że coraz oszczędniejsze samochody powodują, że stacji benzynowych jest zauważalnie mniej. Organizacja ADAC informuje, że ich liczba spadła w 2020 roku do 14 118 punktów, podczas gdy w 1965 roku było ich aż… 40 640.

Polskie ładowarki (i drogi prąd)

W Polsce obecnie dostępnych jest (przynajmniej w teorii) 1294 punktów ładowania przy flocie elektryków i hybryd plug-in wynoszącej ok. 16 tys. egzemplarzy. Prawie 70 proc. ładowarek wykorzystuje prąd przemienny, pozwalający ładować maksymalnie z mocą do 22 kW. Szybkich stacji mamy mniej niż 500. W październiku w całej Polsce uruchomiono tylko 12 ładowarek.

"W Polsce w ciągu ostatnich 12 miesięcy rejestracje tylko nowych samochodów elektrycznych zwiększyły się o 150% podczas gdy liczba punktów ładowania o 40%. Wskazuje to wyraźnie na możliwość niedostosowania istniejącej infrastruktury do liczby użytkowników" – stwierdził w rozmowie z Polskim Stowarzyszeniem Paliw Alternatywnych Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.

Nie napawa też nadzieją dezycja Polskiej Grupy Energetycznej, która jeszcze w 2020 roku chciała instalować prawie 300 ładowarek przy trasach szybkiego ruchu. Dzięki temu zajęłaby pozycję wicelidera w liczbie postawionych punktów ładowania. Niestety, plany zarzucono, a biuro prasowe mówiło o "optymalizacji zadań i projektów".

Polskie przepisy dot. elektromobilności zakładają, że od pierwszego kwartału 2021 roku spółdzielnie mieszkaniowe będą zobowiązane do instalacji punktu ładowania, jeśli infrastruktura na to pozwoli. Niestety, jak zauważył niedawno dziennikarz Autokultu, Mateusz Żuchowski, już od stycznia zostanie wprowadzona opłata mocowa, która nałoży na gospodarstwa zużywające ponad 2,8 MWh rocznie opłatę w wysokości ok. 10 zł na państwowe koncerny energetyczne. Co więcej, wzrost cen prądu będzie miał miejsce do 2025 roku, bo dalej tworzymy prąd z węgla i musimy płacić za uprawnienia do emisji dwutlenku węgla. Może się okazać, że zyski z korzystania z samochodu elektrycznego bardzo szybko stopnieją.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (15)