W "elektrykach" jesteśmy w ogonie Europy. Nie jest to przypadek

W "elektrykach" jesteśmy w ogonie Europy. Nie jest to przypadek

Auta elektryczne wciąż są u nas egzotyką. I nic dziwnego.
Auta elektryczne wciąż są u nas egzotyką. I nic dziwnego.
Źródło zdjęć: © Mariusz Zmysłowski
Tomasz Budzik
28.10.2020 15:16, aktualizacja: 13.03.2023 10:30

Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów (ACEA) przedstawiło raport dotyczący stopnia elektryfikacji rynku motoryzacyjnego w Europie. Polska jest w nim w piątce państw o najniższych wskaźnikach. Dlaczego? Chodzi o pieniądze.

Wizja, która upadła

Jeszcze kilka lat temu rząd kreślił śmiałe plany miliona elektrycznych samochodów w Polsce w 2025 r. i naszej obecności w czołówce państw, dokonujących na swoich drogach elektrycznej rewolucji. W 2019 r., po 3 latach od tej deklaracji, rządzący skorygowali swoje plany. Zgodnie z nimi do 2030 roku 600 tys. Polaków ma używać samochodów elektrycznych lub hybrydowych. A jak jest na razie? Z raportu ACEA wynika, że niezbyt kolorowo.

Według danych za 2019 r. w Europie wśród kupionych wówczas nowych samochodów 58,9 proc. stanowiły auta benzynowe, 30,5 proc. diesle, a 10,6 proc. pojazdy, które szeroko moglibyśmy nazwać proekologicznymi. O jakie dokładnie chodzi? Najliczniejszą grupę – 5,9 proc. wszystkich zarejestrowanych w 2019 r. samochodów – stanowiły hybrydy. Samochody ładowane z zewnętrznych źródeł - 3 proc. zestawienia (w tym 1,9 proc. - samochody elektryczne i 1,1 proc. - hybrydy plug-in). Auta z instalacją LPG i przystosowane do spalania paliwa E85 stanowiły 1,2 proc. sprzedaży, a auta z instalacją CNG 0,5 proc. Póki co zupełnie marginalna jest sprzedaż aut na ogniwa paliwowe wykorzystujące wodór - 0,04 proc.

Jak to wygląda, jeśli przyjrzymy się konkretnym liczbom? W 2019 r. w Europie nabywców znalazło 8,96 mln aut benzynowych, 4,65 mln diesli, 897 tys. hybryd, 285 tys. aut elektrycznych, 174 tys. hybryd plug-in oraz 535 samochodów z ogniwami paliwowymi.

Przejdźmy do szczegółów dotyczących poszczególnych państw. Ja wynika z raportu, w Polsce samochody elektryczne stanowiły w 2019 r. 0,49 proc. zarejestrowanych nowych pojazdów osobowych. To odsetek wyższy niż w Grecji (0,42 proc.), na Słowacji (0,36 proc.), Litwie (0,35 proc.), oraz w Estonii (0,29 proc.), ale niższy niż w pozostałych krajach Unii Europejskiej.

Odsetek samochodów elektrycznych w sprzedaży aut osobowych w 2019 r.
Odsetek samochodów elektrycznych w sprzedaży aut osobowych w 2019 r.© ACEA

Portfel i infrastruktura na przeszkodzie

Co łączy państwa z najniższym odsetkiem aut elektrycznych? Jak informuje ACEA, takim czynnikiem jest niewielka - w porównaniu z krajami zachodnimi - zamożność obywateli. Według danych tej organizacji PKB na osobę wynosi w Polsce 13 780 euro, na Łotwie, Słowacji oraz w Grecji - od 17,3 do 17,5 tys. euro, a w Estonii 21,1 tys. euro.

Zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja ekonomiczna w tych państwach UE, w których pojazdy elektryczne są najbardziej popularne. W Niemczech auta na prąd stanowiły w 2019 r. 3 proc. sprzedaży, a wartość PKB na osobę wynosiła 41,5 tys. euro. We Francji było to odpowiednio 2,8 proc. i blisko 36 tys. euro, w Holandii 15 proc. oraz 45,2 tys. euro, a w Szwecji 11,3 proc. oraz 46,6 tys. euro. Z danych jasno wynika, że na samochody elektryczne, które są przecież drogie, Polaków po prostu nie stać. Jest jednak jeszcze coś.

