Systemy autonomiczne to nie fanaberia. To odpowiedź na społeczeństwo, które nie potrafi się skupić

Systemy autonomiczne to nie fanaberia. To odpowiedź na społeczeństwo, które nie potrafi się skupić

Nie tylko ci, którzy używają telefonu podczas jazdy, są rozproszeni.
Nie tylko ci, którzy używają telefonu podczas jazdy, są rozproszeni.
Źródło zdjęć: © Fot. Reporters / STG/REPORTER
Michał Zieliński
02.10.2018 14:37, aktualizacja: 01.10.2022 16:49

Od 20 minut próbuję skupić się, żeby napisać ten tekst. Przesiadłem się, włączyłem muzykę, a teraz zacząłem kręcić jakimś sznurkiem, który leży obok mnie. Skoro nie potrafię zmusić się do pełnej uwagi nad tym jednym zadaniem, to jak mam zachować czujność jadąc samochodem?

Problem, o którym piszę, nie dotyczy tylko mnie. W obecnych czasach coraz więcej osób łatwo rozprasza się przez atakujące nas z każdej strony bodźce. Reklamy na billboardach, lecąca w tylu miejscach muzyka czy – a może przede wszystkim – smartfony stale podłączone do internetu. Dlaczego miałbym poświęcać swoją pełną uwagę obserwacji, czy nadjeżdża mój autobus, skoro w kilka kliknięć mogę oglądać ulubioną serię na YouTubie? O, przejechał, a ja tego nie zauważyłem. Przyjedzie kolejny. Wracam do filmików.

Gdy już w końcu uda mi się wsiąść do autobusu, obserwuję ludzi, którzy robią dokładnie to samo. Ze słuchawkami w uszach pochłaniają pokłady informacji wgapieni w smartfony. Wyglądam przez okno. Kierowca w samochodzie obok w ręce ma telefon. Coś czyta. Badanie z 2011 roku pokazało, że już 9 lat temu dziennie konsumowaliśmy 5 razy więcej treści niż w 1986 roku. Dr Martin Hilbert i jego zespół przeliczyli to nawet na ekwiwalent gazet, jakie przekazują tyle informacji. Wyszło 174 dziennie.

Jak więc mamy wybierać to, co najważniejsze? Teoretycznie to proste. Pilnowanie, by wysiąść na odpowiednim przystanku, powinno być ważniejsze od czytania o nowym telefonie, który wkrótce trafi na półki w sklepach. Teoretycznie. Przynajmniej kilkukrotnie przytrafiło mi się, że wygrywało jednak to drugie. Sądząc po tym, ile razy widziałem kogoś wyskakującego w ostatnim momencie przez zamykające się drzwi autobusu, jestem gotów powiedzieć, że nie jestem w tym odosobniony.

Potwierdza to również badanie przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Helsińskiego. Analizowali zachowanie osób w wieku 13-24 lat, by sprawdzić, jak używanie technologii wpływa na ich umiejętność skupienia uwagi na danym zadaniu. Okazało się, że ci, którzy częściej korzystają z wielu mediów jednocześnie, są łatwiejsi do rozproszenia. Co ciekawe, gry komputerowe mają odwrotny efekt.

Tylko co to ma do samochodów? Bardzo dużo. Prowadzenie auta wymaga pełnego skupienia. Trzeba na bieżąco analizować sytuację na drodze, pilnować trasy, którą się jedzie, a także obserwować otoczenie. Szczególnie przy podróżowaniu z wysokimi prędkościami chwila rozproszenia może skończyć się tragedią. Jeśli faktycznie wiele młodszych osób ma takie problemy ze skupieniem się, to oznacza, że trzeba znaleźć rozwiązanie. Moim zdaniem już je wymyśliliśmy. Mówcie, co chcecie o systemach autonomicznej jazdy, ale wygląda na to, że to one mogą w przyszłości nam zagwarantować spokój ducha.

Asystent pasa ruchu, adaptacyjny tempomat czy system awaryjnego hamowania w przypadku ryzyka kolizji w niektórych sytuacjach mogą zapełnić lukę, która jest spowodowana problemami ze skupieniem. Nie zrozumcie mnie źle. Nie uważam, że każdy, kto ma samochód wyposażony w te funkcje, może podczas jazdy spokojnie przewijać zdjęcia na Instagramie. W żadnym wypadku. O to zresztą dbają też producenci smartfonów, proponując rozwiązania jak Apple CarPlay czy Android Auto. Wyświetlają one najważniejsze funkcje smartfona na ekranie w samochodzie, tym samym zachęcając do schowania telefonu. Na systemy bezpieczeństwa powinniśmy patrzeć bardziej w kontekście czegoś, co nas wspomaga, niż wyręcza.

Pojawia się kwestia, czy jest to słuszna droga. Czy wychodzenie takim osobom naprzeciw jest dobrym pomysłem? W tym momencie trudno powiedzieć. Kuszącym jest stwierdzenie, że proponowanie takich "wspomagaczy" prowadzi tylko do większego rozluźnienia za kierownicą. Tylko że świat zna przykłady, gdy oferowanie potencjalnie szkodliwej pomocy przynosiło odwrotne rezultaty i koniec końców wychodziło wszystkim na lepsze. Dlatego teraz wstrzymam się z wydawaniem osądu.

Skoro zacząłem od siebie, to na sobie skończę. Za każdym razem, gdy czuję, że nie mogę się skupić na jeździe, to robię przerwę. Zapewniam sobie zastrzyk tych "rozkojarzaczy", aż będę znów na siłach, by kontynuować podróż. Chyba też powinienem zacząć grać w gry komputerowe, skoro pomagają utrzymać uwagę na konkretnym zadaniu. A tak to będę wspomagał się obecnymi rozwiązaniami. Tylko podkreślam: wspomagał, a nie opierał się na nich. Na to drugie jest zdecydowanie za wcześnie.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (10)