Dopłaty do elektryków robią wrażenie. Trzeba jednak zdać sobie sprawę z ograniczeń

Dopłaty do elektryków robią wrażenie. Trzeba jednak zdać sobie sprawę z ograniczeń

Ładowarki stają się coraz bardziej oblegane. Ładowanie jest jednak znacznie dłuższe od zwykłego tankowania
Ładowarki stają się coraz bardziej oblegane. Ładowanie jest jednak znacznie dłuższe od zwykłego tankowania
Źródło zdjęć: © Eastnews
Mateusz Lubczański
15.02.2019 10:16, aktualizacja: 28.03.2023 11:49

Ministerstwo Energii planuje dopłaty do samochodów elektrycznych sięgające 36 tys. zł. To dużo, jednak po zachłyśnięciu się elektromobilnością czeka nas zimny prysznic. "Elektrykom" daleko do ideału, a sprawdzą się zaledwie w wąskim spektrum zastosowań.

36 tys. zł działa na wyobraźnię – za taką kwotę można kupić niezły używany samochód, a nawet bardzo słabo wyposażone nowe auto. Tyle planuje dopłacić resort do każdego elektryka, który wyjedzie na drogę. Do miliona samochodów elektrycznych w 2025 roku raczej nie dobijemy, ale i tak jest to niezły start.

Po kilku testach "elektryków" do entuzjazmu kierowców podchodzę z dużą ostrożnością. Jak donosi Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych, zakup w pełni elektrycznego pojazdu rozważa 17 proc. kierowców, co jest dużym skokiem w porównaniu do 12,4 proc. jeszcze w 2018 roku. Nie bez znaczenia jest nagonka na silniki Diesla (które są wydajniejsze niż kiedykolwiek) jak i zjawisko smogu (który w znacznej części nie jest dziełem transportu).

Samochody elektryczne dalej będą drogie

Nawet dopłaty do samochodów elektrycznych nie sprawią, że drogi zaroją się od elektryków. Najtańszy z nich – Renault Twizy – będzie kosztował ok. 20 tys. zł, co jest niezłą propozycją, jeśli pasjonujecie się jazdą gokartami bez drzwi. Renault Zoe (który już może być nazwany "normalnym" autem), będzie kosztował 100 tys. zł. Popularny Nissan Leaf wyceniony będzie na ok. 125 tys. zł. Mimo wszystko trudno to nazwać okazją. Zwłaszcza w kraju, gdzie przeciętny Kowalski kupuje zazwyczaj auto z drugiej ręki.

Ich ładowanie zajmuje wieczność

Jeśli nie masz wyznaczonej ładowarki w pracy, to nie jest auto dla ciebie. O ile ładowanie na "mieście" zajmie zaledwie godzinę, to samych punktów nie jest dużo, a część z nich zajmują taksówkarze. Jeśli liczysz na taryfę nocną, cóż, pojemność baterii wymusza ładowanie ze zwykłego gniazdka na poziomie nawet 12 godzin. Chyba, że zamontujesz sobie w garażu szybką ładowarkę, co oprócz dodatkowych kosztów pozwoli naładować najpopularniejsze auto elektryczne w 7,5 godziny.

Elektryki nie mają sensu, jeśli mieszkasz w bloku

Inżynier Renault w rozmowie z Michałem przyznał, że samochody elektryczne mają być jak telefony, które podłączamy do ładowania przy każdej okazji. Z podobnego założenia wychodzi Ministerstwo Energii, ograniczając korzyści dla zwykłych aut hybrydowych (których nie ładuje się z gniazdka). Wyobraź więc sobie, że twoje auto to gigantyczna komórka, której nie możesz ładować w domu, a jedyny kontakt znajduje się w centrum miasta. I oczywiście jest zajęty. Powodzenia!

Jaguar I-Pace. Jeśli dopłaty wejdą w życie, jego cena spadnie do 300 tys. zł
Jaguar I-Pace. Jeśli dopłaty wejdą w życie, jego cena spadnie do 300 tys. zł© fot. Michał Zieliński

Zimą nie dojedziesz daleko

Pomimo tego, że w przeważającej części kraju prawdziwa zima pojawia się na kilka dni w roku, niskie temperatury dają się we znaki pojazdom elektrycznym. Nie chodzi wyłącznie o pobierającą prąd klimatyzację, ogrzewanie foteli czy kierownicy. Sama bateria również potrzebuje odpowiedniej temperatury do działania. Dlatego też w niskich temperaturach zasięg potrafi spaść nawet o 60 kilometrów – i to bez specjalnego wykorzystania akumulatorów. O tym, jak elektryki nie radzą sobie zimą, niech świadczą niedawne wydarzenia ze Stanów Zjednoczonych. Właścicielom niektórych z nich nie udało się nawet wejść do środka.

To nie są auta na trasy

Producenci prześcigają się w powiększaniu zasięgu, a w Polsce infrastruktura rozwijana jest przy trasach szybkiego ruchu. Tymczasem w trasie o wiele lepiej sprawdzają się auta wodorowe, chyba że lubicie ładować auto co godzinę. Oczywiście aut wodorowych w Polsce nie można kupić, a pierwsze stacje powstaną za kilka lat.

Nie są tak ekologiczne jak myślisz

Do wykorzystania baterii wymagane są metale rzadkie, które - jak sama nazwa wskazuje - są rzadkie. Dokładniej – znajdują się tylko w Kongo, gdzie lokalni watażkowie starają się sprzedać ich jak najwięcej po niskiej cenie. Poza tym, przejechanie jednego kilometra elektrykiem w Polsce równa się emisji CO2 takiej, jak gdybyście jechali średniej klasy limuzyną. I tak pozostanie, póki prąd będą wytwarzać głównie elektrownie węglowe. A więc jeszcze przez lata.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (43)