Na tle innych europejskich państw Polska wyróżnia się także niską dostępnością do punktów, w których można załadować samochód. Według danych ACEA można to u nas zrobić w 884 miejscach. W najlepszej sytuacji są Holendrzy, którzy mogą ładować swoje pojazdy w jednym z 50,8 tys. punktów, a niedaleko za nimi plasują się Niemcy z liczbą 40,5 tys. ładowarek. Podium zamykają Francuzi, którzy mają 30,4 tys. takich miejsc. Co to oznacza w praktyce? Podczas gdy u nas na 1000 km dróg występują 2 ładowarki, w Holandii jest ich 364, w Luksemburgu 316, a w Niemczech 176. Znacznie lepiej od nas wypada niezbyt zamożna Portugalia – 125, a nawet Bułgaria - 7.

Jedynym pocieszeniem może być to, że polska infrastruktura, choć bardzo skąpa, jest w Europie jedną z nowocześniejszych. Aż 55 proc. naszych punktów ładowania stanowią te szybkie – o mocy ponad 22 kW. W Holandii to ledwie 2,6 proc., a w Niemczech 15,6 proc.

Polacy nie myślą o ekologii? Błąd!

Czy to, że Polacy nie kupują wielu samochodów o napędzie elektrycznym, jest dowodem na brak zainteresowania ze strony naszych rodaków ekologią? Wiele wskazuje na to, że nie. Z danych dotyczących rynku wynika, że rodzimi nabywcy nowych samochodów – choć są mniej zamożni od obywateli Europy Zachodniej i nie mogą ładować auta na "każdym rogu" - robią to, co wydaje się najbardziej rozsądne. Kupują hybrydy.

Według danych ACEA Polska jest jednym z tych europejskich rynków, na których nasycenie tego rodzaju samochodami jest największe. W 2019 r. było to 7 proc., podczas gdy w Holandii 6,5 proc., w Niemczech 5,4 proc., we Francji 4,8 proc., a w Belgii 3,2 proc. Procentowo więcej hybryd niż w Polsce sprzedawało się tylko Na Litwie (7,3 proc.), Łotwie (7,5 proc.), w Estonii (8,1 proc.), Szwecji (8,5 proc.), Hiszpanii (8,6 proc.), Irlandii (8,7 proc.) oraz Finlandii (13,6 proc.).

Wiele wskazuje na to, że w 2020 r. hybryd w Polsce może być jeszcze więcej. We wrześniu stanowiły one aż 13,2 proc. zakupionych nowych samochodów. Być może wiąże się to z rosnącą u Polaków świadomością ekologiczną, a być może spowodowane jest tym, że jeden z najpopularniejszych w Polsce modeli – Toyota Corolla – jest najatrakcyjniejszy właśnie jako hybryda. Nie zmienia to faktu, że wzrost zainteresowania samochodami hybrydowymi to dla nas dobra informacja. Dlaczego?

Jak pokazały badania emisji w Krakowie, głównym źródłem zanieczyszczeń szkodliwymi dla ludzi cząstkami stałymi i tlenkami azotu są diesle. W przypadku NOx poważnym zagrożeniem są nawet kilkuletnie auta. Niewystarczająca kontrola nad stanem pojazdów może sprawić, że część użytkowników aut wysokoprężnych, którzy po kilku latach zderzą się z problemami związanymi z filtrem cząstek stałych, zechce usunąć DPF. W przypadku hybrydy nie ma takiego zagrożenia.

Dane organizacji ACEA jasno pokazują, że nie jesteśmy europejską potęgą elektryfikacji i jeszcze długo nią nie będziemy. Polaków nie stać na nowe elektryczne auto i to nawet po wliczeniu dopłat, których program niebawem ma się znów pojawić. Poza tym korzystanie z elektrycznego auta, poza dużymi miastami, jest mocno uciążliwe ze względu na skąpą infrastrukturę. Rodzimi nabywcy samochodów nie są jednak obojętni na ekologię i wykorzystują swoje ograniczone budżety najlepiej, jak tylko można.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)