Nie ignoruj kar z zagranicy. To droga do poważnych tarapatów

Nie ignoruj kar z zagranicy. To droga do poważnych tarapatów

Więzienie za równowartość 21,70 zł. W Niemczech nie ma żartów
Więzienie za równowartość 21,70 zł. W Niemczech nie ma żartów
Źródło zdjęć: © WP
Tomasz Budzik
18.06.2019 13:21, aktualizacja: 28.03.2023 10:40

W 2018 r. 1,5 mln Polaków popełniło w europejskich krajach wykroczenia drogowe zarejestrowane przez fotoradary. Zignorowanie pisma z zagranicy może mieć poważne konsekwencje, a miejscowe służby bywają zdeterminowane.

Na skrzynkę dziejesie.wp.pl zwrócił się do nas nasz czytelnik, który na własnej skórze przekonał się, że z niemieckim wymiarem sprawiedliwości nie ma żartów. "Przesyłam kopię nakazu aresztu dla mnie w wymiarze jednego dnia, orzeczonego przez sąd grodzki, który otrzymałem w Niemczech za niezapłacenie 5 euro i 11 centów kary. Do tego są zdolni Niemcy" - napisał pan Dariusz.

Choć sprawa naszego czytelnika dotyczyła zakłócania spokoju, a nie wykroczenia drogowego, jasno pokazuje nam, na ile zdeterminowane mogą być zagraniczne służby. W części państw najwyraźniej wychodzi się ze słusznego skądinąd założenia, że nie tyle wysokość kary, ale jej nieuchronność wpływają na zmianę postawy. Powinni mieć to na uwadze kierowcy, którzy wjeżdżają do Niemiec.

Jak wynika z informacji Ministerstwa Cyfryzacji, w 2018 r. do polskiego punktu kontaktowego zgłoszono 1,5 mln zapytań o właścicieli pojazdów przyłapanych za granicą przez fotoradary. Najwięcej z nich, bo aż 729 tys., pochodziło właśnie z Niemiec. Na kolejnych miejscach znalazły się Włochy (143 tys.) i Francja (133 tys.). Co robić w razie otrzymania takiej niechcianej korespondencji?

Wielu zmotoryzowanych kusi, by nie robić nic. W końcu co może zrobić im urząd innego kraju? Nie wolno zapominać, że jesteśmy w Unii Europejskiej, co oznacza też skuteczniejsze karanie zagranicznych kierowców. Zignorowanie listu wzywającego do złożenia wyjaśnień spowoduje skierowanie sprawy do sądu w kraju zamieszkania właściciela pojazdu. Sądy rzadko zajmują się rozstrzyganiem zasadności nałożenia mandatu. Rozpatrują jedynie formalne aspekty sprawy. Zazwyczaj kończy się więc potwierdzeniem proponowanej w liście kary. I to w najlepszym przypadku.

Na korespondencję z zagranicy należy odpowiedzieć. Okoliczności zdarzenia, o które chodzi, można opisać w swoim ojczystym języku. Część zmotoryzowanych po otrzymaniu mandatu po prostu decyduje się go nie regulować. Trzeba pamiętać jednak o tym, że jeśli kierowca wróci do kraju, w którym ma tak niezakończoną sprawę, policja w razie kontroli otrzyma informację o zaległościach, a wtedy kara nas nie minie.

Jeżdżąc za granicę należy pamiętać, że w wielu krajach podejście do kwestii kontroli prędkości jest znacznie bardziej rygorystyczne niż w Polsce. Nie jest niczym zaskakującym fotoradar w kolorze otaczającej go infrastruktury czy nawet zakamuflowany. Zagraniczne służby mają też niższy próg tolerancji. O ile u nas kierowca przekraczający dozwoloną prędkość o 10 km/h, a w niektórych miejscach nawet 20 lub 30 km/h, nie musi obawiać się mandatu, to za granicą może wystarczyć kilka nadprogramowych kilometrów na godzinę. W Niemczech przekonał się o tym choćby Robert Lewandowski, który opowiadał, jak dostał mandaty za minimalne przekroczenia prędkości.

Zdarza się również, że dochodzi do pomyłek. Nasza czytelniczka otrzymała wezwanie do złożenia wyjaśnień w związku z przekroczeniem w Garmisch-Partenkirchen dopuszczalnej prędkości o 8 km/h. Tyle, że na zdjęciu za kierownicą widać mężczyznę. Co więcej, choć kobieta ma auto osobowe, wezwanie dotyczy ciężarówki. Takie nieporozumienia również należy wyjaśnić. W przeciwnym przypadku urzędnicy mogą nie zorientować się w pomyłce, a informacja o sprawie obciąży konto niewinnej osoby.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (10)