Nieduże pieniądze i jesteś kierowcą wyścigowym. Przez chwilę byłem jednym z nich

Nieduże pieniądze i jesteś kierowcą wyścigowym. Przez chwilę byłem jednym z nich

Nawet jeśli auto ma 20 lat, na wyścigowych oponach i zawieszeniu daje mnóstwo frajdy.
Nawet jeśli auto ma 20 lat, na wyścigowych oponach i zawieszeniu daje mnóstwo frajdy.
Źródło zdjęć: © Fot. Grzegorz Kozera
Marcin Łobodziński
30.05.2019 11:53, aktualizacja: 28.03.2023 10:52

Pierwszy raz miałem okazję prowadzić samochód wyścigowy. Nie był to 500-konny potwór, ale historyczna Toyota Celica startująca w cyklu Toyota Racing Cup. I nie trzeba być milionerem, by wciąć w nim udział. Wystarczy 50 tys. zł.

Cztery weekendy i osiem wyścigów za kierownicą Toyoty Celiki GT za 40 tys. zł netto – oto najatrakcyjniejsza oferta na zostanie kierowcą wyścigowym w Polsce. Puchar Toyota Racing Cup w Wyścigowych Samochodowych Mistrzostwach Polski tym historycznym pojazdem, kojarzonym bardziej z rajdami, to jeden z najlepszych sposobów na odskocznię od amatorskich track dayów w kierunku prawdziwego motorsportu.

W cenę wliczone jest praktycznie wszystko – wypożyczenie samochodu i jego pełna obsługa, wraz z oponami i paliwem. W gestii kierowcy pozostaje wyścigowy ubiór, nocleg, wyżywienie i ubezpieczenie NNW. Auta są w tej samej specyfikacji technicznej, wyposażone w klatkę bezpieczeńśtwa i sportowe akcesoria, a także wyścigowe zawieszenie, opony i hamulce. Moc 2-litrowego silnika to ok. 195-200 KM. Wszystkie są tak samo strojone – mają to samo oprogramowanie w komputerze sterującym. Efekt? Liczy się umiejętność kierowcy, a nie samochód.

Samochód, paliwo, serwis, części - to wszystko jest w cenie całego sezonu ścigania.
Samochód, paliwo, serwis, części - to wszystko jest w cenie całego sezonu ścigania.© Fot. Grzegorz Kozera

Co ważne, auto prowadzi się dziecinnie łatwo, o czym miałem okazję się przekonać. Jeśli myślisz, że sobie nie poradzisz, bo nigdy nie jeździłeś samochodem wyścigowym, to od razu ci powiem – będziesz w szoku jakie to proste. Oczywiste jest, że historyczna Celica jest daleka od topowego sprzętu wyścigowego, a bliska autu drogowemu, ale właśnie o to chodzi, żeby się dobrze bawić i doskonalić technikę jazdy.

Zawodnicy przyjeżdżają do Poznania – tylko na ten tor – w czwartkowy wieczór. W piątek odbywają się odbiory administracyjne oraz techniczne, a także treningi i sesje kwalifikacyjne. W sobotę i niedzielę są wyścigi.

Na początek Yaris na torze

Celicą miałem okazję pojeździć w ramach Toyota Media Cup, czyli pucharu dla dziennikarzy. Jeździliśmy po torze Poznań w ramach przygotowania do finału, który odbędzie się na Slovakia Ringu. I przyznam, że była to moja pierwsza poważna przejażdżka po tym obiekcie.

Najpierw Yaris GRMN...
Najpierw Yaris GRMN...© fot. Mariusz Zmysłowski

2 godziny spędzone na oglądaniu onboardu pozwoliły mi zapamiętać nitkę toru oraz mniej więcej punkty hamowania, ale skok w rzeczywistość był bolesny. Pierwsze kilka okrążeń pod czujnym okiem instruktora były jak jazda we mgle.

W ramach zapoznania się z torem dostałem Yarisa GRMN, na którego temat wreszcie wyrobiłem sobie opinię. Auto dość nerwowe, żywe, ale wyjątkowo stabilne, ma w czasie jazdy jedną wadę, która może być też zaletą – bardzo mocny dół silnika. Potężny moment obrotowy od niskich obrotów powoduje, że łatwo o uślizg przedniej osi na wyjściu z zakrętu, nawet jeśli ma się wpięty zbyt wysoki bieg.

