Samochody używaneChevroletSamochody, które trudno sprzedać. 6 przykładów pokazujących dlaczego

Samochody, które trudno sprzedać. 6 przykładów pokazujących dlaczego

Chevrolet Malibu - bardzo niedocenione auto, które jest warte więcej, niż wskazują na to ceny rynkowe
Chevrolet Malibu - bardzo niedocenione auto, które jest warte więcej, niż wskazują na to ceny rynkowe
Źródło zdjęć: © fot. Mariusz Zmysłowski
Marcin Łobodziński
06.10.2020 07:52, aktualizacja: 16.03.2023 16:08

Kiedy kupujesz popularne auto, to jedno jest jak w banku - odsprzedasz je bez większego problemu. Wszystko jest kwestią odpowiedniej ceny. Jednak są samochody, które sprzedaje się miesiącami i kupujący nierzadko trafia się przypadkiem. Oto kilka przykładów takich modeli.

Największym problemem wielu samochodów, które trudno sprzedać, są ich nazwy. Nierzadko szukamy znanych modeli znanych marek. Jestem przekonany, że gdyby dzielić auta według innych kryteriów, wiele ciekawych samochodów pojawiałoby się w wyszukiwarkach, co wszystkim polecam.

Nie można się więc dziwić, że niektórzy wpisują "błędnie" markę i model tak, by ktokolwiek zwrócił na ogłoszenie uwagę. Jeśli tak się nie zrobi, spora część ogłoszeń zostanie obejrzana wyłącznie przez osoby szukające tego konkretnego samochodu.

Inną bolączką trudno sprzedawalnych aut są opinie o danej marce. Nieistotne czy prawdziwe, czy też nie. W niczym nie pomoże łamanie stereotypów. W głowie kupujących zawsze siedzi zasada trzech samochodów na F, zawsze będzie obawa przez motoryzacją brytyjską czy zakupem samochodu marki, której nie ma w naszym kraju. I nic nie zmieni faktu, że właściciele saabów, lancii czy też roverów są zadowoleni ze swoich aut i mówią prawdę. Faktem jest, że mało kto ich szuka i z odsprzedażą zawsze będzie trudno.

Oto kilka przykładów problematycznych w odsprzedaży samochodów, które są lepsze lub gorsze, ale mają problem głównie z nazwą i opiniami.

Fiat Ulysse II – 2xF plus nieznany model

Doskonałym przykładem modelu, który padł ofiarą nieznanej nazwy, jest ten włoski minivan. Powstał we współpracy z koncernem PSA i na bazie podzespołów modeli Citroën C8 oraz Peugeot 807. Co ciekawe, był to samochód nad wyraz francuski, a nie włoski, bo nawet silniki o oznaczeniu JTD w rzeczywistości były jednostkami HDi.

Fiat Ulysse
Fiat Ulysse© fot. mat. prasowe / Fiat

Ten model można kupić o kilka tys. zł taniej niż odpowiedniki z Francji. Dlaczego? Ponieważ oczywistym jest, że jeśli ktoś szuka minivana, to najpewniej francuskiego. Wszelkiej maści poradniki o autach używanych opisują z reguły najpopularniejszego Citroëna C8, a jedynie wspominają o Ulysse. Albo i nie. Co więcej, nazwa modelu jest mało znana, a na koniec auto spełnia aż dwa warunki samochodu na F – francuski i do tego fiat.

Fiat Ulysse to bardzo dobra propozycja dla osób, które szukają takiego samochodu i mają zamiar jeździć nim kilka lat. Ceny najtańszych egzemplarzy zrównują się z citroenami, ale kiedy zestawimy ceny aut z roczników 2007-2009, to okazuje się, że najtańsze citroeny kosztują tyle, co najdroższe fiaty. To okazja, którą warto wykorzystać, ale trzeba mieć świadomość, że z autem trzeba będzie spędzić więcej czasu, by nie stracić.

Jaguar X-Type - auto nie wiadomo dla kogo

O 10, a nawet 20 tys. zł taniej można kupić Jaguara X-Type od choćby popularnego Audi A4. Technicznie, a właściwie teoretycznie samochód lepszy, ładniejszy, być może nawet bardziej pożądany, ale raczej gdzieś w sferze wykraczającej poza pragmatyzm i realne czyny. Nie wiadomo dla kogo w praktyce jest Jaguar X-Type, bo jeśli szukasz samochodu ze sportowym zacięciem, to przecież jest BMW.

Jaguar X-Type
Jaguar X-Type© fot. mat. prasowe / Jaguar

Koniec końców samochód nie jest zbyt praktyczny, a jeśli nie ma ładnego koloru i niemal idealnego lakieru, niespecjalnie zwraca na siebie uwagę i staje się jednym z wielu starych aut tej wielkości. Co naprawdę może cieszyć w tym modelu to wyposażenie i klimat, jaki oferuje wnętrze oraz znakomite właściwości jezdne przy sprawnym zawieszeniu i napędzie na cztery koła.

