(fot. Dominik Kalamus/Kia Platinum Cup)

Mój wyścig w Kii Picanto był zupełnie inny, niż się spodziewałem. Tak wygląda motoryzacyjne spełnienie

W teorii puchar stukonnych Picanto nie brzmi jak spełnienie wyścigowych ambicji. W praktyce starty w tej serii są doświadczeniem wykraczającym poza motoryzacyjne emocje. Niezależnie czy chcesz się wyszaleć na torze, czy łączyć swoją karierę z motorsportem, nie musisz szukać dalej: Kia Platinum Cup jest dla ciebie.

Kia Platinum Cup to najdłużej funkcjonująca polska markowa seria wyścigowa. Choć jest już z nami od trzynastu lat, sam zacząłem się nią interesować na poważnie dopiero kilkanaście miesięcy temu. Byłem wtedy w momencie, na który trafia w końcu zapewne wielu polskich kierowców, którzy chcieliby podnieść swoje kompetencje i emocje za kółkiem. Mając już pewne doświadczenie na torach, chciałem się spróbować w prawdziwym motorsporcie.

W takich przypadkach wiele młodych osób bierze się za KJS-y lub gokarty. Pierwsza z tych opcji budziła we mnie pewne obawy co do bezpieczeństwa rywalizacji. Gokarty z kolei też nie są w stanie w pełni wypełnić doświadczenia jazdy pełnowymiarowym samochodem, poza tym dość szybko starty nimi okazują się zaskakująco drogie.

(fot. Dominik Kalamus/Kia Platinum Cup)
(fot. Dominik Kalamus/Kia Platinum Cup)

Po eliminacji kolejnych alternatyw, bardzo korzystną opcją okazuje się puchar organizowany przez polskiego importera Kii. Już na pierwszy rzut oka seria ta wygląda dobrze: nieduże Picanto zbliżone konstrukcyjnie do drogowych odpowiedników na pewno nie będą za szybkie i pozwolą się pobawić, prawda?

Już mój pierwszy kontakt z Kia Platinum Cup uświadomił mi, że rzeczywistość jest zupełnie inna. Dużo lepsza. To prawdziwa, pełnokrwista seria wyścigowa. Startując w niej można poczuć się jak najprawdziwszy zawodnik. To wszystko zanim jeszcze dojdzie do momentu pierwszego startu. On z kolei daje dawkę motoryzacyjnych wrażeń, których nie dostanie się w dużo droższych czy potencjalnie szybszych autach.

(fot. Dominik Kalamus/Kia Platinum Cup)
(fot. Dominik Kalamus/Kia Platinum Cup)

Oto pięć rzeczy, które najbardziej mnie zaskoczyły podczas mojego pierwszego startu:

1. To w pełni profesjonalna seria wyścigowa, która jest traktowana bardzo serio

Kia Platinum Cup posiada rangę Mistrzostw Polski przyznaną przez Polski Związek Motorowy. Teraz seria ta rozgrywana jest także pod zwierzchnictwem FIA, co gwarantuje jej najwyższy poziom bezpieczeństwa, ale i międzynarodową rozpoznawalność. W tym roku poza zawodnikami z Polski startuje także dwóch obywateli Węgier.

Wśród sześciu rund jedna jest rozgrywana w Polsce (naturalnie na Torze Poznań), a pozostałe pięć na najlepszych obiektach w tej części Europy. Aż połowa z nich znana jest z Formuły 1. Zawodnicy odwiedzają kolejno Hungaroring na Węgrzech, Red Bull Ring w Austrii, Tor Poznań, Slovakiaring, Most w Czechach i kultową Monzę we Włoszech.

(fot. Dominik Kalamus/Kia Platinum Cup)
(fot. Dominik Kalamus/Kia Platinum Cup)

Mistrzostwa Picanto traktowane są więc tak samo, jak gdyby to były wyścigi którejś z topowych Formuł. Zawodnicy zakładają pełne kombinezony, bieliznę niepalną z odpowiednimi atestami, kaski wraz z systemem HANS. Auta są przygotowane przez zespoły, które opracowują różne strategie i ustawienia. Nad wszystkimi z kolei czuwają profesjonalni sędziowie, którzy omawiają z zawodnikami przed startem zasady toru na briefingu.

2. Jeżdżąc w tej serii szybko stajesz się zawodnikiem z krwi i kości

Uczestnik Kia Platinum Cup szybko może poczuć się więc jak prawdziwy kierowca wyścigowy, bo tutaj nim rzeczywiście się staje. Dodatkową zaletę stanowi opieka organizatora serii, czyli Kii. Firma zapewnia na każdym torze profesjonalną infrastrukturę, szerokie wsparcie oraz obsługę medialną.

(fot. Dominik Kalamus/Kia Platinum Cup)
(fot. Dominik Kalamus/Kia Platinum Cup)

Docierając na swój pierwszy start w pucharze Kii zakładałem, że jadę na spotkanie z piętnastoletnimi dzieciakami, którzy bez ładu i składu szaleją po torze. Spotkałem tymczasem doświadczonych, profesjonalnych zawodników, którzy zaskakują swoją dojrzałością tak na torze, jak i podczas wypowiedzi dla mediów. Dla młodych kierowców taka seria to szkoła życia wykraczająca daleko poza naukę jazdy. Jednak oczywiście startujący najbardziej zaimponowali mi umiejętnościami za kierownicą.

