Polski samochód będzie "bardzo" polski. Wygląd jak u Japończyków, robiony przez Niemców

Polski samochód będzie "bardzo" polski. Wygląd jak u Japończyków, robiony przez Niemców

Koncept "Curie" autorstwa Mariusza Tomiczka. Jeden ze zwycięzców konkursu Electromobility Poland
Koncept "Curie" autorstwa Mariusza Tomiczka. Jeden ze zwycięzców konkursu Electromobility Poland
Źródło zdjęć: © Fot. Materiały prasowe
Michał Zieliński
04.04.2019 14:55, aktualizacja: 28.03.2023 11:23

Telenowela z polskim samochodem elektrycznym trwa. Teraz przedstawiciel EMP zdradza, jak auta – bo już jest mowa o kilku modelach – będą wyglądać. Najbardziej pożądana cecha, czyli polskość projektu, gdzieś po drodze chyba przestała mieć znaczenie.

Początkowo mówiło się, że prototyp polskiego samochodu elektrycznego będzie gotowy na wiosnę 2019. Patrząc za okno widzę, że wiosna 2019 już jest, lecz prototypu jak nie było, tak nie ma. Electromobily Poland, czyli spółka odpowiedzialna za auto, przeszło jednak sporo zmian od rozpoczęcia działalności w 2016 roku. Chociażby w kwietniu 2018 roku, kiedy to pojawił się nowy prezes. To on poinformował dziennik.pl o ostatnich decyzjach, jakie zapadły w sprawie "elektryka" znad Wisły.

Polskie auto, tylko że nie

Rozmowa dotyczyła między innymi wyglądu. Dowiadujemy się, że EMP planuje wprowadzić trzy modele kompaktowe. Jeden z nich ma być SUV-em, drugi pięciodrzwiowym hatchbackiem. Firma przepytała 1500 Polaków o to, jakiej stylistyki oczekują od narodowego samochodu. Podobno większość chce, by auto przyciągało spojrzenia na ulicy, a jako punkt odniesienia wskazują marki japońskie: Toyotę, Nissana czy Hondę. Oglądając rysunki konceptów faktycznie widać inspiracje projektami tych producentów.

EMP podkreśla też, że dla Polaków ważne jest, by samochód był polski. Dlatego pojawiają się zapewniania o produkcji w Polsce i wykorzystaniu potencjału narodowych inżynierów. To z kolei pięknie kontrastuje z decyzją ogłoszoną przez EMP w marcu 2019 roku. "Za budowę polskiego samochodu elektrycznego odpowiedzialna będzie niemiecka firma EDAG Engineering" - czytam na money.pl. Co prawda EMP zapewnia, że będzie to polski oddział, a za całość mają być odpowiedzialni polscy inżynierowie, ale wydźwięk jest jasny.

Tak więc mamy nasz polski samochód: z nadwoziem jak u Japończyków i zrobiony przez Niemców. Będę podkreślał tę "polskość" auta, ponieważ to samo robi EMP. To samo mówił też premier Morawiecki, gdy – jeszcze nim objął stanowisko prezesa rady ministrów – zapowiadał plan elektryfikacji Polski. Milion aut na drogach do 2025 roku. Minęły 3 lata i do miliona brakuje nam już tylko trochę powyżej 990 tys. Sukces!

Czy my chcemy polskich aut?

Dla EMP podkreślenie pochodzenia auta jest kluczowe również z powodów biznesowych. W rozmowie z serwisem dziennik.pl jest wyraźnie podkreślane, że wszyscy, którzy z nostalgią patrzą na takie "polskie" auta jak fiat 126p, fiat 125p czy warszawa, na projekt reagują pozytywnie. Piotr Zaremba, prezes spółki, w rozmowie z portalem zauważa, że Niemcy wybierają auta z Niemiec, Francuzi te z Francji, a Włosi włoskie. Logika podpowiada, że podobnie powinno być w Polsce. Tylko, czy na pewno tak będzie?

Zajrzyjmy na listę najpopularniejszych aut w Polsce. Produkowany w Gliwicach Opel Astra zajął w 2018 roku zaszczytne trzecie miejsce, ustępując dwóm Skodom: Octavii i Fabii. Fiata 500 z Tychów na liście nie ma. Zamiast niego wolimy kupić Toyotę Aygo, która trafiła na 30-tą lokatę rankingu. Tyle dobrze, że układ napędowy do japońskiego auta jest produkowany w Wałbrzychu, więc pół punktu dla Polski. Z Poznania wyjeżdża natomiast Volkswagen Caddy, którego próżno szukać w rankingu.

Trochę lepiej sytuacja wyglądała w 1999 roku, kiedy tych aut z naszych fabryk było więcej. Fiat Seicento, Daewoo Matiz, Daewoo Lanos, Fiat 126 EL, Opel Astra Classic, FSO Polonez – z pierwszej dziesiątki sprzedaży aż 6 modeli było produkowanych w Polsce. Z drugiej strony, najbardziej polski z nich, czyli Polonez, sprzedawał się relatywnie kiepsko. Mimo tego, że kosztował nawet mniej niż Seicento.

Wątpliwości jest więcej

Może nie mam racji. Może polski samochód okaże się hitem i zmiecie konkurencję z rynku. Ba, nawet wiem, od czego to zależy. Od ceny. EMP nie zdradza, ile będzie kosztować narodowy "elektryk". Ma być "atrakcyjny cenowo", cokolwiek to oznacza. Przystępnego "elektryka" chce też wprowadzić Volkswagen i jakoś bardziej ufam jednemu z największych producentów na świecie niż trzyletniemu startupowi, szczególnie że niemiecki producent mówi o kwotach rzędu Golfa z dieslem pod maską.

Słyszymy też, że samochód EMP będzie mieć 300-400 km zasięgu, a produkcja ruszy w 2023 roku. Zagraniczna konkurencja już dzisiaj oferuje auta z bardziej wydajnymi bateriami, jak np. Kia e-Niro, która na jednym ładowaniu przejeżdża ponad 600 km. W ciągu 4 lat wyniki zagranicznych auta z pewnością się jeszcze poprawią.

Tak więc może okazać się, że nalepka "poskładane w Polsce" nie będzie największą, a jedyną zaletą samochodu EMP. Tylko wtedy po co jest takie auto? Bo miś był przynajmniej "nasz i przez nas wykonany". A ten polski samochód tak jakby nie do końca.

Po co jest ten Miś

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (30)