Buliński: Kiedy nauczymy się, że 5 metrów to nie jest bezpieczna odległość między pojazdami? Już najwyższa pora (Opinia)

Buliński: Kiedy nauczymy się, że 5 metrów to nie jest bezpieczna odległość między pojazdami? Już najwyższa pora (Opinia)

Do najechania na jadący przed nami samochód dochodzi głównie przez niezachowanie odpowiedniej odległości. Często zdarza się to na autostradzie, ale takie zachowanie niebezpieczne jest praktycznie wszędzie
Do najechania na jadący przed nami samochód dochodzi głównie przez niezachowanie odpowiedniej odległości. Często zdarza się to na autostradzie, ale takie zachowanie niebezpieczne jest praktycznie wszędzie
Źródło zdjęć: © fot. Jaroslaw Jakubczak/Polska Press/East News
Filip Buliński
16.07.2020 16:01, aktualizacja: 22.03.2023 10:54

Niezachowanie bezpiecznej odległości ma miejsce wyłącznie na autostradzie? Bynajmniej. Wszak tam możemy się z tym zjawiskiem spotkać najczęściej, ale zachowanie groźne jest także na każdej innej drodze. Przekonałem się o tym ostatnio, będąc - na szczęście - jedynie obserwatorem podobnej sytuacji.

Choć we własnym mniemaniu jesteśmy mistrzami kierownicy, zarówno statystyki, jak i obserwacje pozwalają sądzić, że jeszcze musimy się sporo nauczyć. Oczywiście wielu uważa, że wypadki powodują ci, którzy jeżdżą, o zgrozo, przepisowo, a nie ci, którzy w stylu godnym węża prześlizgują się między pojazdami.

Do najpoważniejszych grzechów kierowców należą niezmiennie: przekraczanie dozwolonej prędkości czy nieustąpienie pierwszeństwa, jednak w tym wywodzie chciałem się skupić na zachowaniu, które zamyka polskie podium najczęstszych przyczyn wypadków. Chodzi mianowicie o niezachowanie bezpiecznej odległości między pojazdami.

Większości z was pewnie w tej chwili do głowy przyjdzie klasyczny przypadek na autostradzie, gdzie przez zator wpada na siebie kilka jadących za sobą, oczywiście w zbyt bliskiej odległości, aut. Wynika to m.in. z braku umiejętności określenia odpowiedniego odstępu między pojazdami i niewielkiego doświadczenia w jeździe drogami szybkiego ruchu.

Sytuacja, którą zaobserwowałem, była zgoła inna, ponieważ wydarzyła się na krajowej "siódemce". Spowodowana była oczywiście brawurą. I choć ostatecznie do wypadku nie doszło, to jednak wszystko mogło zakończyć się tragicznie.

Jadąc drogą krajową w nieco przerzedzonej kolumnie aut, kierowca samochodu poruszającego się za mną postanowił mnie wyprzedzić. Zanim to jednak zrobił, wykonywał manewr "siedzenia na ogonie" tak długo, jak z naprzeciwka jechały inne pojazdy. Podczas powrotu na swój pas ruchu, z racji swojej prędkości, stosunkowo szybko zbliżał się do poprzedzającego pojazdu. W ten sposób chciał na jego kierowcy, podobnie jak wcześniej na mnie, wymusić szybszą jazdę, ponieważ dalsze wyprzedzanie znów stało się niemożliwe. Kierujący autem przed nim po kilkudziesięciu metrach jednak nagle gwałtownie zahamował - chciał zatrzymać się na poboczu.

"Mistrz" kierownicy był tym manewrem - rzecz jasna - zaskoczony i odbił gwałtownie w lewo, wyprzedzając zatrzymujący się pojazd. W danym momencie akurat nic nie jechało z naprzeciwka, więc cała sytuacja skończyła się bez poszkodowanych. Ale wyobraźmy sobie, co by było, gdyby na przeciwległym pasie jechała ciężarówka. Liczba możliwych - tragicznych - finałów tej historii jest zatrważająca.

