Budzik: poseł PiS-u chce kar dla pieszych. Tyle że one już są (opinia)

Budzik: poseł PiS‑u chce kar dla pieszych. Tyle że one już są (opinia)

Na przejściu czujesz się jak cel polowania? Zdaniem niektórych to wciąż za mało
Na przejściu czujesz się jak cel polowania? Zdaniem niektórych to wciąż za mało
Źródło zdjęć: © WP.PL
Tomasz Budzik
06.11.2020 10:39, aktualizacja: 16.03.2023 15:40

Polscy politycy czasami potrafią nas zaskoczyć. Propozycja, z jaką wyszedł poseł Artur Szałabawka, to jednak zupełnie nowa jakość wśród takich zagrań. Parlamentarzysta PiS-u w celu podniesienia bezpieczeństwa na drogach proponuje ustanowienie kar dla pieszych. Wygląda na to, że polityk bardzo dawno nie zaglądał do kodeksu drogowego, albo wręcz nie zrobił tego nigdy.

Poseł Prawa i Sprawiedliwości Artur Szałabawka w interpelacji do ministra spraw wewnętrznych z troską pochylił się nad kwestią bezpieczeństwa na polskich drogach. "W 2019 roku na polskich drogach doszło do 30 tysięcy wypadków, w których zginęło 2 897 osób, a ponad 35 tysięcy zostało rannych. Według danych UE w 2018 roku liczba ofiar w Polsce, w przeliczeniu na 1 mln mieszkańców, przekracza 70 i należała do najwyższych w Europie" - słusznie zauważa poseł. Trudno nie zgodzić się również ze stwierdzeniem, że jedną z grup najmocniej narażoną na udział w wypadku są w Polsce piesi. Dalsza lektura interpelacji posła gwarantuje już jednak, że oczy czytającego będą się otwierały coraz szerzej.

Jak bowiem stwierdza Artur Szałabawka, jedną z najważniejszych przyczyn niskiego poziomu bezpieczeństwa na polskich drogach jest "wtargnięcie pieszego na jezdnię w sposób nagły" oraz "dezynwoltura, z jaką piesi traktują wspólną przestrzeń komunikacyjną". W efekcie swoich obserwacji poseł proponuje stworzenie katalogu kar finansowych za poszczególne wykroczenia popełniane przez pieszych. To trochę zaskakujące, bo nawet średnio rozgarnięty uczeń podstawówki zdaje sobie sprawę, że za wybryki na ulicy można dostać mandat.

Już dziś taryfikator przewiduje mandat w wysokości 100 zł za wejście na przejście dla pieszych mimo palącego się czerwonego światła sygnalizacji. W pozostałych sytuacjach policjant może wręczyć pieszemu bloczek z kwotą do 500 zł za spowodowanie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Może tak się stać choćby w przywołanej przez posła sytuacji wtargnięcia pieszego na jezdnię, czego od lat zakazuje Prawo o ruchu drogowym.

W art. 14 przepisy zabraniają pieszym wchodzenia na jezdnię bezpośrednio przed jadący pojazd (również na przejściach), przechodzenia przez jezdnię w miejscu o ograniczonej widoczności drogi, zwalniania kroku lub zatrzymywania się podczas przechodzenia przez jezdnię, przebiegania przez jezdnię i przechodzenia przez nią, jeśli przeszkody lub urządzenia zabezpieczające oddzielają jezdnię od chodnika. Do tego przepisy w Polsce mówią, że pieszy ma pierwszeństwo dopiero wtedy, gdy znajduje się na pasach. Doprawdy, większe ograniczenie praw pieszych musiałoby polegać chyba na całkowitym zakazie poruszania się po chodnikach.

Do interpelacji Artura Szałabawki można byłoby podejść ze zrozumieniem, jakie czasem udziela nam się w związku z czyimś nieprzemyślanym ruchem, gdyby nie dwa aspekty całej sprawy. Po pierwsze, autor tego wystąpienia jest posłem, a to powinno obligować do odżegnania się od taktyki, którą można streścić słowami "nie znam się, więc się wypowiem". Po drugie w oświadczeniu majątkowym Artura Szałabawki widnieje samochód – Mitsubishi Outlander. Oznacza to, że parlamentarzysta najprawdopodobniej ma prawo jazdy. Jeśli tak, to powinien jeszcze raz przemyśleć, czy warto z niego korzystać, bo jego świadomość dotycząca przepisów może być, delikatnie mówiąc, niewystarczająca. Podobnie jest u posła ze świadomością dotyczącą faktów.

Według raportu Komendy Głównej Policji w 2019 r. za 68,3 proc. najechań na pieszych odpowiadali kierujący. Pieszych winą obarczono w 26,3 proc. przypadków. Dysproporcja aż bije po oczach. Tak, to kierowcy - i to najczęściej samochodów osobowych - stanowią dla pieszych największe zagrożenie. Wygląda na to, że poseł Szałabawka nie tylko nie zna policyjnych statystyk, ale też niezbyt uważnie słucha swojego premiera. W końcu już niemal od roku Mateusz Morawiecki zapowiada zmiany w przepisach o pieszych, które mają doprowadzić do zwiększenia praw pieszych na "zebrach".

A co do kar, to rzeczywiście poseł słusznie przywołuje tę sprawę. Może jednak jako zastępca przewodniczącego Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych powinien sięgnąć do starego i chyba zapomnianego już projektu rozporządzenia w sprawie mandatów z 23 października 2015 r. Projekt ten został "rzutem na taśmę" dodany przez poprzednią ekipę tuż przed wyborami parlamentarnymi i podnosił kary związane z przewinieniami w relacji kierujący – pieszy.

W projekcie przewidziano zmianę mandatu za wyprzedzanie przed przejściem dla pieszych lub na nim ze śmiesznie dziś brzmiącej kwoty 200 zł do 500 zł. Nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu znajdującemu się na przejściu dziś karane jest mandatem w wysokości 350 zł. W projekcie przewidziano od 350 do 500 zł. Od 250 do 500 zł miało grozić kierowcy za jazdę pojazdem silnikowym wzdłuż chodnika. Dziś wciąż policjant może wystawić za to maksymalnie 250 zł mandatu.

Być może w ostatnim czasie posłowi Szałabawce kilku pieszych nastąpiło na odcisk. Poważny człowiek nie powinien jednak z powodu prywatnych przekonań proponować rozwiązań prawnych, które nie mają najmniejszego sensu. Te bowiem dotyczą wszystkich – nie pojedynczego posła PiS-u.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)