Pierwszeństwo pieszego na pasach to zły pomysł. Problem nie leży w przepisach

Pierwszeństwo pieszego na pasach to zły pomysł. Problem nie leży w przepisach

Ewentualne przepisy będą bezużyteczne, jeśli nie zwiększy się liczby policyjnych patroli
Ewentualne przepisy będą bezużyteczne, jeśli nie zwiększy się liczby policyjnych patroli
Źródło zdjęć: © Artur Szczepanski/REPORTER/EAST NEWS
Mateusz Lubczański
20.11.2019 11:03, aktualizacja: 22.03.2023 17:19

Gdy premier Morawiecki mówił o przyznaniu pierwszeństwa pieszym na pasach, włos zjeżył mi się na głowie. To jedna z gorszych decyzji wynikająca ze zwykłego populizmu, co potwierdzają wcześniejsze próby zmiany przepisów. Problem jest znacznie głębszy niż kwestia zapisów w kodeksie drogowym.

To był jeden z mocniejszych punktów expose. Zdaniem premiera pieszy powinien mieć pierwszeństwo już przed przejściem dla pieszych. To pokłosie wypadku na ulicy Sokratesa, gdzie mężczyzna zginął (niektórzy upierają się przy zwrocie "został zamordowany") z winy kierowcy jadącego 130 km/h w terenie zabudowanym. Czy gdyby miał on pierwszeństwo na pasach, do wypadku by nie doszło? To pytanie pozostanie otwarte. Faktem jest, że już w 2015 ustawa zmieniająca sytuację na pasach została odrzucona przez senat jednym głosem, a osoby powiązane z dokumentem uznały cały proces legislacyjny za farsę.

Chcę, aby było to wyjątkowo jasne: jestem za całkowitą ochroną najsłabszych uczestników ruchu drogowego. Jednak moje podejście do zachowania pieszych (i rowerzystów) zmieniła pewna kobieta, która wjechała na przejście dla pieszych na rowerze bez żadnego rozejrzenia się. Upomniana przez (prawdopodobnie) swojego chłopaka odpowiedziała mu w bardzo uroczy sposób: "ale to ja mam pierwszeństwo!". Do głowy przychodzi mi tylko jedna myśl: na cmentarzach są setki ludzi, którzy mieli pierwszeństwo.

Liczby ofiar wypadków nie zmniejszy się dodając kilka zapisów w nowelizacji ustawy. Pieszym (wśród których są też osoby z prawem jazdy!) brakuje wyobraźni – auto nie zatrzymuje się od razu, a w czasie szarówki o zauważenie ubranej na ciemno osoby jest trudno, czasem nawet w mieście. Na temat zwrócił uwagę już dawno temat Marcin Łobodziński, który zauważył, że w części szkół dzieci uczone są wchodzenia na zebrę na zielonym świetle, jednak bez sprawdzenia, czy nadjeżdżające auto w ogóle zamierza się zatrzymać.

Zapatrzeni w telefony przechodnie sprawili, że na asfalcie w Londynie pojawiły się napisy przypominające o rozejrzeniu się przed wejściem na jezdnię
Zapatrzeni w telefony przechodnie sprawili, że na asfalcie w Londynie pojawiły się napisy przypominające o rozejrzeniu się przed wejściem na jezdnię© Przemyslaw Fiszer/East News

Kierowcy z kolei nigdy nie mieli okazji doskonalić umiejętności. Program dodatkowych, obowiązkowych szkoleń po zrobieniu "prawka" od kilku lat jest martwy, bowiem żadna władza nie potrafi uruchomić potrzebnego modułu Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców. Właśnie dlatego na polskich drogach można zarejestrować tak mrożące krew w żyłach sceny jak poniżej.

Co jeszcze ciekawsze, samo Ministerstwo Infrastruktury jeszcze pięć miesięcy temu informowało, że piesi nie dostaną pierwszeństwa jeszcze przed wejściem na pasy. Wiceminister twierdził wówczas, że przeniesienie rozwiązań funkcjonujących w innych krajach nie jest właściwe. Zresztą, również i tam przepisy nie są idealne – w Austrii mówi się o umownym rozpoznaniu zamiaru pieszego, w Belgii z kolei to piesi muszą wziąć pod uwagę, z jaką prędkością poruszają się auta i zachować szczególną ostrożność.

Ministerstwo więc zmian nie chciało, ale promowało edukację kierowców i pieszych poprzez akcje informacyjne. Nie wierzę w nie, podobnie jak zapytani przez nas czytelnicy WP. Według badania Wirtualnej Polski najskuteczniejszym narzędziem w walce z piratami drogowymi byłoby znaczne podniesienie kwoty mandatów za wykroczenia drogowe.

Jest jeszcze inny sposób, sprawdzony w Jaworznie. To miasto, w którym przez 19 miesięcy nikt nie zginął na drodze, a ostatnie poważne zdarzenie drogowe miało miejsce w grudniu 2018 roku. Dlaczego? Tutaj politycy nie ingerowali w budowę infrastruktury, która jest dla ludzi, nie dla samochodów. Zwężono odcinki, gdzie kierowcy mają poruszać się wolniej, bowiem szeroka jezdnia zachęcała do szybkiej jazdy. Wybudowano jedyne w Polsce rondo holenderskie.

To skrzyżowanie, które zaprojektowano wychodząc z prostego założenia: bezpieczeństwo zależy od tego, jak szybko kierowca zauważy rowerzystę. Dlatego wokół "normalnego" ronda znajduje się kolejny pas dla jednośladów, w którym jadą one w jednym kierunku. Dlatego też trudno mówić o niespodziewanym pojawieniu się przed maską pędzącego pojazdu. A to jest właśnie jedną z głównych przyczyn śmiertelnych wypadków.

Do szybkiej zmiany prawa nie są gotowi ani kierowcy, ani piesi. Ci pierwsi nie znają przepisów lub nie potrafią przełożyć ich na codzienną jazdę. Brakuje też edukacji, która wykluczyłaby częste błędy pieszych. Wchodzenie na przejście bez rozglądania się to najważniejszy z nich, ale na pewno nie jedyny. Nie brakuje pieszych, którzy idąc nocą są przekonani, że skoro oni widzą samochód, to jego kierowca też ich zauważył. Do tego dochodzą osoby, które nie potrafią właściwie oszacować odległości potrzebnej do zatrzymania się jadących ulicą pojazdów. Nawet pieszy, który ma pierwszeństwo, musi zachować zasadę ograniczonego zaufania. Błąd będzie go kosztował znacznie więcej niż kierowcę.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (91)