Zobacz test wideo na torze Poznań Mateusza Żuchowskiego:

Szpera pomaga, ale nie niweluje poślizgu w 100 procentach. Ogólnie jazda Yarisem na seryjnych oponach przypominała trochę przejażdżkę po mokrym asfalcie, choć w Poznaniu było sucho i ciepło.

Toyota Yaris GRMN - jej miejsce to drogi publiczne.
Toyota Yaris GRMN - jej miejsce to drogi publiczne.© fot. Mariusz Zmysłowski

Jak jeździ wyścigowa Toyota Celica GT z Toyota Racing Cup?

Przesiadka do wyścigowej Celiki zupełnie zmieniła sytuację. Auto surowe, z klatką i kubełkami, niedoskonałą pozycją za kierownica i ten kask, który nie mieścił się do końca w kabinie. Musiałem jechać z lekko pochyloną w prawą stronę głową. Do tego opadające lusterko wsteczne, które miało być gwarancją bezpieczeństwa na torze, na którym tego dnia trenowali prawdziwi kierowcy wyścigowi w prawdziwych samochodach sportowych.

To, co zrobiło na mnie największe wrażenie, to łatwość prowadzenia auta. Stara Celica to solidna konstrukcja z układem kierowniczym, pracą pedałów i mechanizmu zmiany biegów, jakich wiele dzisiejszych drogowych samochodów mogło by jej pozazdrościć. Poza potwornym hałasem w środku i pewną niewygodą wynikającą z zastosowania sportowych foteli i pasów, mógłbym nią jeździć na co dzień.

Przyczepność na slickach jest nieporównywalnie większa niż na drogowych oponach Yarisa. Stara Celica daje mnóstwo frajdy.
Przyczepność na slickach jest nieporównywalnie większa niż na drogowych oponach Yarisa. Stara Celica daje mnóstwo frajdy.© Fot. Grzegorz Kozera

Zwłaszcza, gdybym miał na co dzień jeździć po torze. A mógłbym, bo trudno mnie było z auta wysadzić. Samochód prowadzi się bajecznie, przedni napęd pozbawiony szpery nie przeszkadza, bo moc nie jest aż tak duża, a charakterystyka silnika wolnossącego pozwala uzyskać niesamowitą płynność jazdy. Nieporównywalnie większą niż w doładowanym, dzikim Yarisie GRMN.

Celica dzięki ogumieniu typu slick klei się do asfaltu jak przystało na prawdziwy samochód wyścigowy i generuje dużą siłę hamowania. Myślałem, że nie poradzę sobie bez ABS-u, bo widziałem jak inni wypadają z toru właśnie przy hamowaniu, ale poszło mi nadspodziewanie dobrze. Przejażdżka Celicą na slickach pokazała, gdzie jest miejsce przednionapędowego hot hatcha – na pewno nie na torze.

A może jednak?

Po przejechaniu kilkunastu okrążeń Celicą z czystej ciekawości spróbowałem jeszcze raz jazdy Yarisem. Znając już trochę tor spodziewałem się dużego zawodu, a tymczasem byłem miło zaskoczony.

Limitowany do 400 egzemplarzy GRMN z 212-konnym silnikiem to niezły rozrabiaka, który potrafi się trzymać dzielnie ogona pucharowej Kii Picanto, a na prostej bez problemu dogonić wyścigowe Mini ryczące na torze jakby miało 400 KM.

Najsłabszy punkt Yarisa GRMN - hamulce są za małe i szybko się kończą.
Najsłabszy punkt Yarisa GRMN - hamulce są za małe i szybko się kończą.© fot. Mariusz Zmysłowski

Choć Yaris GRMN to samochód stosunkowo krótki i wysoki jak na hot hatcha, nie jest to problemem. Potrafi myszkować przy hamowaniu, a używając hamulca w łuku trzeba być gotowym na boczne uślizgi, ale wszystko pozostaje pod kontrolą.

Skrzynia biegów pracuje świetnie, silnik ma moc w każdym zakresie obrotów, a skuteczność hamulców nie pozostawia wątpliwości co do tego, że jest samochodem sportowym. Gorzej z ich odpornością na długotrwałą pracę – mieliśmy z tym problem na torze. No ale cóż, miejscem nawet najlepszego hot hatcha wciąż jest droga publiczna.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)