3. Pucharowe Picanto są bardzo szybkie. Jeżdżą, jak nigdy nie pojedzie żadne auto drogowe

Kolejnym z moich chybionych założeń, które pokazały tylko moją ignorancję, było oczekiwane przeze mnie tempo tych aut. Pucharowe Picanto napędzane są wolnossącymi silnikami o pojemności 1,2 l, które osiągają 100 KM przy 6350 obr./min. To wszystko przekłada się na przyspieszenie do 100 km/h w 8 s i prędkość maksymalną rzędu 190 km/h.

Ktoś może pomyśleć, że są to osiągi, które zna ze zwykłego auta do miasta, a nie wyścigów. Rzeczywiście, podczas jazdy na wprost wrażenia zza kierownicy nie są zbyt imponujące. Ale wszystko zmienia się na pierwszym zakręcie. Pucharowe Picanto są w końcu stworzone, by osiągać jak najlepsze wyniki na torach. Cała konstrukcja jest więc lekka (850 kg) i sztywna.

(fot. Dominik Kalamus/Kia Platinum Cup)
(fot. Dominik Kalamus/Kia Platinum Cup)

Dorzucając do tego jeszcze torowe zawieszenie mogę z całą stanowczością przyznać, że ten niepozorny maluch był w stanie dostarczyć mi emocji na torze, jakich nie jest w stanie dać żadne Porsche czy Lamborghini. Jest tak z bardzo prostego względu: wyczynowe Picanto jest zaprojektowane tak, by jechać nim cały czas na maksimum możliwości. Wielką satysfakcję daje tu stopniowe przybliżanie się do możliwości tego samochodu i korzystanie z przyczepności, którą uda się wywalczyć z tych podzespołów.

W każdy kolejny zakręt wjeżdża się z coraz większą prędkością, a wyjeżdża z coraz większym poślizgiem. Trik polega bowiem na tym, że przy tym całym wyposażeniu auta te posiadają dalej drogowe opony Kumho. Dzięki temu udział w wyścigach jest znacznie tańszy, a jazda wymaga jeszcze więcej precyzji i odwagi. Wyobraź sobie widok rzędu małych aut, które atakują zakręt zderzak w zderzak w poślizgu, trzymając tylne wewnętrzne koło w powietrzu. O to właśnie chodzi w wyścigach!

(fot. Dominik Kalamus/Kia Platinum Cup)
(fot. Dominik Kalamus/Kia Platinum Cup)

4. Udział w Kia Platinum Cup staje się sposobem na życie

Wobec początkowej rezerwy do startów małą Kią jeszcze bardziej zaskoczył mnie fakt, jak szybko mnie ta seria pochłonęła. W tym roku startuję już w pełnym cyklu tych mistrzostw i pomimo, że jest to sześć rund (stosunkowo niedużo - w Formule 1 jest ich w tym sezonie 21), to jest to rozrywka na cały rok. Pierwsze miesiące spędza się na przygotowaniach, a około trzytygodniowe przerwy pomiędzy kolejnymi rundami mijają bardzo szybko.

Przez ten czas także żyjesz startami. Zaczynasz oglądać nagrania z przejazdów z kolejnych torów, analizujesz starty z poprzednich lat. Rozmawiasz z mechanikami obsługującymi auto, instruktorami i innymi zawodnikami. Ci w końcu stają się twoimi kolegami, a cała seria staje się ważną częścią twojego życia.

(fot. Dominik Kalamus/Kia Platinum Cup)
(fot. Dominik Kalamus/Kia Platinum Cup)

5. Starty nie są zarezerwowane dla elit

Na koniec powinien nadejść moment, w którym wszystkie nakręcone do tego momentu marzenia pryskają jak bańka po poznaniu kosztów udziału w tej serii. Ale nie tym razem. Odpowiedź na pytanie "a ile to wszystko kosztuje?" nie jest wcale taka zła.

Nie są to oczywiście grosze, ale kwoty stosunkowo niskie, jak za profesjonalne wyścigi. Sam samochód kosztuje około 60-65 tys. zł. Dochodzą do tego jeszcze koszty startów, które należy wyliczać na co najmniej kilkanaście tysięcy złotych na rundę.

Istnieją jednak sposoby, by wydatki te zmniejszyć. Na rynku pojawiają się już samochody z rynku wtórnego, które można dostać czasem w promocyjnej cenie. Kia Platinum Cup daje także stosunkowo duże szanse znalezienia sponsorów na swoje starty, ponieważ jeżdżące w niej samochody, jak i sami zawodnicy, mogą liczyć na dobrą ekspozycję w mediach. Sama seria ma już swoich własnych, dużych sponsorów (Orlen Oil, BNP Paribas), dzięki którym koszty uczestnictwa są obniżane już na starcie. Ponadto dobre wyniki nagradzane są przez organizatorów nagrodami finansowymi.

(fot. Dominik Kalamus/Kia Platinum Cup)
(fot. Dominik Kalamus/Kia Platinum Cup)

Jeśli chcesz się przekonać na własne oczy, jak wyglądają wyścigi Picanto w rzeczywistości, doskonała okazja nadarza się już w drugi weekend czerwca. W dniach 14-16.06 Kia Platinum Cup zagości bowiem na Torze Poznań. Warto się wybrać, bo może następnym razem na torze pojawisz się już jako zawodnik.

(fot. Dominik Kalamus/Kia Platinum Cup)
(fot. Dominik Kalamus/Kia Platinum Cup)
Źródło artykułu:WP Autokult
Komentarze (2)