GP San Marino, rok 1983. Patrick Tambay wygrywa wyścig w Ferrari 126C2B. Przez wiele lat to właśnie ta runda, a nie Monza, uchodziła za domowy wyścig Scuderii Ferrari (fot. Paul-Henri Cahier/Getty Images)

Imola to ekscytujący tor z wielką historią. GP Emilii-Romanii przypomni złote czasy Formuły 1

Mateusz Żuchowski
29 października 2020

Pandemia koronawirusa wymusiła w tym roku na włodarzach F1 zmiany, w wyniku których Królowa Motorsportu złożyła kilka nieplanowanych wizyt. Po nietypowych wyścigach na przykład na Mugello czy Algarve, w ten weekend zespoły zjadą się na Imolę. Przed laty organizowany był tu jeden z klasyków F1, który widział wielkie zwycięstwa i tragiczne wypadki.

Historia toru oficjalnie nazwanego Autodromo Enzo e Dino Ferrari na zawsze pozostanie w cieniu śmiertelnych wypadków Rolanda Ratzenbergera i Ayrtona Senny, które w 1994 roku wyznaczyły jeden z najtragiczniejszych momentów w historii Formuły 1. Te dwie tragedie, które wydarzyły się na oczach milionów widzów z całego świata, motorsport opłakiwał nie tylko w ten pamiętny majowy dzień, ale i miesiące później. Również w Brazylii, na wielkim pogrzebie brazylijskiej gwiazdy F1.

Wydarzenia te zmotywowały organizatorów do poważnych działań. Wprowadzono wiele zmian, mających na celu poprawę bezpieczeństwa zawodników i widzów. Dotknęły one również samego włoskiego toru, na którym wprowadzono szykanę spowalniającą kierowców w kluczowym momencie. Modyfikacja ta nie zmieniła jednak ogólnego charakteru Imoli, który pozostaje jednym z najbardziej wymagających obiektów - zarówno dla kierowców, jak i ich maszyn.

Śmiertalny wypadek Ayrtona Senny w 1994 roku zmienił oblicze tego sportu i samego toru (fot. Anton Want/ALLSPORT/Getty Images)
Śmiertalny wypadek Ayrtona Senny w 1994 roku zmienił oblicze tego sportu i samego toru (fot. Anton Want/ALLSPORT/Getty Images)

Tor cudów i dramatów

Choć Imola oficjalnie zawitała w kalendarzu F1 dopiero w roku 1980, to obiekt ten od zawsze był głęboko osadzony w historii motorsportu. To tutaj była pisana historia wyścigów klasy turystycznej czy motocyklowych mistrzostw World Superbike. Położony pod Bolonią obiekt jest oddalony o 20 minut jazdy od bazy zespołu AlphaTauri, a godzinę od słynnej czerwonej bramy w Maranello, za którą pracuje Scuderia Ferrari.

Na Imoli najsłynniejsi kierowcy rywalizują już o wiele dłużej, niż wynika to z oficjalnych statystyk czy też znajdujących się w internecie opracowań. Przez lata organizowano tu wyścigi, w których stawką nie były co prawda punkty do Mistrzostw Świata Formuły 1, ale prestiż i uznanie włoskich tifosi. Zdobywali go między innymi Jim Clark i Niki Lauda, którzy wygrywali tu GP Imoli i GP Dino Ferrariego.

40 lat temu tor ten na stałe zagościł w kalendarzu F1 - najpierw był gospodarzem GP Włoch, a od 1981 roku dał miejsce bardziej kojarzonemu z nim GP San Marino. W kolejnych latach stał się areną wielu ważnych momentów w historii Formuły 1.

David Coulthard, Ralf Schumacher i Rubens Barrichello na podium GP San Marino w roku 2001 (fot. Ferrari)
David Coulthard, Ralf Schumacher i Rubens Barrichello na podium GP San Marino w roku 2001 (fot. Ferrari)

Większość z nich jest związanych z Michaelem Schumacherem. To tutaj w 1996 roku zdobył on swoje pierwsze pole position dla Scuderii Ferrari w mało konkurencyjnym F310. Tutaj w 2001 roku jego brat Ralf Schumacher zdobył swoje pierwsze zwycięstwo w Williamsie-BMW. To na tych zakrętach w 2005 roku Fernando Alonso w heroiczny sposób bronił się przed atakami Michaela Schumachera i w końcu sięgnął po zwycięstwo na oczach rozgoryczonych Włochów.

Więcej było jednak momentów radości dla tifosi. W roku 1999 roku, który był całkowicie zdominowany przez McLarena, nic nie zapowiadało cudu. Dwie srebrne strzały zgarnęły pierwszy rząd w kwalifikacjach, a gdy czerwone światła zgasły, Mika Häkkinen spokojnie zaczął odjeżdżać od reszty stawki. Na 17. okrążeniu Fin popełnił jednak błąd i rozbił się o bandy. Po zwycięstwo sięgnął nie kto inny jak Schumi.

Michael Schumacher i Fernando Alonso wielokrotnie pokazali tu kawał wielkiego ścigania (Fot. Ferrari)
Michael Schumacher i Fernando Alonso wielokrotnie pokazali tu kawał wielkiego ścigania (Fot. Ferrari)

Incydent Häkkinena powinien przypomnieć nam, jak trudnym torem jest przez cały czas Imola. Podobnie jak pozostałe włoskie obiekty z tegorocznego sezonu F1, czyli Monza i Mugello, jest jednym z bardzo szybkich, europejskich "klasyków". Żadnych szerokich poboczy czy sztucznie wyglądających sekwencji prostopadłych zakrętów znanych z "Tilkedromów".

Powrót na Imolę pozwoli kibicom F1 odświeżyć sobie pamięć o pięknych czasach tego sportu. Nie tylko o opisanych tu wielkich wydarzeniach sprzed lat. Pozwoli też powrócić do samego smaku wyścigów z lat 80. i 90. XX wieku.

Teraz wymagająca natura tego toru będzie nawet bardziej widoczna niż w roku 2006, gdy bolidy F1 ścigały się tu po raz ostatni. A to dlatego, że obecnie dysponują one nieporównywalnie lepszymi osiągami i większym dociskiem aerodynamicznym. O ile więc można łatwo zakładać, kto w tę niedzielę zwycięży, to przypadek z roku 1999 pokazuje, że na Imoli nie ma nic pewnego.

Start do ostatniego wyścigu GP San Marino w roku 2006. Jak będzie wyglądał on 14 lat później? (fot. Ferrari)
Start do ostatniego wyścigu GP San Marino w roku 2006. Jak będzie wyglądał on 14 lat później? (fot. Ferrari)
Źródło artykułu:WP Autokult
Komentarze (1)