Lubczański: Unijne przepisy nie wypaliły. Zamiast pomagać, wspierają "kreatywną" emisję (opinia)

Lubczański: Unijne przepisy nie wypaliły. Zamiast pomagać, wspierają "kreatywną" emisję (opinia)

Niemieckie samochody elektryczne "nie chwyciły" tak, jak planowano.
Niemieckie samochody elektryczne "nie chwyciły" tak, jak planowano.
Źródło zdjęć: © Sean Gallup/Getty Images
Mateusz Lubczański
05.11.2020 11:27, aktualizacja: 16.03.2023 15:41

Pooling – zjawisko, które dla producentów samochodów okazało się ratunkiem przed kosztownymi pomysłami ekologicznej Unii Europejskiej, będzie pod koniec roku na ustach wielu. Branża stanęła okoniem i znalazła furtkę w przepisach dotyczących emisji dwutlenku węgla.

Produkująca niemal autonomiczne elektryki Tesla współpracująca z Fiatem, który od kilkunastu lat "klepie" model 500 w kilkunastu wersjach? Ford ponownie kooperujący z Volvo? Niemiecka Grupa Volskwagena współpracująca z Chińczykami? To wszystko dzieje się na naszych oczach, a wynika z pośpiechu narzuconego przez urzędników unijnych dążących do zmniejszenia emisji spalin "na już".

Ostatnie lata sprawiły, że na terenie Europy niechętnie patrzyło się w stronę silników spalinowych. Afera związana z emisją tlenków azotu przez volkswageny, rosnąca emisja dwutlenku węgla, smog, ocieplenie klimatu i masa innych czynników sprawiły, że Unia Europejska powiedziała "stop". Producenci mają płacić za zanieczyszczenie powietrza, a każdy, którego gama modeli przekroczy (w olbrzymim skrócie) 95 g dwutlenku węgla na km, musi ponieść karę.

To oznaczało, że bardzo szybko trzeba było przestawić się na elektryki. Automatycznym wygranym była Tesla, która ma w ofercie tylko auta na prąd, więc nie płaciła nic. Co więcej, skoro miała niewykorzystaną pulę dwutlenku węgla, który mogła (ewentualnie) wyemitować, nagle pojawiły się opcję lukratywnego zarobku. W samym tylko drugim kwartale sprzedaż emisji pozwoliła zarobić Tesli 428 mln dolarów. To 7 proc. jej przychodu. Czym więcej tesli wyjedzie na drogi, tym większą pulę "zanieczyszczeń" może sprzedać innym.

Komu tylko udało się zejść poniżej emisji, stara się wyprzedać swoją pulę. Volvo, które pod chińskim właścicielem stawia na elektryki, współpracuje z Fordem, który trochę przespał e-rewolucję. Do tandemu Tesla – Fiat Chrysler dołącza Honda, której mały elektryk sprzedał się w liczbie ok. 1000 egzemplarzy, lecz wynika to z tego, że dopiero trafia ona do salonów. Toyota "pomaga" Maździe, Volkswagen dogaduje się z SAIC Motor (który w Europie ma markę MG), a Renault otwiera swoją pulę. Sukces miejskiego zoe sprawił, że można na nim zarobić jeszcze więcej.

Jednak pule nie są z gumy i okazuje się, że w tej grze w gorące krzesła ktoś zostanie bez koła ratunkowego. Żadna marka oczywiście nie przyzna się wprost, że zawaliła sprawę, wskazując na "niedokładności homologacyjne" czy "szerszy horyzont czasowy". Do końca roku sprzedawcy będą stawać na głowie, wpychając klientom hybrydy plug-in zamiast klasycznych jednostek napędowych. To ostatnie dni, by obniżyć emisję.

Ominięcie kar to tylko zasłona dymna dla szerszego problemu: europejskich przepisów, które zostały wprowadzone przez osoby niemające pojęcia o motoryzacji, bez uzgodnienia z branżą, która nie miała czasu na przestawienie się na nowe tory.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)