X-Type nie jest zbyt dopracowany, rzadko spotyka się o nim dobre opinie, no i jest jaguarem, czyli autem brytyjskim, do którego "nie wiadomo jak z częściami", a serwis jest drogi. Sytuację początkowo ratuje pokrewieństwo z Fordem Mondeo, ale przy większym zgłębieniu tematu to pokrewieństwo zwykle występuje tylko w różnych publikacjach, a nie sklepach motoryzacyjnych. Realnie zaczyna się i kończy na silnikach.

Auto bardzo trudno sprzedać. Do tego ceny są sztucznie windowane do nierealnego poziomu, co jeszcze bardziej utrudnia odsprzedaż. Jeśli wystawisz auto zbyt tanio, to nikt się nim nie zainteresuje, a jeśli podniesiesz cenę, to już będzie za drogo. Normalna cena za ten samochód to ok. 10-15 tys. zł. Jeśli auto jest w bardzo dobrej kondycji i ma pod maską np. poszukiwany motor 3.0 V6, to można zapłacić 20 tys. zł. Wszystko co ponadto jest do negocjacji.

Lancia Lybra – gorzej, niż się wpakować

Jeśli kupiłeś alfę 156 to owszem, długo możesz ją sprzedawać, ale auto w dobrej kondycji prędzej czy później znajdzie swojego amatora, bo ostatecznie Alfa Romeo to wciąż marka, która ma to coś i miłośników. Jeśli natomiast wybrałeś bardziej luksusową Lancię Lybrę – która bazuje na płycie podłogowej 156 – to obyś nie kupił jej drogo. Bo sprzedaż będzie drogą przez mękę, a i tak skończy się oddaniem auta prawie za darmo.

Lancia Lybra
Lancia Lybra© fot. mat. prasowe / Lancia

Co ciekawe, Lancia Lybra jest technicznie lepszym samochodem od alfy, jeśli bierzemy pod uwagę wyłącznie kwestię eksploatacji. Ma bardziej praktyczne wnętrze i w miarę sensowny bagażnik. Tylko płyta, ale już nie zawieszenie, jest przejęte z modelu 156, więc konstrukcja jest prosta i dość trwała. Na przykład przedni wahacz jest zamienny z Multiplą i mamy tu kolumny MacPhersona, a nie układ wielowahaczowy z aluminium.

Niestety na tym kończy się przewaga Lybry nad 156. Nie ma ani stylu, ani klasy, ni to ładne, ni faktycznie luksusowe. Rdzewieje na potęgę, jak nie fiat, a jedynym faktycznym atutem jest niska cena zakupu i utrzymania oraz welurowa, miła w dotyku tapicerka.

Jeśli kupicie wariant 1.9 JTD, to będziecie nim najpewniej długo i bezawaryjnie jeździć, ale nie liczcie na łatwą odsprzedaż. Najdroższe auta wystawia się za ok. 5000 zł i spokojnie można z tego jeszcze coś utargować.

Rover 75 – po prostu nie warto sprzedawać

Brytyjskie auto, o którym można by napisać ciekawą, choć krótką książkę, nie zdobyło serc Europejczyków i nie chce zdobyć serc Polaków. Jeszcze kilkanaście lat temu było sporo 75 na sprzedaż, głównie z zachodu, importowanych jako "brytyjskie BMW". Dziś jest mniej, ale i tak łatwo coś znaleźć. Model ten jest stałym bywalcem polskich dróg, jednak sprzedaje się go sporadycznie, bo to się zwyczajnie nie opłaca.

Rover 75
Rover 75© fot. mat. prasowe / Rover

Tajemnicą poliszynela jest wiedza o niezawodności tego modelu. Auto jest tak dopracowane, że łatwo uwierzyć, iż produkowało je BMW, a nie Brytyjczycy. Pomijając silniki benzynowe konstrukcji Rovera, diesel jest "pancerny" i odporny na zaniedbania. Ma proste rozwiązania, a niektóre elementy, które się nie psują, wspólne z 2-litrowym motorem BMW o oznaczeniu M47. Pod względem niezawodności i trwałości, silnik BMW, który trafił do Serii 3 nie dorasta jednostce 2.0 CDTi do pięt.

Niestety na tym kończą się podobieństwa z niemiecką marką – pozostałe części jeszcze można dostać, choć o to coraz trudniej. Najbardziej irytujące są braki banalnych elementów jak poduszki silnika czy wentylator chłodnicy. Trzeba kombinować.

