Jechał 248 km/h po autostradzie. "I co z tego? Przecież to bezpieczne"

Jechał 248 km/h po autostradzie. "I co z tego? Przecież to bezpieczne"

Jechał 248 km/h po autostradzie. "I co z tego? Przecież to bezpieczne"
Źródło zdjęć: © fot. mat. prasowe
Marcin Łobodziński
24.09.2019 08:31, aktualizacja: 22.03.2023 17:59

Kierowca żółtego Mercedesa-AMG GT miał świadomość tego, gdzie i przede wszystkim, czym jedzie. Jego sportowa maszyna została skonstruowana do dużych prędkości i blisko 250 km/h to dla niej nic. Internauci więc pytają: po co w ogóle dawać mu mandat?

Wczoraj napisałem:

"Polskie przepisy są wciąż łagodne dla osób drastycznie przekraczających prędkość poza obszarem zabudowanym. Pędzący autostradą A4 kierowca mercedesa został ukarany wysokim mandatem (prawdopodobnie 500 zł) i 10 punktami karnymi za jazdę z prędkością 248 km/h. To oznacza przekroczenie prędkości o ponad 100 km/h poza terenem zabudowanym, ale zgodnie z przepisami nie grozi za to zatrzymanie prawa jazdy".

Czy powinienem dodać, że to dobrze? W końcu, po co kupować takie samochody, skoro nie można nimi zwyczajnie poszaleć? Przecież są do tego przystosowane, nie ma nic złego w tym, że łamie się przepisy, które przecież nie uwzględniały takich aut. Przecież ustawa "Prawo o Ruchu Drogowym" ma już 20 lat, a nowelizacje nie przewidziały tak szybkiego rozwoju motoryzacji. Nie przewidziały tego, że to, co kiedyś Porsche oferowało do modelu 911 Turbo, można mieć dziś w kompakcie. Przewidziały jednak, że każdy samochód może być pociskiem do zabijania.

Dziś samochody są naprawdę szybkie, a te najbardziej sportowe, jak m.in. Mercedes-AMG GT, wychodzą poza granice wyobraźni wielu osób. Gdybym tylko ja, kierowca powiedzmy niezły, przewiózł przypadkową osobę po torze tym autem, byłoby w szoku. Gdyby to zrobił instruktor z Akademii AMG, mogłaby zemdleć. Może trzeba posadzić ustawodawcę na prawy fotel i zrobić mu taką przejażdżkę? Może tych policjantów z grupy SPEED, żeby wreszcie dali spokój "normalnym" kierowcom, którzy kupili sobie sportowe auta chyba nie po to, żeby jeździć przepisowo?

"Po to płacimy za autostrady i to nie małe pieniądze, żeby móc po nich jeździć... proste" - pisze jeden z komentujących.

Mam nadzieję, że autor miał na myśli: po to płacimy, by czuć się na nich bezpiecznie.

To mi przypomina sytuację z rowerzystami. Tymi w kaskach i butach do wpięcia w pedały. Kupują rowery szosowe, którymi nie da się jeździć po ścieżkach rowerowych. Więc nie będą przecież oddawać rowerów. Twierdzą, że mają prawo jeździć po szosie, nawet obok takiej ścieżki. Nielegalne? To spróbujcie to zrobić rowerem na tak cienkich i twardych oponach. Zupełnie brakuje wam wyobraźni.

A teraz na serio…

… kompletnie nie rozumiem, co się wydarzyło pod artykułem, a tym bardziej w komentarzach pod postem na Facebooku z linkiem do tego artykułu. To chyba ta druga strona się odezwała, bo przecież nie dalej jak pół roku temu napisałem to:

Oj, wtedy w ponad setce komentarzy odezwało się ponad stu prawilnych kierowców, którzy za każdym razem, gdy tylko jest to możliwe, zmieniają pas na prawy. Po wyprzedzeniu jednego TIR-a, zjeżdżają, by za chwilę hamować i znów zmienić pas na lewy i tak w kółko. Bo takie są zasady, a zasad trzeba się trzymać. Ale gdzie oni są, kiedy ktoś jedzie 248 km/h po autostradzie? Czyżby tym razem odezwała się "opozycja"?

Chyba wcale nie opozycja. To ci sami, którym przeszkadza kierowca jadący z prędkością 140 km/h lewym pasem autostrady, bo zgodnie z najprostszą logiką nie ma sensu co chwila zmieniać pasa i psuć płynność jazdy innym kierowcom, którzy i tak szybciej jechać nie mogą. To przecież oni piszą: "jedzie taki i blokuje pas”. Blokuje, jadąc 140 km/h? Komu? Teraz już wiem. Przecież 100 km/h więcej to nic złego.

Mam wrażenie, że nie mają oni pojęcia, czym jest prędkość powyżej 200 km/h, a co dopiero 248. Jeździłem sportowymi samochodami, także lepszymi niż Mercedes-AMG GT. Dzięki temu wiem, co może się zdarzyć przy takiej prędkości. Pewnie, że hamulce wytrzymają, a dla sportowych opon to dopiero rozgrzewka, ale tak można sobie prawić na torze, na pasie lotniska.

Autostrada to miejsce publiczne, gdzie inni kierowcy mogą popełnić błąd, źle ocenić sytuację lub po prostu zasnąć, zapatrzyć się w telefon. Co z tego, że krzykniesz "takim powinni zabierać prawo jazdy", albo "to jego wina", skoro to ty jedziesz ponad 200? Czy po zabiciu siebie i kilku innych osób jakiekolwiek znaczenie będzie miało to, kto popełnił błąd? Kto w tym czasie był skupiony, a kto gapił się w telefon?

Na niemieckich autostradach zdarzało się, że jechałem 200 km/h, a nawet więcej. Czy to było bezpieczne? Absolutnie nie! Jeśli mówimy o bezpieczeństwie, jeszcze jako takim, za limit uważam jakieś... 180 km/h i to przy małym ruchu. Tak szczerze. Nawet w rozmowie w cztery oczy, nie powiem, że więcej. Powyżej 200 km/h każdy pojazd, jaki na mojej jezdni tylko byłby w zasięgu wzroku, jest potencjalnym zagrożeniem śmiercią. Wiecie, dlaczego tak uważam?

Bo jestem świadom tego, że każdy może zrobić coś głupiego lub popełnić błąd. Że nagle może się zdarzyć coś nieprzewidzianego. A samochód jadący tak szybko to pocisk masowego rażenia, kiedy tylko na chwilę straci się nad nim kontrolę. Nie potrzebuję statystyk panie Adamie, że prędkość 250 km/h jest wysoce niebezpieczna na autostradzie. Zwłaszcza w Polsce, gdzie nie jesteśmy do takich prędkości przyzwyczajeni. My wszyscy, w tym także ja.

Panie Tomaszu, mam odpowiedź na pańskie pytanie:

”No dobra to teraz niech mi ktoś odpowie, gdzie można pojechać w Polsce szybko i pobawić się samochodem,... Odpowiedź jedź sobie na tor proszę sobie darować”.

Zdziwiłby się pan być może, gdyby choć raz znalazł się na torze. Prędkość na prostej nie daje takiej satysfakcji jak w zakręcie. Inna sprawa, że zawsze można z Polski wyjechać i w Niemczech "bawić się" do woli. Pańskie pytanie brzmi trochę jak:

"kupiłem sobie karabin i gdzie mógłbym postrzelać. Odpowiedź ‘jedź na strzelnicę’ proszę sobie darować".

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (74)