Bezkarni piraci?

Ale czy wina leżałaby po stronie zatrzymującego się? Bynajmniej. W końcu - zgodnie z art. 19 ust. 2 pkt 3 - "Kierujący pojazdem jest obowiązany utrzymywać odstęp niezbędny do uniknięcia zderzenia w razie hamowania lub zatrzymania się poprzedzającego pojazdu”. Co prawda poprzedni punkt mówi o tym, że kierujący jest zobowiązany hamować w sposób niepowodujący zagrożenia bezpieczeństwa ruchu, jednak pamiętajmy, że gdyby bezpieczna odległość została zachowana, jadący z tyłu w porę zareagowałby na tę sytuację. W końcu hamowanie mogło być wywołane pojawieniem się na drodze człowieka lub zwierzęcia.

Inną sprawą jest, że w każdej sytuacji powinniśmy stosować tzw. zasadę ograniczonego zaufania, upewniając się, czy nasz manewr, nawet jeśli jest zgodny z przepisami, nie będzie tragiczny w skutkach.

"Bezpieczna odległość", czyli jaka?

Niestety, prawo nie reguluje, ile dokładnie wynosi bezpieczna odległość. Przepisy, w których możemy znaleźć konkretne liczby, odnoszą się tylko do tuneli poza obszarem zabudowanym, których długość przekracza 500 m. W tunelu bezpieczna odległość wynosi 50 m dla pojazdów o dopuszczalnej masie całkowitej poniżej 3,5 t, natomiast 80 m dla pozostałych pojazdów i zespołów pojazdów.

A co z mandatem za wymienione wykroczenie? Policjant może bowiem uznać nasze zachowanie za stworzenie zagrożenia w ruchu drogowym, za co grozi mandat w wysokości 500 zł. W praktyce jednak rzadko kiedy funkcjonariusz decyduje się na taką karę. Prawo dokładniej precyzuje niezachowanie bezpiecznej odległości w tunelu – w tym przypadku grzywna wynosi 100 zł.

Wiele osób zwyczajnie nie potrafi określić odpowiedniej odległości podczas ruchu pojazdów, która pozwoliłaby w bezpieczny sposób reagować na nagłe sytuacje na drodze. Mówi się, że odpowiedni odstęp w metrach wynosi połowę prędkości, z jaką się poruszamy. Jeszcze lepszą metodą jest tzw. zasada 3 sekund, w zachowaniu której pomagają nam przydrożne słupki.

Na czym polega ta zasada? Jeśli wybrany punkt, który mija pojazd przed nami, napotykamy po odliczeniu 3 sekund, oznacza to, że utrzymujemy odpowieni - bezpieczny - dystans. Oczywiście w razie niekorzystnych warunków pogodowych, warto zwiększyć tę odległość.

Widmo zmian

Niebawem kara za niezachowanie odpowiedniej odległości może doczekać się konkretniejszych regulacji prawnych. Kilka tygodni temu Ministerstwo Infrastruktury zapewniło, że jest na etapie uzgodnień odpowiedniego wariantu przepisów.

Jak to zazwyczaj bywa w takich sytuacjach, ciężko mówić o konkretnych terminach wprowadzenia nowelizacji. W egzekwowaniu nowych przepisów z pewnością przydatne okażą się nowe urządzenia, którymi dysponuje policja – LTI 20/20 Trucam — umożliwiające określenie odległości między pojazdami.

Z racji obecnej sytuacji spowodowanej epidemią koronawirusa wiele osób - podczas trwających wakacji - zamiast pociągu czy samolotu wybierze podróż własnym samochodem. W związku z tym możemy spodziewać się większego ruchu na drogach. A skoro większy ruch, to i dłuższa jazda. A skoro dłuższa jazda, to także stres i nerwy, co nierzadko wywołuje niebezpieczne zachowania na drodze. Nie dajmy się jednak unieść emocjom, zachowajmy rozsądek i upewnijmy się, czy - mimo pierwszeństwa - nie będziemy żałować naszego manewru.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)