Zakup tego modelu to w pewnym sensie "wyrok dożywocia", choć ładnie utrzymane egzemplarze można sprzedać za sensowne 5-7 tys. zł. Jednak nie warto. Każda poważniejsza naprawa, jak wymiana sprzęgła czy koła dwumasowego, remont zawieszenia, to coś, co nigdy się nie zwróci. A przy odporności tego samochodu na korozję i wbrew pozorom bardzo dobrym walorom użytkowym, szkoda takie auto oddawać za bezcen.

Największym problemem modelu jest to, że nawet utrzymany w znakomitej kondycji nie stanowi atrakcyjnego kąska i trudno znaleźć na niego amatora. No i do tego jest brytyjski, a co gorsza, marka od dawna nie istnieje.

Renault Avantime – ma więcej zalet, niż się spodziewasz

Podobnie jak opisany wyżej Rover 75, tak też Renault Avantime ma wiele zalet i generalnie jest konstrukcją dobrą. Jednak w przeciwieństwie do brytyjskiego auta, tu jest potencjał na klasyka, tylko z jednym warunkiem: auto musi być w dobrej kondycji lub mieć ciekawą historię.

Renault Avantime
Renault Avantime© fot. mat. prasowe / Renault

Warto jednak od początku potraktować ten model jako potencjalnego klasyka i nie liczyć na zarobek na przestrzeni kilku, lecz kilkunastu lat. Świadczą o tym ceny, zupełnie porównywalne ze zwykłymi autami.

Pewną zaletą Avantime’a jest jego wysoka funkcjonalność jak na samochód tak nietuzinkowy. Kolejną – dobry dostęp do części mechanicznych – wspólne z Espace i Laguną. Gorzej jest z naprawami nadwozia wykonanego z tworzywa sztucznego czy znalezieniem elementów stworzonych tylko do tego modelu. Na plus zasługują bardzo dobre silniki benzynowe. Natomiast na minus spore problemy z elektryką.

Renault Avantime to przykład samochodu, który trudno kupić i trudno odsprzedać. Jeśli czytałeś gdzieś, że jego wartość może rosnąć, to jest to prawda, ale nie oznacza, że kupisz auto za 15 tys. zł i za chwilę na nim zarobisz. Tu trzeba cierpliwości i znalezienia amatora, któremu akurat twój egzemplarz – koniecznie benzyniak - będzie się podobał. Sprzedano tylko 8720 egzemplarzy, więc może akurat…

Chevrolet Malibu – trudno sprzedać za sensowne pieniądze

Jeśli ktoś już szuka chevroleta, to raczej Camaro, Corvette, Tahoe czy Silverado, a ewentualnie Aveo, Cruze lub Captivy. Chevrolet Malibu, oferowany w latach 2011-2015, pomimo ładnej nazwy nie cieszy się wzięciem z kilku powodów.

Chevrolet Malibu
Chevrolet Malibu© fot. mat. prasowe / Chevrolet

Przede wszystkim mało kto wie, co to w ogóle jest. Po drugie, prawie wcale nie przypomina samochodu amerykańskiego, a konkretnie takiego, jakie jest wyobrażenie o autach zza Wielkiej Wody. W praktyce jest modelem, który powstał na płycie znanego u nas Opla Insiginii – z opla wzięto nawet przyciski we wnętrzu. Tyle tylko, że wybór silników sprawia, że nawet Insignia jest autem ciekawszym - to kolejny problem Malibu.

Na polski rynek oferowano tylko dwie jednostki: benzynowe, paliwożerne 2.4 o mocy 167 KM i sensownego 2-litrowego diesla o mocy 160 KM. Pierwszy "trzeba" zagazować, by nim normalnie jeździć, a o dobrych osiągach i tak można zapomnieć. Drugi to już obawy o poważne koszty napraw.

Problemem numer 4, poza brakiem atrakcyjności, jest obawa o dostęp do części. Nie do końca słuszna, bo choć nie wszystko jest od ręki, zwłaszcza w przypadku nadwozia, to części mechaniczne można kupić bez najmniejszego problemu, w tym również do silników.

Chevrolet Malibu jest przykładem auta, które nie tyle trudno sprzedać, co trudno uzyskać zadowalającą kwotę. Dla przykładu – ładne insignie z lat 2012-2013 kosztują około 40 tys. zł lub trochę więcej. Malibu, jeśli ma przebieg powyżej 150 tys. km, nie sposób sprzedać za kwotę wyższą niż 35 tys. zł, a nawet za 30 tys. zł wcale nie jest to takie proste.

Wbrew pozorom to Malibu jest autem lepszym od Insignii – przestronniejszym, wygodniejszym, nawet mniej awaryjnym. A mimo tego trzeba go sprzedać za nierozsądne pieniądze. No chyba, że ma się dużo cierpliwości i czasu w oczekiwaniu na amatora.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (23)