Ministerstwo Klimatu stawia na wodór. To on może być polskim paliwem przyszłości

Ministerstwo Klimatu stawia na wodór. To on może być polskim paliwem przyszłości

Nawet gdyby dziś Polak kupił wodorowe auto, musiałby je tankować za granicą
Nawet gdyby dziś Polak kupił wodorowe auto, musiałby je tankować za granicą
Źródło zdjęć: © Mateusz Lubczański
Tomasz Budzik
08.07.2020 13:29, aktualizacja: 13.03.2023 13:07

Rosnąca popularność ładowanych za pomocą wtyczki samochodów elektrycznych sugeruje nam, jaka będzie najbliższa przyszłość ekologicznej motoryzacji. A co z tą dalszą? Ministerstwo Klimatu ogłosiło, że będzie pracowało nad rozwojem wodoru jako paliwa do pojazdów.

Deklaracja przyszłości

Ministerstwo Klimatu rozpoczęło prace nad polską strategią wodorową. Na razie nie ma jeszcze w tej sprawie konkretów. Jak poinformował resort, główne cele to m.in. przygotowanie regulacji dla rynku wodoru oraz "wdrożenie wodoru jako paliwa transportowego". Wodór ma być też w przyszłości jednym z najważniejszych czynników zmiany w polskim miksie energetycznym i w większym stopniu uniezależnić nas pod względem energetycznym. Czy należy brać na poważnie te plany?

Według ministerstwa najważniejsze spółki energetyczne, które podpisały z resortem list intencyjny w kwestii tworzenia wodorowej przyszłości, mają szansę stać się istotnymi graczami w tym segmencie nie tylko na rynku krajowym, ale też unijnym. Oczywiście wszyscy chcielibyśmy w to wierzyć, ale falstart planu miliona samochodów elektrycznych jasno pokazuje, że do deklaracji rządzących należy podchodzić z ostrożnością.

Zgodnie z założeniem jesienią polska strategia wodorowa ma być gotowa i zostanie skierowana do konsultacji publicznych. Przed końcem 2020 r. zaś ma być przekazana do rozpatrzenia Radzie Ministrów. Czy inwestowanie w wodór ma sens?

Drugi stopień elektryczności?

Co prawda w najbliższej perspektywie pierwsze skrzypce w przypadku pojazdów bezemisyjnych będą grały te ładowane za pomocą kabli, ale bardziej odległa przyszłość może przynieść nam dominację aut tankowanych wodorem. Choć nie musi.

Zaletą takiego rozwiązania jest przede wszystkim wygoda. Nawet jeśli naukowcy zdołają zdecydowanie poprawić wydajność procesu ładowania akumulatorów, nie uda się zapewne zbliżyć czasu uzupełniania zapasów energii do kilku minut - a tyle potrzeba, by napełnić zbiornik wodorem. Nie bez znaczenia może być również fakt, że taki samochód wymaga akumulatorów o znacznie niższej pojemności niż zwykły pojazd elektryczny. To oznacza mniejsze zapotrzebowanie na rzadkie metale, które dziś bywają wydobywane w mało etyczny sposób. Są jednak i wady.

Według organizacji Transport and Enviroment obecnie 95 proc. wodoru pozyskuje się w procesie reformingu parowego z wykorzystaniem gazu ziemnego. Z punktu widzenia jakości powietrza z pewnością jest to korzystniejsze niż spalanie węgla w elektrowni, ale nie mieści się w definicji ekologicznego pozyskiwania energii. Problem może osłabnąć, jeśli do pozyskiwania wodoru wskutek procesu hydrolizy wykorzysta się pozyskiwany w sposób ekologiczny prąd. Tu jednak na razie, jeśli analizuje się drogę od powstania energii do wykorzystania jej w pojeździe, efektywność jest wyraźnie niższa niż w przypadku pojazdów elektrycznych zasilanych za pomocą wtyczki.

Czy deklarację Ministerstwa Klimatu i polskich firm energetycznych można więc postrzegać jako wizerunkowe wyjście przed szereg? Nie do końca. Wodór ma odegrać jedną z kluczowych ról w europejskiej strategii rozwoju środków do magazynowania energii, która w środę 8 lipca została przedstawiona w parlamencie UE.

Kiedy auta na wodór?

Samochody z "elektrownią" na pokładzie już są dostępne na niektórych rynkach. Toyota Mirai oferowana jest w wielu krajach – w tym w Niemczech. Jest jeszcze Hyundai Nexo oraz Honda Clarity. W 2022 r. z fabryki BMW na własnych kołach mają wyjechać pierwsze egzemplarze opracowywanego wraz z Toyotą wodorowego X5. Na razie nie będą one jednak udostępniane klientom. Mają posłużyć jako baza rozwojowa. A przed konstruktorami jeszcze długa droga.

Na razie samochody wodorowe są znacznie droższe od innych. Przywołana Toyota Mirai kosztuje u naszych zachodnich sąsiadów 76,6 tys. euro, czyli ponad 340 tys. zł. To ma jednak ulec zmianie. Kluczem do obniżenia ceny samochodów ma być zmniejszanie ilości platyny potrzebnej do wytworzenia ogniwa paliwowego. Zapowiedziany - choć przed pandemią - na 2022 r. układ Boscha ma jej potrzebować mniej więcej tyle, ile katalizator do pojazdu wysokoprężnego. Na obniżenie cen wpłynęłaby też masowość produkcji. Zobaczymy, co w tej materii przyniesie rynkowy debiut nowej generacji Toyoty Mirai.

Na razie specjaliści upatrują dróg rozwoju wodoru jako źródła energii dla pojazdów w lotnictwie, transporcie wodnym i ciężkim transporcie kołowym. Czas pokaże, czy ta technologia zyska duże znaczenie. Kłopot w tym, że już dziś trzeba zaangażować się w budowę zaplecza, by potem nie zostać z niczym.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)